Widowiskowy klasyk w Superpucharze Hiszpanii buduje różne narracje

Klasyk

fot. Real Madrid

Real Madryt pokonuje Barcelonę w walce o finał Superpucharu Hiszpanii. Oba zespoły pokusiły się o istny rollercoaster, a na zwycięzców musieliśmy poczekać do dogrywki. Carlo Ancelotti znów udowodnił, że liczy się na każdym froncie. Xavi, że jest w stanie nawiązać rywalizację. Hiszpańska federacja górą, bo za produkt reklamacji nie będzie.

Środek sezonu, Arabia Saudyjska i już wiesz, że Hiszpania rozgrywa swój Superpuchar. To nowa rzeczywistość, do której trudno się przyzwyczaić. Głównie z uwagi na pobudki, którymi kieruje się RFEF wbrew opinii publicznej. W kontrze do piłkarzy, uczestników tej imprezy. Jednak biznes jest biznes. Być może cała ta otoczka sprawia, że część emocji się ulatnia. Oczekiwań właściwie nie było, więc wszystko, co nadprogramowe już cieszy oko. Każda bramka, każda minuta, w której Vinicius, czy Dembele dadzą nam trochę magii. Wbrew pozorom tego wczoraj nie brakowało. Pod wieloma względami dostaliśmy produkt kompletny i to sukces nie Barcelony, czy Realu Madryt. To triumf hiszpańskiego związku.

Obfity dwa akty

Real Madryt potrzebował dogrywki, aby wyeliminować Barcelonę. Po męczarniach, do których sam doprowadził. Najpierw kompletnie oddając inicjatywę po zdobyciu bramki. Podopieczni Ancelottiego poczuli się zbyt pewnie, przechodząc do niskiego bloku. Na własne życzenie zamknęli się w obrębie dwudziestego metra, a Barcelona szukała okazji. Z pomocą Alvesa, Dembele i Luuka de Jonga wlała nadzieję przed zmianą stron. W tym recitalu istotną rolę odegrał Eder Militao. Myślami daleko od boiska. Fatalny na poziomie indywidualnym, nawiązując do swojej wersji sprzed 2020 roku. Właściwie to jego kompani też nie świecili przykładem. Bezbarwny Nacho i półżywy Dani Carvajal. Nie trudno było dostrzec absencję Davida Alaby i to ważny sygnał na resztę sezonu.

Błogosławieństwem Barcelony okazał się wysoki pressing, choć szybko stało się jasne, że tempo nie pozwoli, aby w założeniu wytrwać do końca. Rywal również, albowiem Ancelotti nie miał zamiaru czekać na kolejny ruch przeciwnika. To Włoch chciał wymierzyć cios, a krucha formacja defensywna Blaugrany to bastion, będący w zasięgu. Zresztą wystarczy powiedzieć, że najlepszym zawodnikiem w destrukcji okazał się wracający do zdrowia Araujo. Występ Daniego Alvesa utwierdził w przekonaniu, że Brazylijczyk nie nadaje się na pełny mecz z rywalem dużego kalibru. Miarka w nodze nie wystarczy, aczkolwiek da się zrozumieć, że na pozycji nie ma konkurencji. Pique, czy Busquets to nie ta opowieść. Trudno zagrać wyższą linią, gdy nie nadążasz za rozwojem sytuacji. Trudniej przejść do obrony, jeśli wyprzedza cię sędzia, podążający za akcją rywala.

Pracowita zima Mateu Alemany’ego – sprawa Phelippe Coutinho i Ferrana Torresa

Tym samym bramka Benzemy to nie przypadek, a konsekwencja. Wymienności pozycji w ofensywie między Francuzem, a Rodrygo. Szerokości Viniciusa, który chętnie szukał pojedynków biegowych, tworząc przestrzeń partnerom. Przy wsparciu świetnie dysponowanego Modricia wystarczy niewiele, aby dopełnić formalności. Po drugiej stronie barykady za pracę znów musiał wziąć się niezastąpiony Ansu Fati. W momencie, gdy Ferran Torres nie zdołał wejść na odpowiedni poziom w debiucie, a Depay zniknął tuż po wejściu na boisko. Abde niepotrzebnie szukał dryblingu na dwóch, czy nawet trzech piłkarzy Realu. 20-latek ma nad czym pracować, ale to nie on budzi mieszane uczucia, a postać na wskroś skrajna – Ousmane Dembele.

Wbrew popularnej opinii

Przez jednych kochany za styl i potencjał, który drzemie gdzieś głęboko. Przez innych wypychany z uwagi na charakter i podejście do zawodu. Za kontraktową zabawę w kotka i myszkę i przeciąganie granicy Xaviego. Jak bardzo jest mu potrzebny? Wczorajszy mecz zbuduje dwie narracje. Optyczną, skupiającą się na zaangażowaniu w ataku. Bo przecież rozbudza, gdy koledzy usypiają. Prowadzi liczne rajdy, szukając pozycji do strzału i nierzadko przy tym gasi przeciwnika. To profil, który kochają kibice za jego widowiskowość.

Niemniej istnieje również druga strona medalu. Skutek, który finalnie daje niewiele pozytywów. Francuz próbuje kluczowych zagrań, ale niewiele z nich kończy się powodzeniem (5/15). Ścina do środka w gąszcz, zamiast poszukać zejścia na skrzydło. Wygrywa pozycję z przodu, przegrywa na polu zdominowanym przez oponenta, który zaraz wyjdzie z zabójczą kontrą (25 straconych piłek). W końcu uderza na bramkę, ale niecelnie (1/5). I nie trudno odnieść wrażenie, że finalnie ma ogromny wpływ na rezultat spotkania. Czy zatem 24-latek kogoś wam nie przypomina? Być może jeźdźca bez głowy, którym swego czasu był aktualnie imponujący Vinicius Junior.

Barca szuka swojego lidera, tak jak dziewiątki z prawdziwego zdarzenia, której brakuje od czasu Luisa Suareza. Luuk de Jong z pewnością nią nie jest i nie będzie, choć wczoraj wykonał kawał dobrej roboty. Odżył po odejściu Koemana, dając świetne zawody z Mallorką i Granadą. Wyrzucany przez środowisko pokazał, że w stawce może się liczyć, jeśli klub zimą nie będzie miał okazji na kolejne wzmocnienia. Temat Moraty jest skomplikowany nie bardziej niż powrót Suareza. Limity cisną, a księgowe grożą. Mateu Alemany lubi wyzwania, a Xavi rotację. Mając Depaya, Torresa, a niebawem i Braithwaite’a ten transferowy niewypał przynajmniej do lata wciąż ma rację bytu.

Klasyk – oni wrócili!

Możemy debatować nad przyszłością Dembele i Depaya. Zastanawiać się nad przyszłością Pedriego i Fatiego, którzy wchodzą w środek rozróby po dłuższej przerwie i nie odstają na milimetr. Ferować wyrok, co wydarzy się w Madrycie, gdy na murawie zabraknie Benzemy i Viniciusa. Jovic, Mariano, Hazard, Bale to śmiech przez łzy. Gdy złota jedenastka Ancelottiego zacznie się kruszyć, to dopiero otrzymamy odpowiedź, czy potencjał ławki jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo w walce o tytuły.

Na ten moment w obu obozach triumfuje jednak nie jednostka, a zespół. Podejście do trudów spotkania. Reakcja na boiskowe wydarzenia, walka do samego końca. Mimo tylu przeszkód na różnym poziomie. To zawsze przekona kibiców. Zawsze będzie stanowiło odbicie w dłużej perspektywie. A przynajmniej mentalne, bo zdrowotnie może być różnie. Kto wymyślił dogrywki w Superpucharze rozgrywanym w formie drabinki eliminacyjnej? W tym wszystkim wczorajszy klasyk odbieramy z uśmiechem na twarzy. Z ciekawością, co czeka nas dalej. To nawiązanie do rywalizacji obu ekip w erze Ronaldo i Messiego. Show, którego pragniemy jak prezentu na gwiazdkę. Niczym dziecko z wypiekami na twarzy rozpakowujemy kolejkę, która zapewni nam wiele pięknych chwil. W tym kontekście budująca jest katalońska młodzież. Rozwój Xaviego i konkrety, zamiast pustych słów. Rosnący w siłę Real Madryt u wujka Carletto, dla którego stolica miała być zabójcza po kadencji Zidane’a. Starcie tytanów w oryginale, a to lubimy najbardziej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x