Środowy felieton: Jak Puchar Azji staje się sztucznym tworem

W ostatnią sobotę rozegrano finał Pucharu Azji. Nie byłoby w tym nic egzotycznego, gdyby nie fakt, że rozegrano go w Australii i tym, że to “Socceroos” go wygrali. Mistrzostwa największego kontynentu na świecie z udziałem gościa z innej części globu. Gdzie, jak gdzie, ale w Azji nie brakuje zespołów, które mogłyby walczyć w turnieju, a mimo to AFC wyraziła w 2007 roku na przystąpienie Australii do konfederacji azjatyckiej.

Nie mam absolutnie nic przeciwko Australii i Australijczykom. Ba, uwielbiam Harry’ego Kewella, regularnie śledzę spotkania Australian Open i jestem fanem sydnejowskiej Opery, jako budowli. I marzyłem, by to w Australii odbyły się Mistrzostwa Świata 2022 (fantastyczna prezentacja kandydatury z udziałem sympatycznego kangura!). Nie zmienia to jednak tego, że nie podobają mi się takie praktyki. Do 2007 roku, “Socceroos” tylko dwa razy zakwalifikowali się na Mistrzostwa Świata. Byli niekwestiowanie najlepsi na kontynencie, ale FIFA przyznawała Australii i Oceanii zaledwie pół miejsce w stawce. Oznaczało to, że Australijczycy musieli walczyć o awans na Mundial w barażach, najczęściej przeciwko silniej reprezentacji z Ameryki Południowej.

Po zmianie konfederacji, Australia dwa razy przystępowała do kwalifikacji Mistrzostw Świata, dwukrotnie uzyskując awans. W zaledwie osiem lat, wyrównała wynik, na który pracowała przez poprzednie czterdzieści. W takim układzie po co w ogóle jakieś kontynentalne konfederacje, niech reprezentacje średniej europejskiej półki, jak na przykład Polska walczą o mundialową przepustkę w Ameryce Północnej, Afryce albo wspomnianej już Azji.

Akceptuje przypadki, w których w konfederacji gra reprezentacja kraju położonego, chociaż w minimalnym stopniu na terenie danego kontynentu, jak np. Turcja czy Rosja. Ale Australia w najmniejszej części nie leży w Azji. Od Azji oddzielają ją morza takie jak Timor, czy Arafura. Bądźmy chociaż trochę poważni. Inaczej każdy będzie grał, nie z sąsiadami z kontynentu, a z tymi, z którymi będzie miał łatwiej zdobyć kwalifikacje na Mistrzostwa Świata.

Azjaci, podobnie jak Europejczycy zdecydowali się zniszczyć prestiż swojej imprezy kontynentalnej rozszerzając ją o kolejne osiem drużyn w 2019 roku. To kolejna rzecz, której nie potrafię zrozumieć. Dlaczego pieniądze są ważniejsze niż prestiż danej imprezy. Nie jest tajemnicą, że większa liczba meczów to większe wpływy z biletów na mecze oraz z praw telewizyjnych. Tyle, że jakie są emocje w pojedynkach Japonii z Kambodżą, Korei Południowej ze Sri Lanką, czy Iranu z Filipinami? Żadne. Od takich potyczek są kwalifikacje, w której najsłabsi odpadają, by na turnieju najlepsi, grali z najlepszymi.

To jeden z powodów, dla którego cieszę się z konserwatyzmu FIFA. Póki co, nikt z rządzących tą organizacją nie dał zgody na to, by zepsuć prestiż imprezy poprzez sztuczne powiększanie grona zespołów walczących o Puchar Świata.


x