Nowy lider, rozczarowanie w hicie i świetne widowisko na Villa Park – podsumowanie 7. kolejki Premier League

premierleague.com

Premier League rozkręciła się już na dobre, chociaż – paradoksalnie – jej obroty zostały nieco zmniejszone. „Jej Wysokość” wcisnęła hamulec. Nie ma już tyle goli, nie ma już tak szalonych rezultatów i niespodzianek jakby trochę mniej. Oczywiście z pewnymi wyjątkami.

Sytuacja na angielskich boiskach zdaje się nieco uspokajać. Przez ostatnie tygodnie przejeżdżał przez nie prawdziwy rollercoaster, który nieco uatrakcyjniał rozgrywki. Było mnóstwo goli, było widowiskowo, były festiwale rzutów karnych. Cytując słowa z utworu Anny Jantar: „Nic nie może przecież wiecznie trwać”. Oczywiście nie oznacza to, że w jednych z najbardziej prestiżowych lig świata zrobiło się nieciekawie. Oto, co przyniósł nam miniony tydzień z Premier League.

Hit kolejki tylko na papierze (Manchester United vs Arsenal)

Przegląd wydarzeń zaczniemy od tego, które miało być jednym z najatrakcyjniejszych w 7. kolejce. Starcia Czerwonych Diabłów z Kanonierami niegdyś elektryzowały całą Anglię. No ale co tu się dziwić, jeszcze naście lat wstecz były bataliami o tron w lidze angielskiej. Teraz tak się złożyło, że obie ekipy do niedzielnego pojedynku przystępowały z drugiej dziesiątki. Dziwne nastały czasy, nie ma co.

Manchester United nie jeszcze w tym sezonie nie wygrał. Z kolei Old Trafford pozostawało dla Arsenalu twierdzą niezdobytą przez czternaście lat. No właśnie, pozostawało, bowiem w końcu udało się odczarować ten stadion. Nie było to porywające widowisko, brakowało okazji bramkowych, brakowało także charakteru, szczególnie w szeregach gospodarzy. To piłkarzom Mikela Artety bardziej zależało na zwycięstwie i na boisku było to po prostu widać. Mieli także nieco więcej szczęścia, no bo zdobycie zwycięskiego gola zawdzięczają jedynie głupiemu zachowaniu Paula Pogby. Francuz dopuścił się bezsensownego faulu w polu karnym, a Aubameyang nie zmarnował szansy na swojego (dopiero) drugiego gola w lidze.

Co się dzieje z Manchesterem United? Czerwone Diabły po sześciu rozegranych kolejkach mają na koncie zaledwie siedem punktów i zajmują katastrofalne, 15. miejsce w tabeli. Ciężko zrozumieć, jakim cudem drużyna, która pokonuje najpierw finalistę, a następnie niszczy półfinalistę Ligi Mistrzów, spisuje się tak przeciętnie na krajowym podwórku. Mauricio Pochettino chyba może powoli zacierać rączki na nową posadę w Premier League.

Nowy, stary lider Premier League (Liverpool vs West Ham)

Drużyna z najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii nie wygrała meczu ligowego na Anfield od kwietnia 2017. To już ponad trzy lata, 63 mecz z rzędu, a Liverpool nadal nie zamierza popsuć swojego niesamowitego rekordu. Tym razem ofiarą stał się West Ham. Drużyna Łukasza Fabiańskiego zaczęła nieźle, bo jako pierwsza strzeliła bramkę. We znaki kibicom Liverpoolu znowu mógł się dać absencja kontuzjowanego Virgila van Dijka. Gdyby Holender był na boisku, The Reds gola pewnie by nie stracili, ale wyszło jak wyszło Joe Gomez popełnił błąd i mistrzowie musieli gonić wynik. Jeszcze przed przerwą z karnego strzelił Salah, natomiast w końcówce komplet punktów uratował Diogo Jota. Tym samym, Portugalczyk po raz kolejny pokazał, że wydanie na niego kroci nie było wcale takim głupim pomysłem. Głupim pomysłem nie byłoby też znalezienie mu miejsca w pierwszej „11”, szczególnie kosztem absolutnie bezproduktywnego Firmino. Co pan na to, panie Klopp?

Dzięki triumfie w pojedynku z Młotami, Liverpool pierwszy raz w tym sezonie zameldował się na tak dobrze mu znanym fotelu lidera Premier League. Ciekawe, czy na tak długo jak rok temu.

Grad goli na Villa Park (Aston Villa vs Southampton)

Kto będzie nowym Leicester? Od początku sezonu wyglądało na to, że Everton wejdzie w buty czarnego konia rozgrywek. Wiadomo, jeszcze trochę za wcześnie, żeby dokonywać rozliczeń, jednak piłkarze Carlo Ancelottiego ostatnio trochę zawodzą w końcu przegrali drugi mecz z rzędu (1:2 z Newcastle). Aktualnie, w wielkim TOP6 znajduje się jeszcze jedna drużyna, której obecność w tym zacnym gronie wcale nie musi być niespodzianką i chodzi tutaj o Southampton.

Ekipa Jana Bednarka zagrała kolejny dobry mecz z uwzględnieniem bardzo dobrej pierwszej połowy. Święci wbili Aston Villi trzy gole i już właściwie mieli mecz pod kontrolą. Brylował James Ward-Prowse, który obecnie jest chyba najlepszym wykonawcą stałych fragmentów gry w całej Premier League. W drugiej części gry, gola dołożył jeszcze niezawodny Danny Ings, zatem 0:4, chyba już po herbacie, prawda? Niby tak, niby nie, bowiem gospodarze rozpoczęli dość stonowaną pogoń za wynikiem. Koniec końców, w ostatniej akcji meczu strzelili bramkę na 3:4 i tak już to spotkanie się zakończyło. Siedem goli, zatem otwarcie można powiedzieć: lubimy to.

Wróćmy jeszcze do tego nowego Leicester. Ekipa Southampton prezentuje się w bieżącym sezonie naprawdę nieźle. Goli traci dość sporo, ale równie sporo strzela. Obecnie zajmuje wysokie, 5. miejsce w tabeli i na pewno będzie chciała walczyć w tym sezonie o puchary. Ralpha Hasenhuttla na pewno na to stać.

Prawdziwa Chelsea Franka Lamparda? (Burnley vs Chelsea)

Chelsea w końcu zagrała naprawdę bardzo dobry mecz. Nie od dziś wiadomo, że Turf Moor wcale nie należy do łatwych terenów. Ekipa Burnley nie jest przyjemnym rywalem, a na swoim stadionie często potrafi sprawić niespodziankę. Niespodzianki w sobotnie popołudnie nie było, piłkarze Franka Lamparda wyszli na murawę z podniesionymi głowami i zrobili swoje. Kontrolowali każdy aspekt gry, spokój w defensywie zapewnił Kurt Zouma do spółki z Thiago Silvą oraz Edouardem Mendym. W pomocy brylował Kante, Mount, a także Havertz, a poczynania ofensywne wziął na siebie Hakim Ziyech. Był to pierwszy start Marokańczyka w Premier League, co więcej od razu zakończony statuetką dla najlepszego zawodnika meczu. The Blues pokazali siłę, pokazali też jak najprawdopodobniej będzie wyglądała prawdziwa Chelsea Franka Lamparda.

Burnley z kolei zupełnie jak w całym sezonie kompletnie nie istniało. Magia Seana Dyche’a po ponad ośmiu latach zaczyna się kończyć. Jego podopieczni już teraz są wymieniani w gronie zespołów, które będą walczyć o utrzymanie.

Kontrowersje i powrót legendy (Tottenham vs Brighton)

Ciężki dzień miał sędzia Graham Scott. Angielski arbiter podejmował dość niezrozumiałe decyzje, zatem w spotkaniu Kogutów z Mewami nie obyło się bez kontrowersji. Jeszcze w pierwszej połowie, Matt Doherty wyraźnie przytrzymywał w polu karnym wychodzącego na pozycję Leandro Trossarda. Belg padł na ziemię, reakcji ze strony sędziego nie było natomiast żadnej. W drugich 45 minutach piłkę na połowie przeciwnika dość ostro odebrał Adam Lallana. Piłkarze Brighton wymienili jeszcze kilka podań i ostatecznie Tariq Lamptey trafił do siatki gospodarzy. Jednak czy wcześniej nie było faulu?

Żeby nie mówić tylko o rzeczach negatywnych, wspomnieć należy, że nagłówki po tym spotkaniu skradł Gareth Bale. Walijski gwiazdor strzelił swojego pierwszego gola po powrocie w szeregi Tottenhamu. Asystował mu Sergio Reguilon, zatem może to pewne wytłumaczenie, dlaczego były gracz Realu celebrował głośnym „Vamoooos!”? Humor skrzydłowemu widocznie dopisywał, z resztą podobnie jak Jose Mourinho. Jego podopieczni wygrali kolejny mecz i zajmują bardzo dobre, 3. miejsce w tabeli. Nieco gorsze nastroje mogli mieć gracze FPL, bowiem dynamiczny duet Son-Kane w miniony weekend mocno nie zapunktował.

Lekcja futbolu od Lisów (Leeds vs Leicester)

W pierwszym meczu po wielkim powrocie do Premier League, Leeds podejmowało wielki Liverpool. Podopieczni Marcelo Bielsy ani trochę się nie przestraszyli, ba, byli po prostu świetni. W poniedziałkowy wieczór natomiast jakby nieco zapomnieli, że już od prawie dwóch miesięcy grają w angielskiej elicie. Wyglądali bardzo nerwowo, popełniali błąd za błędem, a Patrick Bamford raził nieskutecznością. Wszystko to, co Pawie w tym meczu robiły źle, piłkarze Brendana Rodgersa wykorzystywali bezlitośnie.

Ukłuli już w 2. minucie meczu, oczywiście po szybkiej kontrze i oczywiście po błędzie Robina Kocha. W pierwszej połowie karcili niefrasobliwe Leeds, jednak bramki wbili tylko dwie. Po zmianie stron do głosu doszli gospodarze: mieli piłkę przy nodze, ładnie nią grali, podawali sobie, ale co z tego? Przypadkowego gola strzelił Dallas, końcowa faza meczu to już bolesna lekcja futbolu od podopiecznych Rodgersa. Skończyło się na imponującym (4:1).

Bohater kolejki: James Ward-Prowse

Najpierw asysta po stałym fragmencie gry. Potem dwa fantastycznie wykonane rzuty wolne. Udział w trzech z czterech goli swojej drużyny, czyli wielki udział w zwycięstwie i ważnych trzech punktach. Świetny występ Anglika.

Antybohater kolejki: Paul Pogba

Bardzo głupi faul w końcowej fazie meczu, jednoznaczny z sprokurowaniem rzutu karnego. Oczywiście przełożyło się to na porażkę. Czy ktoś jeszcze pamięta jak dobry niegdyś był Paul Pogba?

Bramka kolejki: James Ward-Prowse vs Aston Villa

Takie rzeczy trzeba pokazywać juniorom. Perfekcja w każdym calu.

Mecz kolejki: Southampton vs Aston Villa

Siedem goli, w dodatku niektóre z nich niezwykłej urody. Pogoń za wynikiem, walka do ostatnich minut. No czego chcieć więcej?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x