Mistrzowie Drugiego Planu #1 – Marco Materazzi

reutersmedia.net

W nowym cyklu przybliżymy sylwetki piłkarzy, trenerów lub też działaczy, którzy są powszechnie znani przez nawet nie takich zagorzałych kibiców piłki nożnej, ale jednocześnie nigdy nie odgrywali lub nie odgrywają w swoich zespołach pierwszoplanowych ról. Takie postaci są mniej pamiętane w kontekście osiągnięć indywidualnych oraz drużynowych, a niejednokrotnie odgrywały ważną, lecz niedocenianą rolę w swojej drużynie.

espn.co.uk

Na pierwszy ogień wybrałem włoskiego obrońcę, którego prawdopodobnie zna każdy kibic piłki nożnej, który pamięta finały mistrzostw świata w Niemczech. W meczu finałowym doprowadził do szału Zinedine’a Zidane’a, a ten potraktował go „z dyńki” w klatkę piersiową, kończąc tym samym swój udział w meczu. Czerwona kartka była formalnością. Maco Materazzi, bo o nim mowa, odegrał kluczową rolę w całym turnieju mistrzowskim, a także przez wiele lat odgrywał znaczącą rolę w Interze Mediolan. Niestety dla jego udanej kariery, został przez wielu zapamiętany głównie z incydentu z Zidane’em. Byłem ciekawy, czy może tylko ja tak go zapamiętałem? Może inni kibice jednak lepiej wspominają jego długą karierę w Interze? Postanowiłem to sprawdzić, na jednej z największych grup Facebook’owych dotyczących piłki nożnej umieściłem ankietę, w której spytałem z czego bardziej pamiętają włoskiego obrońcę i zgodnie z moimi przewidywaniami odpowiedzieli, że ze starcia z wybitnym francuskim zawodnikiem. No cóż, szkoda.

„To, co wtedy powiedziałem, było głupie. Nie zasłużyłem jednak na taką reakcję”

W ten sposób Marco odniósł się do zdarzeń z finału mistrzostw świata ponad 10 lat później. Chciał jakoś zakończyć tę sprawę, spotkać się z Francuzem i spokojnie pogadać. Z tego co wiem, to nigdy nie doszło do takiego spotkanie. Materazzi przyznał się, że podczas meczu obrażał siostrę, a nie matkę francuskiego pomocnika. Całe szczęście, że ostatecznie przemyślał sprawę i nazwał swoje czyny głupimi, aczkolwiek na pewno tym wydarzeń przyćmił dobry w swoim wykonaniu turniej. Mimo, że to trudne, to chciałbym już więcej nie wracać do tej sytuacji w moim tekście i skupić się na bogatej karierze naszego dzisiejszego bohatera.

Trudne początki

Pierwsze lata kariery nie były dla Marco usłane różami. Uczył się twardej gry w niższych ligach włoskich, gdzie nie odnosił znaczących sukcesów. W sezonie 1994-1995 nastąpił pewien przełom w jego karierze. Grając w trzecioligowym Trapani, wraz z kolegami był bardzo blisko historycznego awansu do Serie B. Ostatecznie Trapani przegrało wtedy mecz barażowy z zespołem Gualdo, ale 21-letni wówczas Marco był najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem. Pomimo braku awansu do wyższej klasy rozgrywkowej, w kolejnym sezonie zagrał w Serie B, ale w barwach Perugii. Nie udało mu się jednak przebić do pierwszego składu i kolejny sezon spędził w dobrze znanym przez Kamila Wilczka Carpi. Tam jednak też nie poradził sobie zbyt pięknie, zupełnie tak jak Wilczek, ale został na tyle zauważony, że rok później zaskakująco znalazł się w niebieskiej części Liverpoolu. Koniec lat 90-tych musiał być jakimś modnym czasem na sprowadzanie włoskich obrońców na Wyspy, bo przecież niedługo przed Marco, wylądował tam również inny legendarny obrońca klubu z Mediolanu – Gennaro Gattuso. W Evertonie Materazzi trochę pograł – 27 meczów i 2 gole. Te statystyki nie robią wrażenia, ale na pewno zebrał cenne szlify grając w angielskim stylu. Nie przekonał do siebie włodarzy angielskiego klubu i po sezonie wrócił do Perugii. Sezon 2000-2001 okazał się być przełomowy w jego karierze. Gdy wydawało się, że zostanie typowym włoskim walczakiem, który krąży od klubu do klubu, Materazzi zadomowił się w pierwszym składzie i jako środkowy obrońca postanowił strzelić 12 bramek ustanawiając rekord Serie A w ilości bramek strzelonych przez obrońcę. Perugia zajęła w lidze 11 miejsce, ale Materazzi był największym wygranym, gdyż zgłosił się po niego wielki Inter, który marzył aby się odkuć po nieudanym sezonie, w którym zajął 5 miejsce. I tak się zaczęła jego „czarno-niebieska” legenda.

Internazionale Materazzi

Do zespołu z Mediolanu Marco wszedł bez żadnych kompleksów. Pierwszego gola strzelił już w drugim meczu. Grał dużo i był świetnym stoperem charakteryzującym się twardą grą i częstymi utarczkami słownymi z przeciwnikami. Już w pierwszych sezonach dała o sobie znać jego porywcza natura. Najbardziej znana jest sytuacja, gdy podczas meczu z Lazio, krzyknął w kierunku Alessandro Nesty – „To ja wygrałem wam tytuł!”, co odnosiło się do zeszłosezonowego zwycięstwa Perugii nad Juventusem, które bardzo przybliżyło Lazio do wygrania ligi.

W 2004 roku trenerem Interu został Roberto Mancini i już na wejściu usadził naszego bohatera na ławce rezerwowych. Ten jednak nie załamywał się i szukał nowego pracodawcy. Ciężką pracą i wykorzystywaniem maksymalnie swoich szans, poprzez strzelanie kilku kluczowych bramek, powrócił do wyjściowej „11”. Sezon 2006/2007 był przełomowy, Inter zdobył upragnione „Scudetto”, a Materazzi wraz Fabio Grosso byli duetem nie do przejścia. Pod koniec sezonu zostali nominowani do drużyny roku UEFA, a Materazzi dodatkowo zgarnął nagrodę dla najlepszego obrońcy Serie A. Apetyty „Nerrazzuri” na sukces w Europe w kolejnym sezonie urosły, a presja otoczenia była coraz większa. Niestety na taki sukces musieli jeszcze trochę poczekać. W sezonie 2007/2008 wielu kibiców obwiniało właśnie Marco Materazziego za niepowodzenie w Lidze Mistrzów. W 1/8 finału nie wytrzymał presji i już w 30 minucie meczu opuścił Anfield z czerwoną kartką podczas starcia z Liverpoolem. Niepowodzenia w Europie, a także w lidze spowodowały, że Inter pożegnał się z trenerem Mancinim, ale media i kibice byli także zniesmaczeni kiepskim sezonem w wykonaniu Materazziego.

„The Special One”

„Mourinho był dla nas tarczą, przyjacielem, ojcem i bratem. Potrafiłby rozerwać nas na strzępy lub dać porządną reprymendę. Wiedział jak odpowiednio pociągać za sznurki podczas gry, a rezultaty widzicie sami”

W takich słowach o portugalskim szkoleniowcu wypowiadał się Materazzi. Nic dziwnego, „Mou” odmienił grę Interu. Robił dokładnie to samo, co wcześniej w Porto i Chelsea, a kibice szaleli widząc piękną grę zawodników Interu. Tak naprawdę Marco grał niewiele pod wodzą Portugalczyka, ale na podstawie różnych wywiadów i nagrań można zauważyć, że stworzyła się między nimi niesamowita więź. Materazzi na każdym kroku wychwalał doskonały warsztat trenerski i podejście Jose Mourinho, a ten z kolei wielokrotnie powtarzał, że cieszy się, że ma go w drużynie. W 2010 roku Inter zgarnął potrójną koronę wygrywając Serie A, Coppa Italia oraz Ligę Mistrzów. Znane są obrazki po finale LM w Madrycie, kiedy to wzruszony Mourinho żegnał się czule właśnie z Materazzim wiedząc, że za chwilę zostanie szkoleniowcem Realu Madryt. Marco pod wodzą Mourinho osiągnął szczyt swojej kariery, która już niedługo później miała się skończyć. Zagrał dla Interu w prawie 300 spotkaniach i zdobył 15 trofeów.

Joker turnieju

Materazzi w 2006 roku został mistrzem świata. O tym już wspominałem, ale ten występ również idealnie pasuje do określenia go mianem „Mistrza Drugiego Planu”. Pojechał do Niemiec jako zmiennik dla Alessandro Nesty. Nic nie zapowiadało jakoby miał dużo w tym turnieju pograć, jednak los miał wobec niego inne plany. W ważnym meczu grupowym z Czechami, Nesta doznał kontuzji, zastąpił go właśnie Materazzi i to nie byle jak! Marco strzelając bramkę uratował cały turniej Włochom i zadomowił się w wyjściowym składzie ekipy, której trenerem był Marcelo Lippi. Marco jednak nie byłby sobą gdyby nie zrobił czegoś głupiego – w meczu 1/8 finału z Australią obejrzał czerwoną kartkę, przez co pauzował w ćwierćfinale z Ukrainą. Włosi dotarli do finału, w którym show skradł właśnie Marco Materazzi. Najpierw dał Francuzom rzut karny po faulu na Maloudzie, który wykorzystał Zidane, żeby później samemu strzelić bramkę po dokładnym dośrodkowaniu Andrei Pirlo. Grał naprawdę bardzo dobry mecz, a w drugiej części dogrywki sprokurował czerwoną kartkę dla Zidane’a, po wszystkim nam znanej sytuacji , którą również wspomniałem wcześniej.

fifa.com

Mistrz Drugiego Planu

Marco Materazzi nigdy nie był pierwszoplanową postacią w drużynach, w których grał. Bardzo często był jednak postacią, bez której zespół nie osiągnąłby tego, co osiągnął. Swoją twardą grą i agresywnością nie był ulubieńcem kibiców. Nie utkwił im również w pamięci dzięki swojej pięknej grze. Jako postać drugoplanowa wygrał w futbolu prawie wszystko, a jednak głownie został zapamiętany z incydentu z Zidane’em. Dla mnie Marco Materazzi był i będzie jednym z najwybitniejszych obrońców włoskich w tym wieku, który dołożył swoją cegiełkę i do wygrania Serie A, jak i również powiedziałbym, że dołożył wręcz cegłę do zdobycia przez Włochy mistrzostwa świata w 2006.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x