Michał Zawada o sytuacji w Barcelonie: “Od teraz musimy mieć kogoś, kto to weźmie za mordę, brzydko mówiąc, i zacznie rządzić.”

Barca

facebook: fcbarcelona

Michał Zawada, kibic jak i socio Barcelony, opowiedział nam między innymi o swoich początkach z kibicowaniem oraz o sytuacji panującej w FC Barcelonie.

Dawid Dodat – piłkarskiswiat.com: Jest Pan kibicem Barcelony już od wielu lat, do tego jest Pan socio. Kiedy i od czego zaczęła się ta cała przygoda z kibicowaniem Barcelonie?

Michał Zawada – socio oraz kibic Barcelony: Zaczęło się to wszystko w dzieciństwie, ponieważ sam grałem w piłkę. To był taki siermiężny czas w Polsce – smutny początek lat 80. W telewizji piłki na wysokim poziomie było bardzo mało. Jak Telewizja Polska pokazywała już jakieś klubowe rozgrywki, to były to zazwyczaj półfinały i finały Pucharu Europy [dawniej LM – przypis red.]. Pamiętam, że był finał Pucharu Europy ze Steauą Bukareszt w 1986 roku [zakończony bezbramkowym remisem – przypis red.], który Barcelona przegrała po tych nieszczęsnych karnych, w których również nie udało się piłkarzom Barcy nic strzelić. Patrzyłem na to jak oni grają w piłkę i to nie była taka piłka, jaką znałem z naszych boisk. Polska piłka była wtedy na wysokim poziomie, jednak tamten mecz był kompletnie czymś innym. Pełna koncentracja, kontrola gry, po prostu rozgrywanie i każdy zawodnik tej futbolówki dotykał. Zresztą później Barcelona to udoskonaliła.

Jako dzieciak uważałem to za strasznie niesprawiedliwe, że drużyna grająca tak fajnie w piłkę nie wygrała tamtego Pucharu Europy. Uznałem, że trzeba im kibicować. No ale nie przypuszczałem, że będę musiał czekać na ten puchar aż 6 lat! Po drodze za wiele meczów nie widziałem przez te kilka lat – niestety dało się obejrzeć tylko jakieś pojedyncze spotkania. Tak kupowało się Przegląd Sportowy i człowiek patrzył gdzie ta Barcelona jest w tabeli, czy wygrywają, czy przegrywają. Nawet nie miałem pojęcia, że rywalizują z Realem Madryt, takie kibicowanie bez antypatii.

A świadome kibicowanie to już lata 90. – Puchar Europy drużyny Cruyffa. Aż człowiek chciał tam pojechać i to zobaczyć. Pod koniec lat 90. udało się pojechać, ale jeszcze wtedy nie miałem pieniędzy żeby wejść na stadion. Pojechałem do Barcelony, oglądałem mecz siedząc w pubie (śmiech).

Czyli można powiedzieć, że cała przygoda zaczęła się od takiego rozczarowania.

Taka trochę dziwna sytuacja. No ale kibice Barcelony długo byli kibicami drużyny, która głównie przegrywała. Kibicowało się dlatego, że drużyna ciekawie grała i miała piłkarzy, którzy przyciągali uwagę. W szeregach Barcy byli przecież Koeman, Stoichkov, Romario. Jeszcze wcześniej Lineker, którego pamiętamy z mistrzostw w 1986, gdy strzelił trzy gole w meczu Polska – Anglia. Trochę było to dziwne kibicowanie wtedy.

Teraz ta Barcelona jest osiągalna, mamy wiele sposobów na obejrzenie tych spotkań, a nawet drużyny rezerw. Nie trzeba mieć jakiś wielkich pieniędzy żeby tam pojechać i to obejrzeć. Wtedy było o to zdecydowanie trudniej.

Czy ten ostatni okres z Bartomeu jako prezydentem nie był tym najgorszym odkąd śledzi Pan Barcelonę?

On był o tyle dziwny, że ja miałem pełną świadomość, w którym kierunku to zmierza. Cały czas miałem przeczucie, że finansowo klub dąży w stronę przepaści. Wynikało to z tego, że widziałem jak wyglądają raporty, jak wyglądają zarobki tych piłkarzy, no i jak wygląda struktura finansowa klubu. Wiedziałem, że to musi się po prostu wywrócić. Poza tym widziałem, że drużyna nie wygrywa w Lidze Mistrzów, że ten futbol „odjeżdża”. To znaczy odjeżdża nie tylko Barcelonie, ale i innym drużynom hiszpańskim. Odjeżdżają drużyny angielskie i powoli również niemieckie. Satysfakcja tylko z tego, że wygrywało się i ligę, i z Realem nie była już tak wielka, ponieważ miało się myśl, że z takim poziomem prędko nie dobijemy do reszty czołówki Europy.

Nie wspominając już o nawiązaniu do czasów Guardioli czy też Enrique. No ale prawdopodobnie nikt nie sądził, że to wszystko zakończy się takim blamażem jak 8:2 z Bayernem Monachium w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. To był trudny okres, podobnie jak ten za Gasparta – są to dwa podobne okresy. Tamten zakończył się prezydenturą Laporty, ale nie było takiej zapaści finansowej, nie było długów na poziomie miliarda euro. Teraz to są takie długi, że Barcelona szybko się z tego kryzysu nie wygrzebie.

Myśli Pan, że nowy prezydent na starcie będzie musiał pożegnać się z Messim, Fatim bądź Pedrim żeby w jakikolwiek sposób odratować te beznadziejną sytuację finansową?

Uważam, że sprzedaż tych piłkarzy, na którym w tej chwili oparty jest zespół, czyli właśnie Pedri, Fati czy Messi, jest drogą, która prowadzi donikąd. Skończyłoby się to absolutnym fiaskiem projektu sportowego. W momencie, w którym nie ma takiego projektu, to automatycznie nie ma niczego, co by mogło przyciągnąć kibiców na trybuny po pandemii. Osobiście już w tym momencie zastanowiłbym się dwa razy, czy pójść na mecz tak grającej Barcy.

Potrzeba mieć jakiś magnes, który przyciągnie kibica – czymś takim są właśnie ci młodzi piłkarze. Poza tym wydaje się, że Messi jest coraz bliżej pozostania w Barcelonie. Uważam, że on, wraz z Pique, są zawodnikami, którzy są gotowi obniżyć swoje pensje na tym ostatnim etapie kariery, żeby coś jeszcze dać tamu klubowi. Jeśli już kogoś się pozbywać, to piłkarzy, którzy sporo kosztują klub i nic do niego nie wnoszą.

Wspomniał Pan o tym, że zastanowiłby się Pan, czy pojechać teraz na mecz Barcelony. A jak to wyglądało przed pandemią? Często bywał Pan na Camp Nou czy na naszych polskich stadionach?

Na Camp Nou starałem się być trzy, cztery razy do roku. Starałem się jeździć tak, żeby obejrzeć zarówno ligę, jak i Ligę Mistrzów za jednym razem. Oprócz tego ze dwa wyjazdowe mecze gdy Barcelona trafiła w Lidze Mistrzów na takie ekipy jak BVB, Bayern Monachium czy też drużyny z Anglii. Dużo było takich ciekawych wyjazdów. Pewnie zebrałoby się ich gdzieś koło setki.

A w Polsce z racji chociażby pracy przy piłce nożnej praktycznie co kolejkę byłem na jakimś meczu Ekstraklasy.

A czy któryś z nich zapadł jakoś szczególnie w pamięć?

Na pewno meczem, który będę pamiętał do końca życia jest manita z Realem, czyli 5:0 na Camp Nou. To był taki mecz, po którym z emocji i radości nie dało się zasnąć aż do rana. Do tego jeszcze trzy dni przed wspomnianym klasykiem Vive Kielce [piłka ręczna – przypis red.] mierzyła się z Barceloną w Lidze Mistrzów, gdzie padł remis. To był naprawdę mega wyjazd do Barcelony.

Jeżeli chodzi o spotkania zapadające w pamięć, to na pewno wygrany 3:1 finał LM na Wembley przeciwko United.

Poza tym lubię jeździć na mecze z Celtikiem Glasgow – świetna atmosfera, którą tworzą kibice. Lubię również podróżować do San Sebastian na mecze przyjaźni. Poza tym jest to piękne miasto z wyśmienitą kuchnią. To są takie miejsca, do których zawsze chętnie wracam.

Mi osobiście manita kojarzy się z gestem Gerarda Pique, którego w tym sezonie dopadła straszna kontuzja. Został jednak znakomicie zastąpiony przez Araujo. Czy Urugwajczyk powinien na stałe zostać w podstawowym składzie?

Absolutnie! Tego chłopaka zobaczyłem pierwszy raz w drużynie rezerw ponad rok temu i już wtedy uważałem, że ma papiery na wielkie granie. Jest po prostu bardzo stabilny, nie popełnia wielu błędów – jeśli już to bierze za nie odpowiedzialność i przeprasza przed kamerami. Ogarnięty taktycznie, bardzo szybki, a do tego dobrze gra w ofensywie. Ma wszystkie cechy nowoczesnego, środkowego obrońcy. To jest generalnie perła, zawodnik, którego powinno kontraktować się na długie lata i dbać o niego. Jest piłkarzem, który może przerosnąć Gerarda Pique jeśli chodzi o klasę piłkarską.

Wygrywa wszystkie pojedynki w powietrzu, nie daje się minąć i notuje celność podań na poziomie 95%. Czego chcieć więcej?

Super, że Valverde zauważył jego potencjał i stwierdził, że jest on ważniejszym piłkarzem dla przyszłości klubu niż Todibo. Raczej nikt nie przypuszczał, że wejdzie tak mocno do pierwszej jedenastki. Według mnie powinien w niej zostać, aktualnie jest to najlepiej grający obrońca w kadrze.

Piłkarzem, który zbiera minuty ale nie cieszy się poparciem jest Trincao. Portugalczyk rzadko daje potrzebny impuls drużynie, dlaczego w takim razie jest jednym z pierwszych do wejścia z ławki?

(śmiech) Nie mam pojęcia. Na boisku jest zawodnikiem przewidywalnym. Wydaje mi się, że Koeman daje mu szanse na przełamanie się, żeby ten wreszcie szedł do przodu. Natomiast mnie ten piłkarz zupełnie nie przekonuje. Co prawda ostatni mecz w Pucharze Króla był w jego wykonaniu bardzo dobry i okazał się najlepszym jak do tej pory, ale nie gramy na co dzień w drugiej lidze hiszpańskiej. Więc dla bardziej ogarniętych obrońców Trincao jest za bardzo jednowymiarowy – wystarczy odciąć go od lewej nogi.

Obawiam się, że Trincao pogra jeszcze trochę i wyląduje w jakimś średnim zespole europejskim, gdzie ta jedna noga może mu wystarczy do grania.

W odwodzie jest jeszcze de la Fuente bądź Collado. Czy nie lepiej byłoby stawiać na któregoś z nich?

Oczywiście, że tak. Od zawsze uważam, że jeśli mamy wychowanego gracza w klubie, to po co wydawać na siłę te 30 milionów euro? Swoją drogą tak właśnie powstaje zadłużenie klubu, zlepek kosztów na niepotrzebnych piłkarzy.
Stawiając na wychowanków unikamy zbędnych wydatków i otwieramy drogę piłkarzom z La Masii, dając przykład reszcie, że warto pracować i trenować w drużynie juniorów.

Na ten moment zamykamy drogę piłkarzom takim jak Konrad czy Collado. Jeśli obaj będą dalej pomijani, to pewnie z tej Barcelony odejdą – chyba że są tak cierpliwi jak Puig. A o Konrada już wypytuje Bayern, który widzi w nim wielki potencjał.

Wywołał Pan do tablicy Puiga. Uważa Pan, że tak mocne postawienie na swoim wyjdzie mu na dobre? Kibice w tej kwestii są podzieleni.

Uważam, że każdy wyznacza swoją drogę w sporcie i sam o niej decyduje. Pewnie zauważył, że z wypożyczeń do Barcelony się nie wraca. Jeśli piłkarz jest wypożyczany z klubu to oznacza, że postawiono na nim krzyżyk i generalnie nikt w klubie o nim dalej nie myśli. Postanowił, że chce grać tutaj, a nie gdzie indziej. Jeżeli taki jest jego cel i chce zrobić wszystko, żeby tu zostać, to ja kibicuję, żeby to mu się udało. Podoba mi się taka ambicja z jego strony. Nie dziwię się, że niektórym kibicom nie podoba się to, że Riqui nie chce iść na wypożyczenie – przez to, że nie otrzymuje wielu minut, gra nierówno.

Zdarzają mu się takie mecze jak ten z Rayo – po prostu słabe w jego wykonaniu. Ale są też mecze, w których wchodzi z ławki, strzela gola, zagrywa kilka ciekawych podań, jest aktywny i przede wszystkim gra do przodu. Nie lubię zachowawczej gry, do najbliższego czy też do tyłu. Jeśli jest się młodym piłkarzem, to wchodząc na boisko trzeba pokazać, że potrafi się grać bezkompleksowo. I to właśnie widzę u Puiga. Rozumiem, że nie każdy to zauważa i że niektórych irytuje ilość strat, ale to wynik z chęci gry do przodu.

Podobnie jak Dembele, który również próbuje odważnej gry.

Tak. Poza tym jeżeli nie będzie takich prób i będzie zachowawcza gra, to będziemy oglądali nic niewnoszące klepanie z prawej do lewej, jak miało to miejsce w Barcelonie Setiena. Piłka nożna jest fajna, kiedy jest odważna i radosna. Możliwe, że Puigowi zawieszono zbyt wysoko poprzeczkę.

Oddanie Suareza do Atletico, jak się okazuje, było strzałem w kolano. Nie jest to najgorsze posunięcie Barcelony w ostatnich latach?

Zdecydowanie. Odebraliśmy sobie atuty w szatni oraz na boisku wzmacniając bezpośredniego rywala. Kiedy odszedł Suarez i klub nie sprowadził nikogo na jego miejsce pomyślałem sobie: „Ktoś tutaj stracił rozum”. W momencie kiedy go oddajemy, płacimy część jego pensji i on strzela gole dla Atletico, absurd goni absurd. Nie wiem, czy można zrobić coś głupszego. W tym sezonie procent oddanych strzałów do zdobytych goli Suareza jest imponujący. Atletico bez jego bramek byłoby gdzieś w okolicy piątego miejsca. Problemem jest, że nie strzela goli dla Barcelony, która została tylko z Braithwaitem. Doceniam pracę i zaangażowanie Duńczyka, ale jest zdecydowanie za słabym piłkarzem na ten klub.

Wybory przełożono na 7 marca, czyli za ponad miesiąc. Kibice nie przyjęli tej informacji zbyt dobrze i można powiedzieć, że Tusquets pomału zaczyna irytować kibiców.

On irytuje od samego początku – twierdząc, że jako klub nie mamy pieniędzy, a później zbierając świtę i lecąc z nią na mecz z Atletico Madryt, po prostu bawiąc się za klubowe pieniądze jakby był prezydentem wybranym w wyborach. Sytuacja jest taka, że my potrzebujemy prezydenta, który będzie podejmował decyzje już, od stycznia. Od teraz musimy mieć kogoś, kto to weźmie za mordę, brzydko mówiąc, i zacznie rządzić. Wprowadzi ludzi do zarządu, zacznie zmieniać finanse tego klubu, politykę transferową, będzie mógł odpowiadać na ataki wymierzone w zawodników i tak dalej, i tak dalej.

Kimś takim nie jest gość, który został wyznaczony jako komisarz, tylko prezydent wybrany w wyborach. Poczuł się jak prezydent klubu, obrasta w piórka, a jeszcze do tego ignoruje problemy wygenerowane przez zarząd Bartomeu, de facto zachowując się jak przedłużenie tamtej prezydentury – zamiata problemy pod dywan i zarządza dalej katalońskimi mediami, tak jak to było za Bartomeu. Wygląda to fatalnie i to jest postać po prostu karykaturalna, bo ten człowiek nie ma w ogóle żadnych podstaw do tego, żeby tę władzę sprawować. Bo o ile Bartomeu był wybranym prezydentem, to ten jest po prostu chwilowym urzędnikiem, który został zatrudniony tylko po to, żeby jak najszybciej, jak najskuteczniej przeprowadzić wybory i to było jego jedyne zadanie.

Któremu nie sprostał.

No nie sprostał, bo odpowiada Laporcie, poucza innych. Nikt go nie prosi, żeby on wygłaszał jakieś sądy na ten temat. On ma zrobić swoje i ma odejść, koniec.

Skorzysta Pan z możliwości oddania głosu korespondencyjnie? Czy ma Pan swojego faworyta?

Najchętniej pojechałbym i zagłosował w Katalonii, poleciał tam, ale zobaczymy. Na razie to jest termin 7 marca, jeżeli będzie można polecieć, to polecę. Jeżeli nie, to będę starał się oddać głos w wyborach korespondencyjnych.
Jestem coraz bardziej skłonny, żeby zagłosować na Laportę. Miesiąc temu najbliżej było mi do Fonta i jego zdroworozsądkowej polityki. Teraz myślę, że na dziś jednak wybrałbym Laportę ze względu na to, że potrzebujemy prezydenta, który będzie rządził silną ręką na już, bo sytuacja jest dramatyczna. I finansowa, i kadrowa, i generalnie uważam, że potrzeba ludzi, którzy będą umieli zarządzać przede wszystkim finansami i kadrą tego klubu.

Czy przyjście nowego prezydenta będzie powodem do zmartwień dla Koemana, czy trener jednak będzie mógł spać spokojnie?

Myślę, że dużo będzie zależało od stylu, bo to, co Barcelona gra w tej chwili, to że ma zrywy i momenty, pojedyncze akcje, nikogo nie zadowala. Puchar Króla staje się powoli jednym z głównych celów w tym sezonie. Można przegrać w piłce nożnej przez przypadek, przez jedną źle odbitą piłkę czy przez gorszą dyspozycję jednego lub dwóch piłkarzy w danym meczu, ale Barcelona gra w taki sposób w piłkę, że ja, jako kibic, nie chciałbym oglądać tak grającej drużyny. Wolałbym oglądać Barcelonę grającą większą ilością młodych piłkarzy, grającą szybką, odważną piłkę, próbującą zdominować mecze i strzelającą bramki niż taką, która jest przez 60 – 70 minut po prostu nudna. Myślę, że Koeman, jeżeli przede wszystkim nie poprawi stylu, to poleci.

Na koniec chciałbym zapytać jak widzi Pan pogoń za Atletico w lidze oraz dwumecz z PSG, który zbliża się wielkimi krokami?

Na pewno warto wygrywać wszystkie mecze w lidze i trzymać się Atletico cały czas, przede wszystkim wygrać z nimi mecz rewanżowy, bo Atletico ma dużo spotkań do nadrobienia i może złapać zadyszkę. Dobrze grająca Barcelona jest w stanie w końcowej fazie sezonu ich przegonić i wygrać ligę. Nie robiłbym sobie wielkich nadziei, ale myślę, że warto w każdym meczu walczyć o 3 punkty.

PSG nie przekonuje mnie kompletnie, to nie jest PSG z Ligi Mistrzów w sierpniu, gdzie dochodziło do finału. W tym momencie jest to drużyna grająca przeciętną piłkę. Z drugiej strony Barcelona wcale nie gra lepiej (śmiech). Męczy się z jakąś Cornellą, męczy się z Rayo Vallecano, męczy się w każdym meczu ligowym. Ma momentami przebłyski i ma też pojedynczych piłkarzy, którzy są w stanie zmienić rywalizację w ciągu paru minut w meczu z każdym przeciwnikiem. Messi z de Jongiem czy Dembele jedną akcją są w stanie tę rywalizację odmienić błyskawicznie. Dawałbym Barcelonie 55% szans na awans w dwumeczu z PSG.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x