LM: Club Brugge sensacyjnym liderem grupy B

Club Brugge

Zdjęcie: twitter.com/ClubBrugge

Dzięki niespodziewanej wygranej aż 4:0 na wyjeździe z FC Porto zawodnicy belgijskiego Clubu Brugge z kompletem punktów zajmują pozycję lidera grupy B Ligi Mistrzów. W drugim spotkaniu tej grupy Bayer Leverkusen nieoczekiwanie pokonał 2:0 na swoim terenie Atlético Madryt.

Notujący fatalny początek sezonu Bayer Leverkusen z pewnością nie był uznawany za faworyta w starciu z Atlético Madryt. I to pomimo atutu własnego boiska. Popularni “Aptekarze” w Bundeslidze w sześciu spotkaniach zgromadzili zaledwie cztery punkty i są obecnie na przedostatnim miejscu w tabeli. W Champions League nie było lepiej. W 1. kolejce niemiecki zespół uległ na wyjeździe 0:1 belgijskiemu Clubowi Brugge.

Do przerwy oglądaliśmy całkiem żywe spotkanie, pozbawione jednak większego konkretu. Oba zespoły w pierwszych 45 minutach oddały po jednym celnym strzale na bramkę rywala. Jako pierwsze zaatakowało Atlético, a konkretniej João Félix. Z próbą reprezentanta Portugalii poradził sobie jednak bez żadnych problemów Lukáš Hrádecký. Tuż przed przerwą Ivo Grbić “na raty” obronił strzał po ziemi Moussy Diaby’ego.

Niewiele brakowało, by goście w pierwszej połowie otrzymali rzut karny. W 24. minucie futbolówka odbiła się od ręki niefortunnie interweniującego Edmonda Tapsoby. Sędzia tego spotkania Michael Oliver skorzystał z systemu VAR i ostatecznie zdecydował o niepodyktowaniu “jedenastki” w tej sytuacji.

Jeżeli chce się wygrywać mecze na poziomie Ligi Mistrzów, to takie sytuacje, jak ta z 48. minuty zawodnicy Bayernu muszą wykorzystywać. W przeciągu kilku sekund najpierw strzał w poprzeczkę oddał Patrick Schick, a po chwili w słupek trafił dobijający strzał głową swojego rodaka Adam Hložek. Atlético odpowiedziało rywalowi dopiero w 68. minucie. Wprowadzony z ławki Rodrigo de Paul próbował precyzyjnym uderzeniem zaskoczyć Hrádecký’ego. Reprezentant Finlandii jednak końcówkami palców podbił piłkę nad poprzeczkę.

Kolejny raz groźniej pod bramką gości zrobiło się w 70. minucie. I to zdecydowanie na własne życzenie gości. Najpierw Axel Witsel stracił piłkę we własnym polu karnym, a chwilę później próbujący oddalić zagrożenie Mario Hermoso trafił wprost w Schicka. Napastnik reprezentacji Czech minął Grbicia i miał przed sobą praktycznie pustą bramkę. W ostatniej chwili błędy swoich kolegów naprawił skutecznie interweniujący wślizgiem Felipe.

Ostatecznie Bayer Leverkusen dopiął swego. W 84. minucie wprowadzony z ławki Jeremie Frimpong umiejętnie wbiegł w pole karne, obrócił się mając obrońcę na plecach i dograł do Roberta Andricha. Niekryty w okolicach 15. metra Niemiec precyzyjnym uderzeniem pokonał Grbicia. Trzy minuty później Frimpong zaliczył drugą asystę. Holender tym razem posłał z prawego skrzydła podanie wzdłuż linii bramkowej, które pewnie wykończył aktywny od pierwszej minuty Diaby.

SV Bayer 04 Leverkusen – Club Atlético de Madrid 2:0 (0:0)

Robert Andrich 84, Moussa Diaby 87

Bayer: Lukáš Hrádecký – Odilon Kossounou, Edmond Tapsoba (Mitchel Bakker 89′), Jonathan Tah, Piero Hincapié – Moussa Diaby (Sardar Azmoun 89′), Robert Andrich, Kerem Demirbay, Adam Hložek (Jeremie Frimpong 69′), Callum Hudson-Odoi (Nadiem Amiri 90′) – Patrik Schick (Charles Aránguiz 89′).

Atlético: Ivo Grbić – Nahuel Molina (Antoine Griezmann 62′), Felipe, Axel Witsel, Mario Hermoso, Reinildo Mandava (Yannick Carrasco 62′) – Marcos Llorente, Koke, Saúl Ñíguez (Rodrigo de Paul 46′) – Álvaro Morata (Matheus Cunha 73′), João Félix (Ángel Correa 73′).

Żółte kartki: Kossounou, Tah, Andrich.

Sędzia: Michael Oliver (Anglia).

Po wygranej w pierwszej kolejce z Bayerem Leverkusen zawodnicy szybko chcieli pójść za ciosem. Efekty przyszły już w pierwszym kwadransie. W 14. minucie w polu karnym Ferran Jutglà był nieprzepisowo powstrzymywany przez João Mário. Sędziujący to spotkanie Grek Anastássios Sidirópoulos nie miał większych wątpliwości i wskazał na jedenasty metr. Do futbolówki podszedł sam poszkodowany, który pewnym strzałem pokonał Diogo Costę.

Gospodarze mogli wyrównać już osiem minut później. Po ładnej kombinacyjnej akcji i prostopadłym podaniu Pepê wyszedł sam na sam z bramkarzem rywala, jednak ostatecznie świetnie zachował się Simon Mignolet. Były golkiper Liverpoolu umiejętnie skrócił kąt i uniemożliwił napastnikowi FC Porto strzelenie gola. Mistrzowie Belgii w pierwszej połowie jednak świetnie spisywali się w defensywie, nie pozwalając wyżej notowanemu rywalowi na zbyt wiele. Uderzenie Pepê było jedynym celnym oddanym przez Porto w pierwszej połowie.

Jeszcze ciekawiej zrobiło się tuż po przerwie. W 47. minucie Jutglà przetrzymał chyba zbyt długą piłkę przed linią pola karnego. Napastnik Clubu Brugge został osaczony przez kilku rywali, lecz w ostatniej chwili zdołał oddać futbolówkę do Kamala Sowaha. Pochodzący z Ghany lewy skrzydłowy idealnie wykorzystał moment zawahania rywali, dynamicznie wbiegł w pole karne i pewnym uderzeniem podwyższył prowadzenie gości.

I to nie był koniec! Pięć minut później piłkę z lewego skrzydła wrzucał Bjorn Meijer. W futbolówkę nie trafił stojący przed bramką Casper Nielsen, jednak świetnie zaasekurował go niekryty przy dalszym słupku Andreas Skov Olsen. Niektórzy z bardziej złośliwych obserwatorów mogliby zauważyć, że największym zagrożeniem dla gości był … Abakar Sylla. Obrońca Brugii pomimo żółtej kartki na koncie popisał się kilkoma bardzo ryzykownymi interwencjami, które mogły zakończyć się wykluczeniem z gry i osłabieniem swojego zespołu. 19-letni Iworyjczyk został szybko zmieniony przez znacznie bardziej doświadczonego Dedrycka Boyatę.

W końcówce Brugia wykonała jeszcze jeden zryw. W 86. minucie w sytuacji sam na sam zaledwie w słupek trafił Raphael Onyedika. Chwilę później w kolejnej sytuacji jeden na jeden z Diogo Costą zdecydowanie bardziej precyzyjny od swojego kolegi z zespołu był Antonio Nusa. Wprowadzony na ostatni kwadrans spotkania Norweg wykończył prostopadłe dogranie od Nielsena i przypieczętował niespodziewanie, ale jak najbardziej zasłużone zwycięstwo 4:0 Clubu Brugge.

Dla FC Porto jest to już druga porażka w tej edycji Ligi Mistrzów. O ile porażka w Madrycie, na dodatek w dramatycznych okolicznościach i po golu straconym w jedenastej minucie doliczonego czasu gry, była do przewidzenia, to postawa Sérgio Conceição w spotkaniu z Brugią była już zdecydowanie poniżej krytyki. Jak tak dalej pójdzie, to nie tylko faza pucharowa Ligi Mistrzów, ale również i występy na wiosnę w Lidze Europy mogą okazać się trudne do osiągnięcia dla aktualnego mistrza Portugalii.

FC Porto – Club Brugge KV 0:4 (0:1)

Ferran Jutglà 15 (karny), Kamal Sowah 47, Andreas Skov Olsen 52, Antonio Nusa 89

Porto: Diogo Costa – João Mário (Danny Namaso 46′), Pepe, David Carmo, Zaidu Sanusi (Wendell 76′) – Otávio (Gonçalo Borges 61′), Stephen Eustáquio, Mateus Uribe, Wenderson Galeno (Gabriel Veron 61′) – Pepê, Evanilson (Toni Martínez 46′).

Brugge: Simon Mignolet – Denis Odoi, Brandon Mechele, Abakar Sylla (Dedryck Boyata 65′), Bjorn Meijer (Eduard Sobol 75′) – Casper Nielsen, Raphael Onyedika, Hans Vanaken – Andreas Skov Olsen (Roman Jaremczuk 72′), Ferran Jutglà (Antonio Nusa 75′), Kamal Sowah.

Żółte kartki: João Mário, Carmo – Onyedika, Odoi, Nielsen, Sylla.

Sędzia: Anastássios Sidirópoulos (Grecja).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x