Mikołaj Barbanell

Za nami 26. kolejka hiszpańskiej La Liga. Na szczycie tabeli pełna mobilizacja. Sezon wchodzi w decydującą fazę i każdy zespół z czołowej trójki nie chce stracić cennych punktów. Czy Barca, Real i Sevilla zdobyły po trzy oczka? Może to ich rywale sprawili kibicom niespodziankę? Redaktorzy działu Primera Division dzielą się swoimi refleksjami. Zapraszamy do lektury.

Mikołaj Barbanell: Miniona kolejka na hiszpańskich boiskach rozpoczęła się od ciekawej wymiany ciosów w Sevilli. Miejscowy Betis uległ Realowi Sociedad 2:3, a emocji nie brakowało do końca spotkania. Choć w doliczonym czasie gry, więcej było tych negatywnych. Wtedy to w ciągu chwili dwóch zawodników gospodarzy otrzymało żółte kartki. Mimo to obie drużyny skończyły spotkanie w komplecie.

Zmagania czołowej trójki rozpoczęli Królewscy. Mecz z Eibar zakończył się wynikiem 4:1 dla Realu. Na uwagę zasługują strzelcy bramek, wśród których nie wymienimy ani Cristiano Ronaldo, ani Bale’a. Do siatki trafiali dwukrotnie Benzema i po razie James Rodriguez oraz Asenjo. Niespodzianki w tym spotkaniu nie było ani przez chwilę. Real stracił bramkę przy stanie 4:0. Również Barcelona zdemolowała swojego rywala. Ekipa Celty Vigo wracała do domu z bagażem pięciu bramek. Dwie bramki i dwie asysty Messiego  poprowadziły Katalończyków do wygranej 5:0. Dystans do Barcy i Realu straciła za to Sevilla. Podopieczni Jorge Sampaoliego zaledwie zremisowali 1:1 z Alaves. Można rzec, że to szczęśliwy remis gdyż beniaminek pokazał się z dobrej strony. Czyżby szlifowali formę na finał Copa del Rey przeciwko Barcelonie?

Niespodzianek nie było za to w dole tabeli. Osasuna grała na wyjeździe, jak równy z równym w meczu przeciwko Las Palmas. Tak było do przerwy i stanu 2:1 dla gości. Później bramki strzelali już tylko gospodarze. Efekt? Efektowne zwycięstwo 5:2 i dwie bramki autorstwa Jese. Również Granada zaprzepaściła swoje szanse na ucieczkę ze strefy spadkowej. Leganes wygrało 1:0 i znacznie zwiększyło swoje szanse na utrzymanie – kosztem swoich rywali. W takim samym położenie, jak beniaminek jest też Deportivo La Coruna, które 1:0 pokonało Sporting Gijon. Kolejne spotkanie na ławce rezerwowych spędził bramkarz Depo Przemysław Tytoń.

Karol Kowalski: 26. kolejka hiszpańskiej La Ligi obyła się bez niespodzianek. Niemal cała czołówka dopisała na swoje konto komplet punktów, co nie miało wpływu na zmiany lokat w tabeli. Wyłamała się jedynie Sevilla, która zamykała kolejkę wyjazdowym starciem z Deportivo Alavés. Andaluzyjczycy byli w tym spotkaniu stroną słabszą, a mimo to wyszli na prowadzenie, którego nie udało im się jednak utrzymać. Beniaminek mocno postawił się trzeciej sile ligi i może żałować, że nie zgarnął trzech oczek.

Większych problemów z odprawieniem swoich rywali nie miały za to Barca oraz Real. Królewscy jechali w sobotę na jeden z najbardziej niewygodnych terenów, jakim jest Ipurua, ale nie taki diabeł straszny jak go malują. Po pół godzinie gry wszystko było jasne, podopieczni Zidane’a prowadzili 3:0 i mogli zacząć myśleć o rewanżu z Napoli. Na szczególne pochwały zasługują Benzema, James i Asensio, którzy byli najlepsi na placu gry.

Równie łatwo poradziła sobie Blaugrana. Na Camp Nou stawiła się Celta Vigo, ale niestety nie był to jej dzień. Messi i spółka zabawili się z Celestes wbijając im pięć bramek i udanie rewanżując się za porażkę z pierwszej rundy. Teraz czas na PSG. Czy Barcelonę stać na odwrócenie losów dwumeczu?

Zaskakująco łatwo z Valencią poradziło sobie Atletico. W ostatnim czasie wydawało się, że Nietoperze złapały nieco wiatru w żagle (pokonały przecież Athletic Bilbao i Real Madryt w dwóch spotkaniach z rzędu) i z każdą kolejną kolejką będzie już tylko lepiej. Nic z tych rzeczy. Piłkarze Simeone pokazali na boisku, że różnica punktowa, dzieląca oba kluby, nie jest przypadkowa. Show skradł Griezmann, dzieła dopełnił Gameiro, a wynik 3:0 to odpowiedni wymiar kary dla piłkarzy Voro.

Festiwal bramek mogliśmy podziwiać także na Wyspach Kanaryjskich. Las Palmas, niesione dobrym występem na Bernabéu, podejmowało niemal zdegradowaną już Osasunę. Obie strony nie szczędziły sobie wymiany ciosów, a tych więcej wyprowadzili gospodarze. W końcu przełamał się Jesé, autor dwóch bramek, swoje trzy grosze dorzucił Halilović, zaś po stronie gości błysnął Kodro. Rezultat 5:2 cieszy oko fana hiszpańskiej piłki.

Nieco lepiej, jednak z takim samym skutkiem, czyli porażką, poradziła sobie pozostała dwójka, znajdująca się pod kreską. Granada toczyła bezpośredni pojedynek z rywalem w walce o utrzymanie – Leganés i okazała się o jedną bramkę gorsza, co nie rysuje jej przyszłości w kolorowych barwach. Cztery punkty straty do bezpiecznego miejsca (Deportivo) i jeden mecz rozegrany więcej nie wróżą niczego dobrego. Takim samym rezultatem zakończyło się spotkanie Sportingu Gijón ze wspomnianym Depor. Ekipa Przemysława Tytonia mogła w końcu głęboko odetchnąć po końcowym gwizdku, bowiem zapisała na swoim koncie pierwsze ligowe trzy punkty od połowy grudnia.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x