Jerzy Brzęczek zyskał spokój, ale podniósł wymagania

Jerzy Brzęczek / fot. Mikołaj Barbanell

Jerzy Brzęczek w końcu z czystym sumieniem może spojrzeć w oczy dziennikarzom, którzy po wrześniowych meczach ostro go krytykowali. Wówczas reprezentacja Polski zagrała tragiczny mecz z Holandią, a wygrana w Bośni nikogo nie zadowoliła. Po październikowych meczach odbiór biało-czerwonych jest zgoła odmienny. Na taki obraz złożyło się wiele czynników. 

Selekcjoner, który wyciągnął wnioski

Przy ocenianiu pracy trenera reprezentacji czy klubu, bardzo często zwraca się uwagę na mityczne wyciąganie wniosków. Zdecydowanie łatwiej o takie, gdy zespół przegrywa, a wszyscy wokół wytykają błędy. Z Jerzym Brzęczkiem było podobnie. Po wrześniowych meczach z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną bardzo trudno było znaleźć jakąkolwiek optymistyczną opinię wydaną w kierunku selekcjonera. Zwłaszcza mecz rozegrany w Amsterdamie mógłby być swoistym podsumowaniem pracy Jerzego Brzęczka z reprezentacją Polski. Zupełnie nieudany pomysł na rozegranie tamtego meczu. Polecenia taktyczne, które zaskoczyły chyba samych zawodników. Pal licho w to, że piłkarze Oranje wygrali wówczas tylko 1-0. Dużo gorsze było to, że opinia publiczna miała powody do ciągłego nawalania w drużynę oraz w trenera.

Nawet wygrana na wyjeździe z Bośnią i Hercegowiną w żaden sposób nie poprawiła humorów tym, którzy słusznie bardzo surowo oceniali pracę szkoleniowca naszego narodowego zespołu. Przed meczami z Włochami, Bośnią i Hercegowiną w Lidze Narodów oraz towarzyskim z Finlandią pytań było mnóstwo. Im bliżej samych meczów, tym bardziej zastanawiano się czy Jerzy Brzęczek nauczył się wyciągać wnioski. Zapewne szybko nie dowiemy się, o czym myślał sobie selekcjoner, ale dziś możemy stwierdzić, że wykorzystał ten czas odpowiednio. Pisząc realnie, bez jakiegoś ogromnego hurraoptymizmu – mecze z Finlandią, Włochami i Bośnią dało się oglądać. Po raz pierwszy za kadencji Jerzego Brzęczka słowa te wypływają z ust ekspertów w całym kraju.

Owszem rywale z Finlandii przyjechali na mecz z Polską w nieco osłabionym składzie. W meczu z Italią raczej się broniliśmy, ale w porównaniu do meczu z Holandią, sami próbowaliśmy coś stworzyć. Spotkanie z Bośnią i Hercegowiną wygrane pewnie, nie tylko dlatego, że rywale szybko otrzymali czerwoną kartkę. Śmiem twierdzić, że nawet bez tego osłabienia, piłkarze z Bałkanów nie zagroziliby Polakom. Zmiana nastawienia drużyny i dotarcie do głów piłkarzy to plus po stronie trenera Brzęczka. Sami zawodnicy również wydawali się na takich, którzy dopuścili do siebie to, co mówi Jerzy Brzęczek.

Liga Narodów: Polska liderem w grupie! Łatwe zwycięstwo z Bośnią i Hercegowiną

Istotna rola kapitana

Robert Lewandowski nie był powołany na wrześniowe mecze. Wielu słusznie wskazywało, że nawet z  “Lewym” w składzie nasz narodowy zespół nic by nie wskórał w meczu z Holandią. Robert odpoczął i zameldował się na zgrupowaniu przed trzema październikowymi meczami. Z Finami nie zagrał, ale widać było, że on sam żyje meczem i gdyby trzeba było, to wszedłby na murawę. W starciu z reprezentacją Italii, Robert Lewandowski oczywiście zagrał już od początku. Nie był to jednak wybitny mecz naszego kapitana. Został oceniony dość surowo, co Lewandowskiemu rzadko się zdarza. Włosi jednak do minimum ograniczyli grę piłkarza Bayernu Monachium. A reszta zawodników widząc, że Robert jest pieczołowicie pilnowany, starała się szukać innych rozwiązań. Było kilka akcji, które mogły być zalążkiem zagrożenia pod bramką Gianluigi Donnarummy, ale zabrakło podjęcia decyzji.

W meczu z Bośnią i Hercegowiną, selekcjoner Jerzy Brzęczek przeprowadził kilka zmian w składzie. Oczywiście fundamenty zespołu zostały nienaruszone. Bardzo istotną rolę spełniał wspomniany Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski od początku meczu był bardzo widoczny. Tak, jakby chciał odpowiedzieć tym, którzy krytycznie ocenili jego występ z Włochami. Próby strzałów, rozgrywanie piłki oraz akcja, po której bośniacki zawodnik został wyrzucony z boiska. A to był dopiero początek show Lewandowskiego. Dwa gole kapitana, asysta przy golu Karola Linettego mówią same za siebie. To Robert Lewandowski był najlepszym zawodnikiem Polski w środowym spotkaniu.

Mi osobiście bardzo podobał się fakt, że “Lewy” nie trzymał się kurczowo swojej pozycji. Często głęboko wracał po piłkę, aby tylko dalej rozegrać akcję. Nie jest to żadna nowość w przypadku Lewandowskiego, ale dawno aż tak bardzo nie rzucało się to w oczy.

Obiecująca prognoza

Nasza reprezentacja przystąpiła do meczów z Finlandią, Włochami oraz Bośnią i Hercegowiną osłabiona brakiem Piotra Zielińskiego. Pojawiają się głosy, że ten brak pomógł naszej drużynie. Ja nie zaryzykuje tezy, że to brak zawodnika Napoli był kluczowym czynnikiem, który pomógł Jerzemu Brzęczkowi. W zasadzie opiekun narodowej reprezentacji pomógł sam sobie decyzjami, które podejmował. Odstawienie od składu katastrofalnego Grzegorza Krychowiaka i postawienie na duet Jacek Góralski – Karol Linetty okazała się strzałem w dziesiątkę. Wypaliło i to Jerzy Brzęczek może się uśmiechnąć pod nosem.

W listopadzie Polskę czekają mecze z Ukrainą (towarzyski) oraz z Włochami i Holandią, które zakończą rywalizację w Lidze Narodów. W naszym kraju bardzo często wędrujemy ze skrajności w skrajność. I żeby nikt mi nie zarzucił, że kilka tygodni temu krytykowałem selekcjonera, a dziś piszę pieśni pochwalne, to zaznaczę, że oceniam to, co widziałem. A widziałem zespół. Widziałem drużynę, która posłuchała wskazówek swojego trenera i wywiązała się z nich bez zarzutu. Widziałem Jerzego Brzęczka, który zrozumiał, że to nie książka prowadzi reprezentację, a on sam jest za nią odpowiedzialny. Czy to będzie już stały trend? Chciałbym, tak jak chcieliby tego wszyscy kibice polskiego zespołu. Tu po raz kolejny pojawia się “umiejętność” popadania ze skrajności w skrajność.

Doceniliśmy to, co się wydarzyło, bo tak trzeba było. Cieszyliśmy się tym, że piłkarze stworzyli team i zamknęli usta tym, którzy mieli pożywkę po porażce w Amsterdamie. Jednak jakby nie było, to już minęło. Przed Jerzym Brzęczkiem za miesiąc kolejny intensywny czas. Musi on przypilnować tego, co udało się zbudować. Nie może pozwolić na to, aby dobra atmosfera przerodziła się w falę krytyki. Ten zespół tego potrzebuje. A co jeśli przegra mecze z Włochami i Holandią? Tak naprawdę wszystko zależy od stylu. Ten z Amsterdamu jest nie do zaakceptowania. Ten z meczu z Włochami, mimo tego, że nie dał wygranej, to pokazał świadomość drużyny. Nie jesteśmy hegemonem, ale nie jesteśmy też słabą reprezentacją. Wystarczy tylko chcieć. Chcieć wyciągać wnioski i wyeliminować błędy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x