Stekelenburg bohaterem, remis na Etihad

Daily Star

Przyjaciele zostali zmuszeni, by stanąć naprzeciw siebie. Starcie drużyn prowadzonych przez Guardiolę i Koemana zapowiadało się niesamowicie ciekawie z conajmniej kilku aspektów. Po pierwsze – Everton w tym sezonie spisuje się nadspodziewanie dobrze, zajmując przed tym spotkaniem szóstą pozycję. Dodatkowo zagrać przeciw dawnym kolegom przyszło Johnowi Stonesowi, a do gry powrócił motor napędowy ekipy Obywateli – Kevin de Bruyne.

Przebojowy Sane od początku nękał obrońców Evertonu. Wiele problemów miał z nim Oviedo, który już w czwartej minucie łatwo dał się ograć, sprawiając, że Niemiec wyszedł sam na sam z bramkarzem. Wykończenie pozostawiało jednak wiele do życzenia. Po brawurowym początku przyszedł czas na zwolnienie tempa gry. de Bruyne i Iheanacho zostali skutecznie odcinani od wszelkich piłek w polu karnym przez Williamsa i Jagielkę. Pojawiły się także pierwsze kontrowersje w tym spotkaniu – mianowicie Oviedo sfaulował Sane w polu karnym. Jedenastki jednak nie odgwizdano.

De Bruyne stwierdził, że skoro nie może wejść w pole karne, to będzie uderzał zza linii szesnastego metra aż w końcu zdobędzie upragnionego, pierwszego po powrocie gola. Nie udało mu się to jednak na początku spotkania, nie udało się także w piętnastej minucie, kiedy jego strzał został zablokowany. Obecność Belga jakby całkowicie odmieniła oblicze blado wyglądających ostatnio Obywateli. The Citizens zdominowali pierwszy kwadrans gry.

Miażdżąca przewaga w posiadaniu piłki nie miała swoje odzwierciedlenia w wykreowanych sytuacjach bramkowych. Gospodarze długo rozgrywali piłkę, lecz zazwyczaj wychodził z tego nieudany drybling któregoś ze skrzydłowych. Efekt przyszedł dopiero gdy za dryblowanie wziął się David Silva – w czterdziestej pierwszej minucie Hiszpan wbił się w pole karne, gdzie został sfaulowany, a Micheal Oliver wskazał na jedenasty metr od bramki, karnego na gola nie zamienił jednak de Bruyne – fantastyczną paradą popisał się Stekelenburg.

W drugiej połowie do ataku wreszcie ruszyli podopieczni Koemana. W pięćdziesiątej minucie świetnym uderzeniem pod poprzeczkę popisał się Deulofeu, jednak Claudio Bravo udało się obronić ten strzał. Dwie minuty później doskonałą akcję przeprowadzili Obywatele. Rewelacyjną piłkę ze skrzydła chciał skrzętnie wykorzystać Iheanacho, jednak bramkarz Evertonu instynktowanie wybił piłkę poza pole gry.

W sześćdziesiątej czwartej minucie stała się rzecz zupełnie niespodziewana. Yannick Bolasie posłał piłkę na wybieg do Romelu Lukaku, a ten huknął nie do obrony, wykorzystując ofensywne ustawienie graczy The Citizens. Po raz kolejny sprawdza się ulubione porzekadło antyfanów Barcelony – “Nie samym posiadaniem piłki wygrywa się mecz”.

Niedługo trwała euforia fanów The Toffes, bowiem pięć minut później Phil Jagielka wręcz wykosił Sergio Aguero we własnym polu karnym. Stekelenburg jednak zdecydował się zostać bohaterem – obronił drugą jedenastkę w tym spotkaniu, a Jagielka po meczu będzie musiał postawić mu butelkę dobrej whiskey.

Piekny sen nie mógł jednak trwać długo. Dośrodkowanie w okolice piątego metra spadło idealnie na głowę Nolito, co ten zamienił na bramkę. Hiszpan zaliczył istne wejście smoka, zdobywając bramkę swoim pierwszym kontaktem z piłką w tym spotkaniu.

 

Najlepszy na boisku:

Maarten Stekelenburg – Dwie obronione karne w jednym spotkaniu, takie rzeczy nie zdarzają się na codziennie. Dodatkowo Holender wielokrotnie bronił dobre strzały z dystansu Silvy, czy de Bruyne.

Składy:
Manchester City: Bravo – Stones, Otamendi, Clichy (90′ Kompany) – Sane (70′ Nolito), Fernandinho, Gundogan, Sterling – De Bruyne, Silva, Iheanacho (56′ Aguero)

Everton: Stekelenburg – Coleman, Jagielka, Williams, Oviedo – Gueye, Barry, Cleverly (90′ Funes Mori) – Bolasie (83′ Mirallas), Lukaku, Deulofeu (56′ McCarthy)

Sędzia: Michael Oliver

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x