Van Basten dobrze czuł się tylko na boisku [FELIETON]

Marco van Basten znów na ustach wszystkich. Teraz jego pomysł bardziej go ośmiesza, niż przysparza ludzi ceniących jego wiedzę. Po raz kolejny były holenderski piłkarz potwierdza, że jedynym miejscem, w którym czuł się dobrze, było boisko.

Van Basten to piłkarz, którego przedstawiać nie trzeba. Choć karierę zakończył w 1993 roku, nawet najmłodsi kibice słyszeli o byłym snajperze Ajaxu Amsterdam i Milanu, a przede wszystkim jego fenomenalnej bramce w finale mistrzostw Europy w 1988 roku, gdy fenomenalnym wolejem pokonał bramkarza Związku Radzieckiego.

 Lata później były gwiazdor holenderskiej piłki rozpoczął swoją przygodę z trenowaniem. Najpierw szkolił młodzież w Ajaksie, a później nagle KNVB rzucił wszystko na jedną szalę i zatrudnił go w roli selekcjonera reprezentacji “Oranje”.

Kadrę swojego kraju prowadził w latach 2004-2008. Mimo olbrzymiego zaufania ze strony szefów związku, Holender kompletnie sobie nie poradził w nowej roli. Mając w 2006 roku do dyspozycji reprezentację gotową, do tego by walczyć o najwyższe cele odpadł w 1/8 finału mistrzostw świata.

Przez cały czas ignorował każdego, kto próbował mu podpowiedzieć, w tym absolutną legendę, człowieka nietykalnego, Johana Cruyffa. Zarzucano mu zbyt szybkie usunięcie doświadczonych graczy i rzucenie młodzieży na głęboką wodę.

Rok później reprezentacja Holandii, z Robinem van Persiem, Arjenem Robbenem i Wesleyem Sneijderem na czele, rzutem na taśmę awansowała do mistrzostw Europy z drugiego miejsca, ulegając Rumunom, a minimalnie wyprzedzając Bułgarię.

Pół roku przed turniejem, van Basten poinformował, że po zakończeniu europejskiego czempionatu, pożegna się z z kadrą i obejmie Ajax Amsterdam. A na samym turnieju reprezentacja Holandii poległa w ćwierćfinale, sensacyjnie ulegając 1:3 Rosjanom.

W Ajaxie również nie porywał. Zespół przyszykowany na bicie się o mistrzostwo w każdym roku zrzucił na trzecie miejsce w Eredivisie. Sam zrezygnował ze stanowiska z powodu złych wyników, później bez powodzeń trenował Heerenveen i Alkmaar, a półtora roku do kadry wciągnął go nowy selekcjoner, Danny Blind.

Kariera trenerska z pewnością nie była więc udana dla trzykrotnego zdobywcy Złotej Piłki. W międzyczasie był też telewizyjnym ekspertem, a we wrześniu zeszłego roku, tuż po rezygnacji z funkcji asystenta Blinda, został dyrektorem technicznym FIFA.

Jest odpowiedzialny za rozwój technologiczny, jednak jego najnowszy pomysł woła o pomstę do nieba. Holender zaczął nieźle, od starania się wprowadzenia powtórek video. Zaproponował również ograniczenie dyskusji z arbitrem tylko do kapitanów drużyn.

52-latek miał więc szansę sprawdzić się w czymś innym niż granie, ale jego najnowsze propozycje zburzyły pozycję. Holender stwierdził, że uatrakcyjnieniem rozgrywek byłoby zrezygnowanie z typowych “jedenastek” i wprowadzić rzuty karne znane z hokeja na lodzie. Zawodnicy mieliby zwyczajnie mierzyć się z bramkarzem w sytuacji “sam na sam”.

Co to zmienia? Z pewnością nie wpłynęłoby pozytywnie na atrakcyjność. Teraz, gdy podczas wielkich turniejów, najwięcej emocji dają serię rzutów karnych, mające rozstrzygać awans do dalszej fazy, a kibice na całym świecie, biją w tych momentach rekordy oglądalności, Holender wolałby zrezygnować z tego.

Mało tego. Zamiast żółtych kartek, Van Basten proponuje karanie zawodników czasowymi wykluczeniami, rodem z ligi trampkarzy. Ten pomysł nie jest może szczególnie głupi, jednak piłka nożna od zawsze rządziła się czym innym. Byłaby totalną rewolucją, a przede wszystkim, idąc tokiem myślenia byłego selekcjonera kadry Holandii, jak to się ma do atrakcyjności?

Kompletnym nieporozumieniem byłaby jednak rezygnacja ze spalonych. Dla van Bastena, jako byłego napastnika, byłby to pewnie raj na ziemi, jednak przy tak wielkim polu gra, jakim jest piłkarska murawa, zwyczajnie nie dałoby się upilnować napastników. Ale posłuchajmy “eksperta”.

“Futbol coraz częściej przypomina piłkę ręczną, gdy dziewięciu zawodników i bramkarz tworzą mur przed swoją bramką.”

Ale właśnie taka rewolucja spowodowałaby wyniki jak w piłce ręcznej. 0:0 przez 90 minut w meczu bez spalonych? Nawet gdyby ktoś specjalnie chciał, rzadko by się to udawało. Bramki są atrakcyjne, ale przy dziesiątym golu w meczu tendencja staje się odwrotna. Ciekawe czy taką zmianę byłby w stanie zaproponować jakiś były obrońca?

Wyobrażacie sobie Fabio Cannavaro, czy Fernando Hierro mówiących otwarcie, że spalone są bez sensu, a kluby powinny zatrudniać tylko napastników, bo obrońcy byliby bezużyteczni? Oczywiście, trzymanie linii spalonego nie jest jedynym zadaniem defensorów, ale stoperzy dzięki, wysokiemu wyjściu zawężają pole gry, mogąc mierzyć się z napastnikami. W przypadku przeszło 70 arów do dyspozycji, byłaby to zabawa w berka.

Propozycje van Bastena wyśmiało już mnóstwo ekspertów, w tym prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniew Boniek.

I trudno się dziwić. A co wy myślicie o tych propozycjach?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.