Tuchela

fot. Xinhua/Sipa USA

W walce o finał nie ma półśrodków. Na placu boju pozostało tylko czterech graczy. Dzisiejszego wieczoru to Real Madryt stawiany jest w roli faworyta, ale Thomas Tuchel ma czym zaskoczyć. Odpowiednie zarządzanie potrafi czynić cuda. Niemiec dał świeżość londyńczykom, a teraz stanie przed szansą, by wspiąć się na szczyt.

14 zwycięstw, pięć remisów i tylko dwie porażki. Tak gra Chelsea pod wodzą Thomasa Tuchela. Od środka tabeli po finał Pucharu Anglii i pierwszą czwórkę w Premier League. Niemiec pobudził Stamford Bridge, choć minęły dopiero trzy miesiące. Niemniej jednak to półfinał Ligi Mistrzów jest tym, czego w niebieskiej części Londynu nie widziano od 2014 roku. The Blues, staną przed szansą, by ten wynik wyśrubować, a kto wie – może i zgarnąć pełną pulę. Najpierw trzeba jednak rozpracować Real Madryt. To rywal będzie dźwigał presję.

Wycisnąć więcej, korzystać częściej

Pierwsza istotna zmiana, którą wprowadził Thomas Tuchel to formacja 3-4-2-1. Niemiec zdecydował się na system z trzema obrońcami, który wbrew pozorom zapewnił mu solidną obronę, jakiej Chelsea nie miało pod wodzą Franka Lamparda. Jednocześnie dał ciągłość dwóm pomocnikom. Tym samym w zależności od nazwiska, otrzymujemy różną funkcjonalność, ale w tej samej strukturze. To ważne. Tuchel daje miejsce do budowania automatyzmów, ale zostawia sobie pole do manewru, by walczyć z największym wrogiem – przewidywalnością.

W defensywie możemy zauważyć odrodzonego Antonio Rudigera, czy Andreasa Christensena. Duńczyk ławkę u Lamparda zamienił na boisko i okazuje się, że potencjał zaczyna iść w parze z umiejętnościami. 24-latek może pozostać w rotacji z bardziej doświadczonym Thiago Silvą w zależności od potrzeb. W talii Tuchela jest jeszcze Kurt Zouma, który szczególnie potrafi zaskoczyć przy stałych fragmentach gry.

Jedną z najistotniejszych postaci Chelsea jest jednak Cesar Azpilicueta. Hiszpan cechuje się dużą skutecznością w pojedynkach indywidualnych. Jest też gwarantem wszechstronności w wyprowadzaniu ataku londyńczyków. Raz środkiem, raz prostopadłą piłką do skrzydła. Wydaje się, iż 31-latek kompletnie zmienił dynamikę gry The Blues. Urósł również mentalnie, stając się liderem, którego formacja obronna po prostu potrzebowała.

Dlaczego Real Madryt nie został wykluczony z Ligi Mistrzów? UEFA w walce z Superligą

Zdominować lub zagrać do Mounta – on załatwi resztę

Nie jest niespodzianką, że podopieczni Tuchela lubią naciskać. Mimo wszystko elastyczność Anglików pozwala na więcej. Dostosować się do przeciwnika. Gdy trzeba – zagrać pasywnie. Wycofać się, poczekać, by w końcu zdominować. Chelsea dąży do tworzenia miejsca na skrzydłach, w czym często pomaga Jorginho. To on ma organizować grę i uwolnić ofensywną siłę partnerów z przodu. Grając pozycyjnie, czy szukając kontrataków. Z wykorzystaniem Havertza lub Pulisicia. Gdy nie ma rezultatów, spróbuj kluczem uniwersalnym – zagraj do Masona Mounta.

Młody Anglik od dłuższego czasu bryluje zarówno w barwach narodowych, jak i w klubie. Mount stał się jedną z twarzy układanki Tuchela. Choć wyjściowo widzimy go bliżej Timo Wernera, to w zasadzie 22-latka nie sposób upilnować. Błyskawicznie schodzi niżej, by chwilę później prowadzić atak skrzydłem. Jest wszędzie i łączy wszystkich, wykorzystując wolne przestrzenie. Wówczas czuje się jak ryba w wodzie.

Problem zaczyna się przy grze pozycyjnej. O ile Anglikowi nie można odmówić techniki, tak będąc zamkniętym za linią piłki, zdaje się dusić. Gra ze swobodnie poruszającym się Wernerem i wahadłowymi zabiera promyk kreatywności. Trudno jest znaleźć miejsce między defensorami przeciwnika. Szczególnie że w środku brakuje indywidualności. Jorginho daje wiele, aczkolwiek trudno będzie rywalizować ze środkiem Realem Madryt. Pod presją londyńczycy mogą się gubić, a porażka w drugiej linii to bilet w jedną stronę. Daleką od pucharu Ligi Mistrzów.

Chelsea z pełną artylerią

Zespół Tuchela zbliża się do ostatniego fragmentu tego sezonu. Robi to z pełną kadrą i wieloma wariantami gry. Zarówno w kontekście indywidualnym, jak i taktycznym. W kluczowych fragmentach meczu taki wachlarz może okazać się zbawienny. Z kadry Chelsea przed meczem z Realem Madryt wypadł jedynie Mateo Kovacic.

Anglicy będą rywalem uciążliwym. Trudniejszym niż Liverpool. Gra na remis nie wystarczy, aby awansować dalej. Trzeba strzelać bramki. To rodzi wiele pytań odnośnie dyspozycji Timo Wernera, który wciąż szuka regularności pod bramką oponenta. Jest też Tammy Abraham, wracający na murawę po kontuzji kostki. Zresztą Anglik wypadł z obiegu po pojawieniu się Tuchela w szatni. Chelsea musi więc narzucić swój sposób gry, jeśli chce odnieść sukces. Inaczej trzeba będzie liczyć na błędy podopiecznych Zidane’a. Przebłysk tym razem może nie wystarczyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x