Lider nie z przypadku. Real Sociedad drąży skałę, ukradkiem wchodząc do elity

Real Sociedad

fot. Real Sociedad S.A.D

Po 13. kolejce na szczycie ligowej tabeli. Nie pierwszy raz, bo ten obrazek dobrze znamy z ubiegłego sezonu. To już nie sensacja, a jasny sygnał w stronę konkurencji. Real Sociedad pod wodzą Imanola Alguacila wkradł się do hiszpańskiej elity i nie zamierza zwalniać tempa. Cele zostały przedefiniowane na nowo, a czas zweryfikuje potencjał.

W San Sebastian futbol żyje i ma się dobrze. Nigdy nie było łatwo o zapełnienie gabloty, więc Puchar Króla zdobyty zimą smakuje wyjątkowo. Szczególnie że wyszarpany z rąk odwiecznego rywala – Athletiku. Imanol Alguacil zapisze się na kartach historii jako pierwszy trener od 1987 roku, któremu ta sztuka się udała. Zdobył złoto, ale sukcesy odnosi również na ligowych boiskach. Real Sociedad już drugi raz z rzędu wywalczył kwalifikację do europejskich pucharów. Passa wciąż trwa.

Niewielu ludzi może pochwalić się identycznymi osiągnięciami w San Sebastian. Nie jest łatwo tytułować drużynę jedną z najlepszych w historii, gdy ta dzieje się na naszych oczach. Lubimy wspomnienia i nie ma w tym nic dziwnego. Niemniej La Real przeżywa piękne chwile i nic nie wskazuje, by czar miał zaraz prysnąć. Ta drużyna już dawno przestała wpisywać się w ramy objawień LaLiga. Cele przesunięto wyżej, bo La Real ma wszystko, aby pójść o krok dalej. Jasne pomysły na drużynę, która już odnosi sukcesy. Solidnie ułożoną strategię gospodarczą pod okiem odpowiednich ludzi. W końcu fachowca w roli trenera. Real Sociedad położył także nacisk na rozwój akademii i to przynosi rezultaty. Txuri-Urdin wykonują godną pozazdroszczenia pracę z młodzieżą, wypełniając kadrę piłkarzami z własnego podwórka. Czasem podbierając od sąsiada zza miedzy, który stracił wieloletni monopol. Athletic Club ma swoje problemy, ale to już inna historia. Dziś dzieci Donostii chcą grać na Anoeta. Trudno powiedzieć, gdzie jest granica, choć to nikomu nie przeszkadza.

– W ciągu ostatnich trzech sezonów Real Sociedad był w pewnym momencie na szczycie ligowej tabeli. Teraz musimy tego użyć jako narzędzia: jak młody, wciąż rozwijający się zespół będzie stawiał czoła dodatkowej presji bycia na szczycie tabeli. I chcemy robić to z takim samym entuzjazmem, jak wspierający nas kibice, którzy są częścią tego wszystkiego – mówił dyrektor sportowy Roberto Olabe.

Architekt z Orio

Oczywiste jest, że Imanol cieszy się szczególnym poparciem, ponieważ jest człowiekiem społeczności. To jego dom. Pochodzi z Orio. Jest kibicem i doskonale zna Zubietę. Z pewnością nie było to bez znaczenia, gdy obejmował funkcję pierwszego trenera. Zżył się z San Sebastian. Stał się wzorem i to widać głównie, teraz gdy młodzież zaczyna stanowić coraz większą rolę w pierwszej drużynie. Alguacil nie waha się sięgać do akademii, gdy uzna to za stosowne.

Przez lata charakteryzowany był jako typ motywatora. Łatkę trudno oderwać, ale fakty są takie, że 50-latek znacząco rozwinął się jako trener, zwłaszcza na poziomie taktycznym. Ilu szkoleniowców, tak często zmienia wyjściową jedenastkę, nie zaburzając systemu gry? Ilu jest w stanie wykorzystać potencjał z każdego metra boiska, czy stałego fragmentu? W końcu ilu tak skutecznie czyta grę, co 50-latek? Baskowie w drugiej połowie strzelili o 16 goli (!) więcej niż w pierwszej. Real Sociedad w tym sezonie poniósł tylko jedną porażkę – z Barceloną -, zdobywając 19 bramek i tracąc zaledwie 10. Lepszym wynikiem może pochwalić się tylko Sevilla (21/7), która rozegrała o jedno spotkanie mniej.

Imanol Alguacil w okresie przygotowawczym postawił duży nacisk na uskutecznienie gry z tyłu. Efekty przyszły błyskawicznie, bo La Real w ośmiu meczach zachował czyste konto. Ten zespół wydaje się nad wyraz dojrzały. Obrazuje kolektyw, oferuje różnorodność wśród poszczególnych jednostek, które niekiedy w pojedynkę są w stanie rozstrzygnąć wynik meczu. Nierzadko całość uzupełnia odrobina szczęścia jak w starciu z Mallorką, Elche, czy Osasuną. Ekipa z Anoeta stała się zespołem nie tyle konkurencyjnym, ile niebezpiecznym dla hiszpańskiej elity w drodze do tytułu. Niekoniecznie w starciach bezpośrednich, bo tutaj w tym sezonie szału nie ma – porażka z Barceloną, remis z Sevillą i Atletico. Niemniej punktować z mniejszymi trzeba konsekwentnie, a z tym coraz częściej problem mają faworyci do mistrzostwa. Rok temu zabrakło doświadczenia, ale czas uczy, a przynajmniej w San Sebastian.

Zdjęcie

Płótnem własne podwórko?

Hiszpański szkoleniowiec ma wymierny wkład w boiskowe triumfy, ale i rozwój poszczególnych zawodników. Ostatni przykład Artiza Elustondo i Robina Le Normanda pokazuje, jak wiele można osiągnąć także w kontekście piłkarzy już w wielu aspektach ukształtowanych. Jednakże sukces Realu Sociedad posiada wielu ojców. Spory udział należy przypisać wspomnianemu dyrektorowi sportowemu Roberto Olabe i jego prawej ręce, która kieruje jednostką rekrutacyjną – Erikowi Bretosowi.  To on odpowiada za skauting, rzucając sieci na całą Europę. Werbuje zagraniczne talenty, ale i bacznie obserwuje także najbliższe zaplecze, czyli drużynę dziś prowadzoną przez Xabiego Alonso.

Szansę debiutu w pierwszej drużynie otrzymali już: Jon Pacheco, Cristo Romero, Benat Turrientes, Robert Navarro, Ander Barrenetxea, Julen Lobete, czy German Valera. Coraz większą rolę na Anoeta pełnią Martin Zubimendi, czy Igor Zubeldia. Furorę robi Jon Karrikaburu w San Sebastian nazywany kolejnym Haalandem z uwagi na prezentowany styl gry. Wyrzeźbił go Xabi, który ostatnio z rezerwami Txuri-Urdin świętował awans do drugiej ligi. Historyczny, ale i dość istotny przy rozwoju młodych adeptów.

Teraz mają szansę sprawdzić się na zapleczu LaLiga, pozostając w domu. To jedynie kamyczek wrzucony do stawu, który być może zaprocentuje w przyszłości. Zmieni świadomość młodego piłkarza, dla którego przykładem świecić ma przede wszystkim Mikel Oyarzabal. Bretos to również człowiek, odpowiadający za ściągniecie do La Real takich piłkarzy, jak Alex Remiro, Portu, Carlos Fernandez, czy przede wszystkim Alexander Isak. Szwed jest dziś jedną z czołowych gwiazd nie tylko swojej drużyny, ale i hiszpańskiej ligi.

Presja wiąże ręce

Mówi się, że mistrzostwa nie wygrywasz, grając z czołówką ligi. Zdobywasz je meczami, choćby w Pampelunie, Vigo, czy Granadzie. Kibice cenią jednak piękne opowieści. Gdy to Dawid wygrywa z Goliatem. Nawet jeśli nazwanie Realu Sociedad kopciuszkiem jest sporą przesadą. Real mimo passy szesnastu meczów bez porażki ma problem, aby wygrywać z tymi najlepszymi. Nie udało się z Sevillą, pogrążoną w kryzysie Barceloną, czy kulejącym Atletico. Wywieziony tylko jeden punkt z Wanda Metropolitano boli chyba najmocniej.

Trochę przyjaźniej statystyka wygląda w meczach derbowych z Athletikiem, aczkolwiek La Real prawie nigdy nie czuje komfortu. Zawsze powstaje trudność ze wdrożeniem swojej gry, co widzieliśmy także dwa tygodnie temu na Anoeta. Wstawienie do wyjściowej jedenastki Sorlotha nie dało zamierzonego efektu, bo ten przez cały mecz był bardzo dobrze kryty. Isak z drugiej linii nie stanowił zagrożenia, a Real Sociedad atakował głównie, wykorzystując wysokie ustawienie gości przy wyprowadzaniu ataku. Athletic intensywnie szukał bramki i ją znalazł po rzucie wolnym i niefortunnej interwencji Remiro.

Nie sposób pominąć europejskiej gorączki, na którą cierpią Baskowie. W głowie wciąż siedzi fatalny dwumecz z chorwacką Rijeką i potknięcie z AZ Alkmaar w ubiegłym sezonie. W aktualnym remis z PSV Eindhoven i AS Monaco to nie szczyt możliwości. Za klęskę uznaje się jednak potyczki z austriackim Sturmem Graz. Najpierw nieprzekonujące zwycięstwo jedną bramką, a w rewanżu podział punktów na Anoeta. Mimo starań Merino i Silvy, Januzaj ani Portu nie byli w stanie znaleźć drogi do bramki. Gospodarze oddali łącznie 30 (!) strzałów, z czego 13 w pierwszej połowie. 19 rzutów rożnych i posiadanie piłki na poziomie 73% przy 658 wykonanych podaniach nie miało przełożenia na wynik.

Można bronić się wynikami w lidze, czy przytaczać przykłady Atletico, Sevilli lub Villarrealu. Niemniej jeśli coś powtarza się na okrągło i nie tylko w jednym, ale już w dwóch sezonach z rzędu, to nie można twierdzić, że to kwestia pecha. Rzeczywistość jest taka, że La Real w ciągu dwóch lat wygrał tylko trzy mecze w Europie, z czego jeden na własnym stadionie. Wcześniej mogliśmy to tłumaczyć brakiem wsparcia kibiców, których zabrakło na trybunach. Czy na podbój Europy jeszcze za wcześnie? Kolejny cel już obrano, teraz trzeba czasu.

Real Sociedad

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x