źródło: skysports.com

Real Madryt przeszedł do historii hiszpańskiego futbolu. Królewscy dzięki czwartkowemu, wydartemu w ostatniej minucie po rajdzie Benzemy, remisowi z Sevillą na Sanchez Pizjuan dobili do 40. spotkań z rzędu bez porażki, co stanowi nowy rekord Półwyspu Iberyjskiego. Sukces ten ma wielu ojców, co od pierwszego dnia pracy z pierwszą drużyną Realu pokazuje zespół Zidane’a. 

Francuz 4 stycznia 2016 roku został przez Florentino Pereza mianowany trenerem pierwszej drużyny Realu Madryt. Optymizm, jaki zapanował po objęciu sterów przez była gwiazdę Blancos był olbrzymi. Wszyscy związani z klubem ze stolicy Hiszpanii mieli dość tragicznej postawy pod wodzą Rafy Beniteza i decyzję prezydenta klubu przyjęli z wielką aprobatą. Ci bardziej sceptyczni psioczyli, że “trener bez doświadczenia” nie może prowadzić tak wielkiego zespołu. Decydując się na przejęcie pierwszej drużyny, Zidane postawił na szali wiele. Gdyby coś poszło nie tak, ciężko byłoby mu znaleźć dalszą motywację i zapał do pracy w tej branży. Czas przyznał mu jednak rację.

Legendarny piłkarz ma na swoich barkach wielki bagaż doświadczeń, pracę pod wodzą i u boku wielkich szkoleniowców jak chociażby Marcelo Lippi, Vicente del Bosque, Carlo Ancelotti czy Jose Mourinho i głowę pełną pomysłów. Od pierwszego dnia w Realu wiedział, co chce przekazać piłkarzom i jak zamierza prowadzić zespół. Widział braki, niedociągnięcia i sprawy, które musi poukładać, żeby maszyna zaczęła poprawnie pracować. Zaczął od przygotowania fizycznego, które według niego wymagało natychmiastowej poprawy i wprowadził do drużyny poczucie, że każdy z piłkarzy jest ważny. Skorzystał z biurokracyjnego wyeliminowania Królewskich z Pucharu Króla i zafundował swoim piłkarzom miniokres przygotowawczy, który miał pozwolić przystąpić w dobrej formie do końca sezonu oraz zaczął rotować składem, by każdy z jego podopiecznych wszedł w rytm meczowy. Od tego wszystko się zaczęło.

Real pod wodzą Zidane’a krok po kroku stawał się lepszy. Zatrudniając Francuza nikt nie oczekiwał od niego cudów. Miał on tylko poukładać sprawy po Benitezie i przez pół roku przygotować się do poprowadzenia drużyny przez kolejny pełny sezon. Od początku jednak coś zaiskrzyło. Real zaczął przede wszystkim z dumą bronić historii i barw klubowych, a także regularnie wygrywać, przez co o mały włos, po znakomitej passie 12 zwycięstw z rzędu, na koniec sezonu nie wyprzedził Barcelony w walce o tytuł mistrza Hiszpanii, ulegając jej zaledwie jednym punktem, choć już w marcu wielu wręczało tytuł Blaugranie. To i tak maksimum, jakie mógł wyciągnąć w trakcie sezonu ligowego 2015/16. Jednak liga przebiegała swoim torem, a Liga Mistrzów swoim. W Europie, jak się okazało, na Real nie było mocnych (nie wliczając porażki 0:2 z Wolfsburgiem) i po zaledwie pięciu miesiącach pracy Zidane dołączył do nielicznego grona byłych zawodników, którzy mogli wznieść w górę Puchar Europy najpierw jako piłkarz, a następnie jako trener. To była znakomita podbudówka pod kolejne rozgrywki.

Lato na Santiago Bernabeu przebiegało zaskakująco spokojnie. Zizou miał obraz tego, jak powinna wyglądać jego ekipa i sięgnął tylko po znanych mu Coentrão, Moratę i Asensio, a także dał szansę młodemu Mariano Díazowi. Do tego sprowadził do swojego sztabu Antonio Pintusa, włoskiego trenera od przygotowania fizycznego, wyrwanego z Olympique Lyon, którego metody bardzo przypadły do gustu trenerowi Blancos. Obaj panowie poznali się za czasów gry Francuza w Juventusie i od tego lata kontynuują współpracę. Reszta puzzli pasowała już do jego układanki.

Zidane miał zatem wszystko, co uznał za istotne przy budowie jego autorskiego Realu i mógł spokojnie czekać na efekty swojej pracy. Te przyszły zaskakująco szybko. Już zdobyty na otwarcie sezonu Superpuchar Europy pokazał głębię składu, jaką dysponują obecnie Królewscy. Grający bez Keylora Navasa, Toniego Kroosa, Garetha Bale’a i Cristiano Ronaldo, a także oszczędzający Lukę Modricia i Karima Benzemę Real pokonał Sevillę po dogrywce 3:2 i rozpoczął swój triumfalny marsz. Rozpęd, luz i pewność siebie, jakich od początku rozgrywek nabrali piłkarze Zizou budził podziw. Fakt, zdarzały się słabsze występy i frustrujące serie (cztery remisy z rzędu), jednak przy tak dobrych wynikach nikt nie zawracał sobie nimi głowy. Zwycięzców się przecież nie rozlicza. Z takiego właśnie założenia wychodził Francuz. Jak zwykle spokojny, wyważony, nie wchodzący w konflikty z otoczeniem, powtarzał ciągle, że interesuje go tylko praca, praca i jeszcze raz praca, jaką wykonują jego piłkarze i którą starają się cały czas przekuwać na kolejne spotkania. On do tego dołożył swoje doświadczenie, wizję gry i partnerskie relacje z zawodnikami. Każdemu z nich dał poczucie ważności, minuty na boisku i troskę o zdrowie, pozwalając odpocząć przy najmniejszym choćby urazie. To zdało egzamin. Zmiany, jakich Zizou dokonuje niemal w każdym meczu nie mają przełożenia na gorszą postawę całego zespołu. Wręcz przeciwnie. Każdy z zawodników szerokiej kadry wnosi do gry Królewskich coś ekstra, czym łatwo zaskakuje kolejnych rywali. Łatwość i płynność, z jaką Real przechodzi obecnie do różnych ustawień to także wielka zasługa francuskiego trenera. W obecnym sezonie mogliśmy oglądać już kilka wariantów, zaprezentowanych przez nich na boisku. Było klasyczne 4-4-2, bardziej ofensywne 3-4-3, zrównoważone 4-1-4-1 czy odważne 2-1-2-3-2 z bocznymi obrońcami w roli skrzydłowych. Cholernie ciężko jest rozgryźć ten Real. Na każdym etapie spotkania może dojść bowiem do zmian, które upłynnią grę i pozwolą zmienić obraz meczu.

To wszystko doprowadziło Real już do 40. spotkań z rzędu bez porażki! W dzisiejszej piłce, przy tak wielkiej intensywności i częstotliwości spotkań tylko nieliczne zespoły są w stanie dokonać czegoś podobnego (39. spotkań bez porażki Barcy czy 13. ligowych zwycięstw z rzędu Chelsea pod wodzą Conte również każą chylić czoła). I choć passa ta na ten moment dała “zaledwie” Ligę Mistrzów, Superpuchar Europy oraz Klubowe Mistrzostwo Świata nie można przejść obok niej obojętnie. Dzięki tak znakomitej postawie zespołu, w klubie zaczęto głośniej mówić o triplete, którego najbardziej utytułowanemu klubowi Europy brakuje do pełni szczęścia. Zidane tonuje jednak nastroje i każe patrzeć na każdy kolejny mecz. Tylko takie podejście może sprawić, że na koniec sezonu zespół nie zostanie z pustymi rękoma. Wielką nauczkę piłkarze Realu dostali niedawno pod wodzą Carlo Ancelottiego. Wówczas prowadzeni przez Włocha zanotowali passę 22 zwycięstw z rzędu, by na koniec sezonu nie wstawić do klubowej gabloty żadnego tytułu. Teraz Francuz chce dopilnować, by sytuacja się nie powtórzyła. Krok po kroku, dzień po dniu i mecz po meczu – taki przekaz płynie z ust Zidane’a i wydaję się, że chemia, jaka wytworzyła się w szatni Realu nie pozwoli uciec najbardziej prestiżowym trofeom, a sezon, jaki rozgrywają pod wodzą maestro zostanie na długo zapisany w kanonach futbolu, bez względu na to czy seria zatrzyma się na 40. czy więcej spotkaniach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x