Filip Bednarek w Lechu. Transfer, jak przyznanie się do błędu

Filip Bednarek

lech.poznan.pl Foto: Przemysław Szyszka

Kilka dni temu wyszło na jaw, że do Lecha Poznań dołączy nowy bramkarz. Od 1 lipca w barwach Kolejorza będzie występował brat Jana Bednarka, Filip. Sprowadzony z holenderskiego Heerenveen goalkeeper ma rywalizować z Mickey’em van der Hartem o pozycję bramkarza numer 1 w bramce poznańskiego zespołu. W mojej opinii ten transfer, to jawne przyznanie się do błędu przez działaczy Lecha.

Słowa, słowa, słowa

Nim rozwinę swoją myśl, chciałbym zwrócić uwagę na jeden, ale bardzo istotny fakt, dzięki któremu transfer Filipa Bednarka odbierany jest z dość dużym dystansem. Przynajmniej przeze mnie. Otóż, pamiętam (jakby to było wczoraj), słowa wypowiedziane przez Dariusza Żurawia w kontekście oceny sprowadzenia nowego bramkarza do Lecha Poznań. Słowa te dotyczą aktualnej „jedynki” w poznańskiej bramce – Mickey’a van der Harta. Szkoleniowiec Kolejorza bardzo mocno zachwalał transfer tego zawodnika. Podkreślał to, że były bramkarz Ajaxu czy Zwolle obserwowany był przez skautów z Poznania od dłuższego czasu. Mówił, że van der Hart bardzo dobrze gra nogami i ma bardzo dobry refleks. Co z miejsca miało czynić nowy nabytek Kolejorza pewnym punktem projektu pod wodzą trenera.

Nie minął rok, a szkoleniowiec Kolejorza znów musi reklamować zakup nowego zawodnika. I może nie byłoby to jakoś bardzo dziwne, gdyby nie fakt, że tym nowym piłkarzem Lecha jest… bramkarz! Właśnie tak. Filip Bednarek, bo o nim mowa, dołączy do Kolejorza wraz z początkiem lipca. Nowy nabytek ma za zadanie ustabilizować sytuację w bramce poznańskiej drużyny. Dla fanów Lecha Poznań taki obrót spraw bardziej przypomina fabułę z komedii Marka Koterskiego „Dzień Świra”, niż przemyślane i sensownie wykonywane ruchy. Rok w rok taka sama gadka i takie same słowa. Przy opiniach o van der Harcie i Bednarku można by zrobić kopiuj-wklej.

Jak uwierzyć?

6 lipca zeszłego roku, Lech rozgrywał sparingowy mecz z duńskim FC Midtjylland. Spotkanie rozgrywane na głównej płycie stadionu przy ulicy Bułgarskiej, było dla mnie pierwszą okazją do ocenienia na żywo nowych nabytków Kolejorza. Przyznam, że obraz tamtego meczu nadal mam przed oczami. W rozmowach, które przeprowadziłem wielokrotnie padały stwierdzenia, że kupno van der Harta, sprowadzenie Crnomarkovicia i Muhara to bardzo dobre ruchy ze strony prezesów Lecha. Owszem, podkreślałem to wtedy, że po jednym meczu nie warto ferować daleko idących wniosków, ale zgadzałem się z tym, że być może Lech w końcu zyskał bramkarza z prawdziwego zdarzenia. Że po latach, w których publiczność na poznańskim stadionie „czarował” Łukasz Trałka, w Lechu w końcu dorobili się prawdziwej „6”.

Jak bardzo się myliłem, niech świadczy fakt, że dziś ten właśnie Trałka wspominany jest przez kibiców Lecha z pewnym sentymentem. Taki chichot losu. Pocieszam się jednak tym, że nie byłem jedynym, który uważa nowe nabytki Kolejorza za bardzo sensowne ruchy. Dziś za nami lwia część sezonu. Poznaniacy w zasadzie pożegnali się z walką o tytuł Mistrza Polski. A sprawił to babol nowego piłkarza Lecha, który miał być jego ostoją. Oczywiście zgadzam się z tym, że za indywidualne błędy swoich zawodników trener Żuraw odpowiadać nie może. Jednak musi on odpowiadać za wypowiadane przez siebie słowa. A nikt inny, tylko właśnie opiekun Lecha mówił, że van der Hart, Crnomarković oraz Karlo Muhar dadzą zespołowi odpowiednią jakość.

Przyznanie się do błędu

To, że łaska pana na pstrym koniu jeździ wiemy nie od klopsa w meczu Lech – Legia. Gdy zespołowi idzie i ostatecznie wygrywa on mecze, to pewne byki można wybaczyć. W końcu w piłce liczy się to, co ląduje w sieci. Skoro ukochany klub zdobył gola więcej, co dało trzy punkty w ligowej tabeli, to pomyłki są zapominane szybciej. Gorzej (niestety w przypadku Lecha), gdy gafy przydarzają się w najbardziej newralgicznych momentach, najbardziej oczekiwanego w Poznaniu meczu. Być może dla wielu wałkowany od kilku dni błąd bramkarza Lecha jest już nudny. Jednak nie sposób przejść obok tego obojętnie, gdy na drugi dzień w świat idzie news, że do Kolejorza dołączy nowy zawodnik – bramkarz. Co ja, zwykły szary kibic, który w czasie meczów jest kłębkiem nerwów od patrzenia „na popisy” niektórych zawodników mam sobie myśleć? Jedyne, co na szybko przychodzi mi do głowy, to stwierdzenie: „k***a, znowu nic z tego”.

Po latach nieudolności przyzwyczaiłem się już, że nie we wszystkie zapewnienia trzeba wierzyć. Słowa i opinię to jedno, a czyny i zachowania zawodników na murawie, to drugie. W przypadku transferów Lecha te dwie kwestie mijają się szerokim łukiem. Owszem, były transfery, które każdemu musiały przypaść do gustu. Ale gdyby tak od listopada 2011 roku, podsumować ruchy na rynku transferowym wykonywane przez działaczy Kolejorza, to porażka będzie przygniatająca. I nie jest to opinia, którą wygłaszam bo taki mam akurat kaprys. Takie są realia. I autentycznie uważam, że kupno nowego bramkarza, jest jawnym przyznaniem się do błędu w ocenie i selekcji obecnego goalkeepera Lecha.

Filipa dopiero ocenimy

Tak jak rozumiem ogromne rozgoryczenie wśród kibiców Lecha, które potęgowane jest latami kolosalnych wpadek transferowych, tak nie pojmuję, jak można obsmarowywać na dzień dobry nowego zawodnika. Filip Bednarek dołączy do zespołu dopiero za kilka tygodni. Będzie miał chwilę na przystosowanie się do gry w Lechu, bo przez epidemię koronawirusa przerwa między sezonami będzie króciutka, ale zaczekajmy z ocenami. Tak jak w przypadku van der Harta błędem było nazywanie go „bramkarzem z prawdziwego zdarzenia” po pierwszych meczach. Tak w przypadku Bednarka nie powinniśmy wieszać na nim psów, przed choćby jednym oficjalnym meczem w niebiesko-białych barwach.

Oczywiście ten margines zaufania (jeśli w ogóle jest) bardzo się zmniejszył. Kibic głupi nie jest. Widzi co się dzieję i co działo się przez ostatnie lata. Ma prawo być zły. Tylko niech ogrom tej złości nie skupia się na zawodnikach, których z uśmiechem na twarzy ktoś tutaj reklamował. Oni sami nie powiedzą, że tak naprawdę są słabi, a prezes z dyrektorem sportowym gadają banialuki na ich temat. To właśnie ludzie odpowiedzialni za budowę klubu mają najwięcej do poprawienia. A piłkarze? Robią co mogą, starają się. A, że nie wychodzi? No cóż…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x