Atletico Madryt w sidłach rewolucji. Czy Diego Simeone jest w stanie zaskoczyć?

Simeone

fot. Atletico de Madrid

Rozpalone apetyty pragną więcej. Obrona tytułu mistrzowskiego to nie sfera marzeń, a cel, który na razie oddala się z tygodnia na tydzień. Real Madryt znów rośnie, a Sevilla naciska. W czołówce rozpychają się też inni jak, choćby Real Sociedad. Kryzys w Lidze Mistrzów boli podwójnie, bo zamiast poprawy błędów z poprzedniego sezonu jest walka o puchary na wiosnę. Życie w czerwonej części Madrytu stało się trudne…

Nie można zaprzeczyć, że Diego Simeone stworzył Atletico na nowo. Wprowadził zespół na inny, dawniej nieosiągalny poziom, zapisując się w klubowej historii złotymi zgłoskami. Niemniej trzeba mieć klapki na oczach, aby nie dostrzec, że w ostatnim czasie ekipa z Wanda Metropolitano przeżywa wiele trudności, aby na tym poziomie się utrzymać. Dziś Cholo przygaszony, bez pomysłu. Oczekiwania urosły, a problemy się mnożą.

Argentyńczyk chce budować. Rok temu udowodnił, że wciąż potrafi. Mimo że w tym sezonie ma pełny wachlarz możliwości, to idzie mu coraz trudniej. W tej sytuacji każdy kryzys będzie rodził pytania, czy to nie czas na zmiany na ławce trenerskiej? Świat pędzi, ale staż i charakter 51-latka robią swoje. Futbol się zmienia, ale Cholo również. Trzeba zauważyć, że dziś Atletico nie jest już jedynie kandydatem do gry w europejskich pucharach. To zespół, który ma walczyć o najważniejsze trofea w kraju, a gra w fazie pucharowej Ligi Mistrzów powinna być obowiązkiem. Można stwierdzić, iż w ciągu ostatnich lat znacząco zmieniła się dynamika postrzegania madryckiej ekipy zarówno przez oponentów jak i kibiców.

Skomplikowany świat Simeone

Rywale częściej wolą oddać pole, wycofując się na własną połowę. Poczekać na błąd rywala, co zwykle wystarczy, aby wytrącić z równowagi mistrza Hiszpanii. Atletico musi operować piłką, choć by zdobyć przewagę nie możesz być wolniejszy od rywala. W ten sposób ekipa z Madrytu przy głębokim ustawieniu trzech centralnych obrońców i rozgrywającego zabiera sobie z przodu dostępny zasób ofensywny. Zespół traci czas i siły na skonstruowanie składnej akcji zakończonej uderzeniem na bramkę. Trzech napastników w wyjściowym składzie wygląda dobrze, ale na papierze. W praktyce wszyscy nie są w stanie być pod grą. Nie trudno zrozumieć Simeone, który najchętniej wystawiłby całą artylerię od pierwszej minuty, bo przecież ma w czym wybierać. Z drugiej strony w dość prosty sposób możemy znaleźć kilka rys na tym ozłoconym ataku.

– Myślę, że kluczem do mistrzostwa jest stabilność. Griezmann być może trochę za bardzo zajmuje miejsce Felixowi lub Correi, a Suarez wydaje się nietykalny, biorąc pod uwagę, że jest jedynym profilem “dziewiątki”. Simeone wie, że sezon jest długi, ale nadal daję mu pełne zaufanie. Atletico wciąż bierze udział w wyścigu. Konieczne jest znalezienie rozwiązania, aby utrzymać stabilny skład. W razie potrzeby nie powinien się wahać przed umieszczeniem pewnych nazwisk na ławce. Simeone zawsze wiedział, jak definiować swój zespół. Potrafi przyznać się do błędu. To ważne w czasach zwątpienia, takich jak dzisiaj – mówi Mathieu Chambenoit, redaktor portalu AtletiFrancia.

Luis Suarez rozkochał czerwoną część Madrytu w poprzednim sezonie, ale aktualnie nie jest piłkarzem, choćby w połowie tak kompletnym, jak kilka miesięcy temu. Urugwajczykowi nie można odmówić instynktu, którym błysnął z Getafe, Realem Sociedad, czy Barceloną. Ma 34 lata na karku, a jest najskuteczniejszym zawodnikiem swojej drużyny (8). Ma i ubytki natury taktycznej. Nie jest piłkarzem, pracującym na całej długości boiska. W tym lepiej odnajduje się Antoine Griezmann, aczkolwiek Francuzowi daleko do roli, którą odgrywał przed transferem do Blaugrany. Całość uzupełniać ma Joao Felix lub Angel Correa. Wybuchowy Portugalczyk i Argentyńczyk będący w cieniu własnej formy z początku sezonu.

Flanką ich!

Inną kluczową kwestią jest udręka gry w bocznych sektorach. Mimo że Atletico w ustawieniu wyjściowym zagęszcza środek pola, to w rzeczywistości chce grać poprzez skrzydłowych. Problem w tym, że na flankach wahadłowi nie mają wiele wsparcia od partnerów. Brakuje chętnych do pójścia na obieg, brakuje poszerzenia gry, aby uwolnić napastników. W ten sposób dochodzi do nadmiaru zawodników w środku i niewielu opcji na skrzydłach. Yannick Carrasco i Kierran Trippier lub Marcos Llorente są skazani na propozycję przeciwnika. To też tłumaczy nam, dlaczego tak często widzimy różne twarze wahadłowych, co nierzadko przekłada się na wynik.

obieg

Wbrew pozorom, chociaż błyskotliwy Carrasco wielokrotnie w pojedynkę jest w stanie roznieść defensywę przeciwnika, to nie jest żadną opoką w sferze destrukcji. Identycznie sytuacja wygląda na drugim skrzydle, gdzie pojawia się Llorente. Hiszpan zawsze będzie szukał zejścia do środka. To zawodnik, którego ciągnie do przodu. Przekonał się o tym Luis Enrique, który w kadrze narodowej próbował zrobić z niego prawego defensora. Wahadło to jednak nie to samo. W stawce najlepiej wygląda Anglik. Trippier jest w stanie zaoferować częściową równowagę, z czym miał problem u poprzedniego pracodawcy. Wykorzystuje jednak specyfikę ustawienia, szukając poszerzenia, a nie środka, o czym najlepiej przekonaliśmy się podczas Euro 2020. Gdy Anglicy grali systemem 3-4-3 z Włochami, Trippier zajmował pozycję przed Walkerem i za Mountem. To pozwoliło Synom Albionu wykorzystanie prawej flanki, bo to piłkarz Chelsea skupiał na sobie uwagę rywala. 31-latek nie był jednak wyborem, gdy dochodziło do przejścia na czwórkę obrońców. W Atletico nie ma Walkera. Dziś nie ma i Trippiera, który z powodu kontuzji pauzuje do końca roku.

marcos Atleti

Defensywna bolączka

Poruszając temat obrony Atletico Madryt, należałoby postawić wyraźny wykrzyknik obok wspomnianych wahadłowych. Współcześnie wiele drużyn decyduje się jednak na grę w wysokim pressingu, próbując przejąć futbolówkę już na połowie przeciwnika. Ekipa z Wanda Metropolitano nie wykorzystuje w pełni drugiej linii, gdy gra z rywalem o podobnej klasie. Simeone zrezygnował z Kondogbii, a w środku częściej oglądamy Koke, Rodrigo de Paula i Thomasa Lemara. Niewiele w nacisku wnoszą też sami napastnicy – Suarez, wybiórczo Griezmann.

Simeone

Najwięcej do życzenia pozostawiają jednak obrońcy. Nieregularni i skrajni w swoich postawach. To boli podwójnie, biorąc pod uwagę, że Jan Oblak także przeżywa kryzys. Mario Hermoso, Felipe, czy Jose Maria Gimenez ścigają się w walce o rolę pierwszoplanową, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu. Hiszpan błyskawicznie się podpala, szczególnie w Lidze Mistrzów. Brazylijczyk raz ratuje – jak z Osasuną – by innym razem z Liverpoolem wypaczyć wynik meczu. Gimenez, choć momentami może się podobać, to jest tego zdecydowanie za mało.

– Z Gimenezem jest odwieczna zagwozdka. Bywa doskonały, ale nie zawsze jest dostępny. Jestem jednym z tych, którzy mu ufają, ale fakt, że tylko Felipe może go zastąpić, jest niebezpieczny. Potrzebowalibyśmy dodatkowego wsparcia. Gimenez zasługuje na wyjściową jedenastkę, jest jednym z najlepszych na świecie, ale potrzebuje dublera – mówi Mathieu. Ostatnio błąd Urugwajczyka skończył się tragicznie w skutkach, choć niewielkim pocieszeniem może być fakt, iż zauważa własne porażki. – Jestem odpowiedzialny za stratę bramki i biorę odpowiedzialność za swoje błędy. Byłem w tej strefie, z której padła bramka, przez którą przegraliśmy – mówił po meczu z Milanem.

– Ciężko to zrozumieć. W teorii trudno ustawić lepszą obronę niż Savic, Gimenez i Hermoso, którym towarzyszy Oblak w bramce. Jednak jeden z nich systematycznie popełnia jakieś przewinienie, które kosztuje gola. Wolałbym, żeby ci gracze ponownie znaleźli koncentrację, zanim Atletico pomyśli o rekrutacji. Z drugiej strony, być może powinniśmy wyobrazić sobie młodszego zastępcę, aby szczelniej załatać dziury w przypadku kontuzji – mówi nasz rozmówca.

Gdzie tożsamość Atletico?

– W maju, kiedy Atletico Madryt wygrało La Liga, Correa był liderem ataku, Llorente najlepszy w środku, a Savic szefem obrony. Dziś Correa często jest zmiennikiem, Llorente właśnie wrócił po kontuzji, a Savic nie wydaje się w szczytowej formie. Dodatkowo w systemie Simeone niezwykle ważni są boczni zawodnicy (Trippier i Carrasco). Myślę, że w tym sezonie musimy wrócić do podstaw. Nie mnożyć elementów ofensywnych, ale cofnąć to, co sprawdziło się w zeszłym roku, aby zabieg ponowić po nauczeniu pewnych schematów. Musimy wracać do prostych rzeczy, ale przede wszystkim odważyć się uderzyć, odważyć się nawiązać kontakt… Tej wściekłości do zwycięstwa brakuje. Moim zdaniem problem leży głównie w mentalności drużyny – kwituje Chambenoit

Mimo że obecna kadra Atletico jest bardziej kompletna niż w poprzednich latach, to podobieństwo niektórych profili powoduje pewne niedogodności. Atletico wpadło w dołek na poziomie organizacyjnym. Piłkarze mają problemy z odczytaniem planu taktycznego, dostosowując swoje możliwości do założeń trenera. Argentyński szkoleniowiec trochę bije się z własnymi przekonaniami, pielęgnującymi przez lata.

– Ten rozwój jest niesamowity. Dziś uważam, że silnie defensywne Atletico już nie istnieje. Gdyby wszyscy byli dostępni, ustawiając Lemara w pomocy wtedy atak – Felix, Correia i Griezmanna byłby idealny. Pod nieobecność Portugalczyka, dlaczego nie spróbować Cunhy, który wygląda na odpowiednio przygotowanego? Jako ciekawostkę dodam, że kiedy Angel Correa gra w wyjściowym składzie, to Atletico wygrywa w 60% czasu w tym sezonie. Kiedy go nie ma, to w 16%! – dodaje Mathieu Chambenoit.

Rywale wiedzą, jak gra Cholo. Powrót do w pełni pragmatycznego Atletico nie jest rozwiązaniem. Poniekąd przeżywamy de ja vu. Rok temu Atletico musiało zmienić system, sposób gry, zagrać ofensywniej. Wykorzystać słabość Realu Madryt i Barcelony. 51-latek znalazł złoty środek, a Atletico zostało mistrzem, choć dopiero na ostatniej prostej. W tej chwili brakuje definicji. Diego Simeone dostrzegł to ponad miesiąc temu, ale nie znalazł jeszcze recepty. Na niektórych frontach czas kurczy się niemiłosiernie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x