Benitez walczy o być albo nie być?

Rafael Benitez

fot. bleacherreport.com

Sobota, 21 listopada, godz. 18:15. To może być kluczowe 90 minut w erze Rafaela Beniteza w Realu Madryt. Dość szybko jak na kilka miesięcy pracy w stolicy Hiszpanii. Do tej pory wyniki byłego trenera Napoli na ławce trenerskiej klubu z Concha Espina są dobre, ale styl pozostawia wiele do życzenia.

Owszem, muszę mu przyznać, że wprowadził do zespołu równowagę w defensywie, czego brakowało za czasów jego poprzednika, czyli Carlo Ancelottiego, co potwierdza bilans straconych bramek w lidze i Lidze Mistrzów. W dodatku w ofensywie jego ekipa również nie ma sobie równych, przynajmniej w lidze, dlatego pozwala to stwierdzić, że “jakieś” efekty pracy Beniteza w Realu są. Jednak prasa i kibice są niezadowoleni ze stylu gry prezentowanej przez madrycki klub, więc o co tak naprawdę chodzi?

A no o to, że “Królewscy” ledwo ciułali te punkty czy to w rodzimej lidze – 2 poważne wpadki z Malagą i Sportingiem Gijon czy w Champions League – rewanżowe spotkanie z PSG na Bernabeu. Te mecze były nad wyraz niewyraźne, jakby brakowało ognia, iskry, zapału w grze. Co do spotkania z Paryżanami można wybaczyć niemrawą grę Realu, gdyż zmierzyli się z Francuzami w przetrzebionym składzie, ale remisy z Malagą u siebie czy ze Sportigniem Gjon na wyjeździe dają sygnał, że coś w tej ekipie jest nie tak.

Były trener takich klubów jak Chelsea Londyn czy Liverpool FC miał przez dług czas farta. Nie oszukujmy się, to było ogromne szczęście, tak jakby ktoś na górze nad nim czuwał. Ale to szczęście musiało się kiedyś skończyć i wydaję mi się, że taki moment nastąpił po ostatnim spotkaniu rewanżowym z PSG na Santiago Bernabeu. Tam “Los Merengues” wygrać wygrali, ale zrobili to w strasznym stylu. Najbardziej widać było to po kibicach Realu, którzy zamiast cieszyć się z trzech punktów i awansu do następnej rundy rozgrywek czuli się tak jakby przegrali owy mecz z ekipą Laurenta Blanca. Dość powiedzieć, że po końcowym gwizdku Cristiano Ronaldo uściskał trenera PSG i “coś tam” mu szepnął do ucha (podobno chciałby z nim pracować), ale powszechnie mówi się, że Benitez nie jest szczególnie lubiany we własnej szatni, jednak o tym później.

Po konfrontacji w Lidze Mistrzów Real jechał do stolicy Andaluzji na batalię z Sevillą. Mecz rozpoczął się bardzo dobrze dla Beniteza i spółki, którzy szybko wyszli na prowadzenie za sprawą pięknej bramki Sergio Ramosa. Niestety, kapitan “Królewskich” ową bramkę przypłacił kontuzją barku i po jego zejściu losy meczu zmieniły się o 180°. Najpierw wyrównanie gospodarzom dał Immobile -pamiętacie? To ten, co miał Lewandowskiego w Borussii zastąpić, a potem bramki Banegi i Llorente załatwiły ekipie Krychowiaka trzy oczka.

Przez cały ten czas, aż do spotkania z Sevillą Benitez bronił się wynikami, ale nie stylem. W lidze był liderem, w Champions League również, ale styl gry prezentowany przez Real był bardzo słaby. Oczywiście, można zrzucić to na plagę kontuzji, która dotknęła “Los Blancos”. Urazy Bale’a, Benzemy czy Jamesa Rodrigueza na pewno nie pomogły trenerowi, jednak podobny problem miał jego najbliższy przeciwnik, czyli FC Barcelona – Katalończycy musieli zmagać się przez ponad miesiąc bez Leo Messiego, a także inni gracze byli kontuzjowani, jednak przeszli przez ten okres wzorowo wygrywając 7 na 9 spotkań.

Również tutaj można doszukiwać się analogii. Pisałem, że szatnia nie przepada za Benitezem. Utarczki słowne Ramosa z trenerem czy rozmowa Cristiano Ronaldo z Florentino Perezem, który miał powiedzieć prezesowi, że z “tym trenerem nic nie wygrają” są idealnym przykładem zgrzytu w szatni. Podobny problem miał na początku stycznia Luis Enrique ze swoimi piłkarzami. Mówiło się, że Katalończyk był skłócony m. in. z Leo Messim. Sytuacja pogorszyła się po przegranej na wyjeździe z Realem Sociedad na Anoeta, gdzie Argentyńczyk został posadzony na ławce rezerwowych. Koniec końców tamta porażka wyszła na dobre “Dumie Katalonii”, która wreszcie się zjednoczyła i wspólnymi siłami zdobyła tryplet. Kto wie, może tak samo będzie w przypadku nowego trenera Realu Madryt? Wygrana w Klasyku będzie do tego najlepszym wstępem, trzeba tylko jedności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x