Arsène Wenger i jego rewolucja

Wenger

Arsenal.com

„Wenger nie ma pojęcia o angielskiej piłce. Jest nowicjuszem w wielkim klubie – cóż, przynajmniej kiedyś Arsenal był takim klubem – i powinien ograniczyć się do uwag o japońskim futbolu” – tak podsumował bohatera dzisiejszego tekstu jeden z jego późniejszych kolegów po fachu z Premier League. Dżentelmen ten, choć mylił się rzadko, tym razem kompletnie nie trafił z ekspertyzą i zapewne później gorzko żałował tych słów. Jesteście ciekawi, kto pokusił się o tak kontrowersyjne stwierdzenie? Nie kto inny, jak sir Alex Ferguson. Gdyby tylko Fergie wiedział, ile krwi napsuje mu ten szczupły poliglota i jak wielki wpływ wywrze on na światowy futbol, na pewno ugryzłby się w język.

Wyspiarska filozofia gry na początku lat 90. delikatnie mówiąc nie należała do postępowych. Piłkarze mieli gdzieś odżywianie i przygotowanie fizyczne, a brytyjskie drużyny co i rusz kompromitowały się w europejskich pucharach. Styl, od początku skazany na porażkę w konfrontacji z wizją Sacchiego czy Cruyffa, wyglądał archaicznie. W Arsenalu dochodziło do sytuacji, gdzie kibice na stadionach grali w kapsle, żeby się nie nudzić. Potrzeba natychmiastowych zmian stała się faktem. David Dein, wiceprezes The Gunners, doskonale wiedział, kto byłby w stanie wyciągnąć klub z marazmu i nadać mu nową tożsamość. Pewien mężczyzna, którego poznał kilka lat wcześniej, gdy ten, będąc w Londynie, udał się na mecz dla zabicia czasu. Znający pięć języków, posiadający dyplom z ekonomii trener Monaco już wtedy zrobił na Deinie spore wrażenie. Anglik czuł, że prędzej czy później ich drogi ponownie się przetną. Oczywiście pod koniec lat 80., gdy obaj panowie się spotkali się po raz pierwszy, ekipa z Highbury zdobyła mistrzostwo Anglii, więc wtedy nie było o tym mowy, choć tak czy siak przepowiednia „Arsène jak Arsenal” miała się wkrótce spełnić.

Moment ten, jak się wydawało, nadszedł w 1995 roku. W nieciekawych okolicznościach zwolniony został dotychczasowy trener-legenda – George Graham, więc następcy potrzebowano „na wczoraj”. Łatwo się domyślić, że Deinowi po głowie chodziło tylko jedno nazwisko. Problem polegał na tym, że Wengera obowiązywał kontrakt z japońskim Nagoya Grampus Eight i nie za bardzo dało się to obejść. Nie pomagał też fakt, iż zarząd Arsenalu nie pałał entuzjazmem, jeśli chodzi o zatrudnienie zagranicznego fachowca. Na tamtą chwilę żaden obcokrajowiec nie osiągnął w Premier League sukcesu w tym zawodzie, nie dziwi więc niechęć do Francuza pracującego w Kraju Kwitnącej Wiśni. Wybór padł na Bruce’a Riocha. Szkot poprawił grę Kanonierów, ale łatwo wchodził w konflikty i nikt nie uważał go za opcję długoterminową. Po czternastu miesiącach skłócił się z dyrektorami i został usunięty ze stanowiska.  Tym razem uznano, że odpuszczenie takiego talentu szkoleniowego będzie po prostu głupotą. Tak oto, 30 września 1996 roku, Wenger został zaprezentowany jako nowy menedżer Arsenalu.

Degrengolada

To, co zastał na Highbury, wprawiło go w osłupienie. Bynajmniej nie oniemiał z zachwytu. Był zdruzgotany sposobem prowadzenia się piłkarzy, poziomem infrastruktury treningowej i taktycznego zacofania drużyny. W latach 90. zawodnicy na Wyspach o diecie myśleli mniej więcej tyle, co o polityce zagranicznej Turkmenistanu – czyli niewiele. Alkohol lał się strumieniami, wszyscy jedli co popadnie, odnowa biologiczna nie istniała. Raz doszło do sytuacji, gdzie policja spisała Raya Parloura i Tony’ego Adamsa za użycie gaśnicy przeciwko kibicom Tottenhamu. Może nie byłoby w tym nic dziwnego w kontekście naszej opowieści, gdyby nie fakt, że cała akcja miała miejsce w Pizza Hut, a kilka godzin później pod domem Adamsa panowie zostali zauważeni podczas… odbierania dostawy chińszczyzny. Piłkarze Arsenalu przed meczami potrafili delektować się frytkami, jajecznicą, czy bekonem. Prowadzono też zawody w jedzeniu, w których podobno konkurencji nie miał obrońca Steve Bould. Nie odmawiano sobie wysokoprocentowych trunków – w środy piłkarze mieli wolne, więc niejako „tradycją” stało się intensywne balowanie we wtorek wieczorem. Nikt wtedy nie zastanawiał się nad tym, jak taki styl życia skraca karierę i sieje spustoszenie w organizmie. Punktem kulminacyjnym było wyznanie kapitana – Tony’ego Adamsa, który na dwa tygodnie przed przybyciem Wengera przyznał otwarcie, że jest alkoholikiem. Na szczęście degrengolada miała się wkrótce zakończyć.

Francuz od razu zabrał się do pracy u podstaw. Zakazał picia coli, jedzenia słodyczy, zafascynowany kuchnią japońską rekomendował ją swoim podopiecznym. Zachęcał do spożywania gotowanych ryb, kurczaka, warzyw i makaronów. Dla zawodników, którzy nie do końca kojarzyli, kim ten człowiek jest, taka modyfikacja nawyków była szokiem. Podczas starć wyjazdowych w hotelach opróżniano barki, a w autobusie zawsze ustawiano temperaturę taką, aby mięśnie zachowały gibkość. Na stołówce toporne taborety zostały zamienione w komfortowe krzesła, często przeprowadzano wykłady z profesjonalistami na temat zdrowego żywienia. Co jasne, nie każdemu się to podobało. Pewnego razu podczas powrotu ze spotkania wyjazdowego wybuchło „powstanie” na końcu autokaru, manifestowane przyśpiewką „Chcemy nasze Marsy z powrotem”. Niektórzy uważali, że to już nie jest jedzenie, tylko po prostu paliwo. Ci najbardziej sceptycznie nastawieni zauważyli jednak, jak pozytywny wpływ ma to na tych kolegów, którzy zdecydowali się na nowe zwyczaje. Przestały ich łapać skurcze, poprawiła się kondycja, byli szybsi i silniejsi. Udało się nawet przekonać niedowiarków do brania suplementów, co także było iście „wengerowską” innowacją. Oczywiście, sam Arsene, żeby zbudować przewagę psychologiczną czasami odpuszczał i pozwalał na pewne odstępstwa od normy. Spożywał te same dania, co piłkarze, w przeciwieństwie do Sama Allardyce’a, który jako menedżer Boltonu nakazał swoim podopiecznym trzymania diety, po czym na ich oczach pałaszował ociekające tłuszczem angielskie śniadanie.

 

Wykopać „kick and run”

Zmieniło się również podejście do podwładnych. Wenger emanował spokojem, nie krzyczał, traktował szatnię z szacunkiem. Stanowił całkowite przeciwieństwo narwanych, brytyjskich trenerów ze starej szkoły. Z przestarzałego 3-5-2 przeszedł na nowoczesne 4-4-2, z Vieirą oraz Petitem w środku ustawionymi blisko siebie i w mniejszej odległości od formacji defensywnej, co poskutkowało solidniejszą grą w obronie. Berkgamp operował między liniami jako podwieszony napastnik, dzięki czemu drużyna częściej próbowała konstruować akcje w centralnej strefie, zamiast szukać długich piłek na skrzydłowych. Na lewej flance świetnie spisywał się Marc Overmars. Warto zauważyć, że wspomniane zostały nazwiska piłkarzy pochodzących wyłącznie z zagranicy. To kolejny trend zapoczątkowany przez francuskiego wizjonera – postawił na talenty spoza Wysp, znające inny rodzaj futbolu niż tylko przedpotopowe „kick and run”.

Czy rewolucja przyniosły efekty? To nie ulega wątpliwości. Pierwszy sezon pod wodzą Wengera Arsenal zakończył na wysokim, trzecim miejscu w tabeli. Nieźle jak na niecały rok pracy, lecz niedosyt pozostał. W drugim natomiast sięgnęli po dublet – wygrali ligę po raz pierwszy od siedmiu lat, dokładając do tego Puchar Anglii, dając jasny sygnał Manchesterowi United, że ci nie będą mieli już monopolu na tytuły mistrzowskie. Od tamtej pory przez ponad pół dekady piłkarska Anglia mogła zachwycać się rywalizacją Kanonierów z Czerwonymi Diabłami, Wengera z Fergusonem oraz Vieiry z Keanem. Wisienką na torcie tego projektu był sezon 2003-2004 – Arsenal odebrał mistrzostwo czerwonej części Manchesteru nie zaznając przy tym ani jednej porażki. Sztuka ta nie udała się nigdy tak wybitnym trenerom jak Mourinho, Guardiola, czy Ferguson. Dokonał tego ten wysoki erudyta z kraju Napoleona, wizjoner nie mniej wyjątkowy, jak wyżej wspomniane osobistości.

Arsene Wenger, choć w końcu padł ofiarą własnego sukcesu, na zawsze odmienił piłkę nożną nie tylko w Zjednoczonym Królestwie, ale na całej kuli ziemskiej. Dzisiaj z jego praktyk całymi garściami czerpie się chyba w każdym profesjonalnym klubie na świecie. Jakkolwiek kuriozalnie to brzmi, Luka Modrić zapewne mógłby tylko marzyć o Złotej Piłce w wieku 33 lat, gdyby dawno temu w pewnej jadalni w Londynie smażenina nie została zastąpiona gotowanymi potrawami, a czekolady i napoje gazowane warzywami oraz wodą. Z Arsene’a ludzie lubią drwić, bo nosił przydługi płaszcz czy kończył „zawsze czwarty”, ale to on w dużej mierze ukształtował dzisiejszy obraz futbolu. I za to należy mu się ogromny szacunek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x