Miał być lider…

Krzysztof Drobnik – (Piłkarski Świat)

95-lecie Lecha Poznań nie mogło być chyba lepiej zorganizowane. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Nie pasowały tylko… wyniki. Każdy liczył na to, że Kolejorz zostanie dziś liderem, a na domiar szczęścia dla Poznaniaków, przegra Legia Warszawa, oddalając się w ten sposób w tabeli. Stało się… odwrotnie, przez co Wojskowi prześcignęli w tabeli Lecha – i to w jego urodziny.

Mając na uwadze całe szaleństwo weekendu, można śmiało parafrazować znaną piosenkę Moniki Brodki. Ta właśnie jako pierwsza wpadła mi do głowy po opuszczeniu stadionu w Gdańsku. Też bowiem miał być ślub – Lecha z pozycją lidera. Wszystko poszło jednak nie tak, jak można było się tego spodziewać i na pewno nie tak, jak wymarzyli sobie fani Kolejorza.

“Liderem miałem być,
miał być mecz i wesele też.
Już zaprosiłem gości,
dawny trener z naszych stron,
miał pyknąć się dać – tak raz, dwa.
Kibice oswoili się z tym dawno tak…”

Aż do niedzieli dosłownie wszystko układało się pod Lecha. Oczywiście poprzednie świetne wyniki przełożyły się na sytuację w tabeli. Poznaniacy mieli jednak też sporo farta. Wpadki Lechii sprawiły, że gdańszczanie wyprzedzeni zostali już wcześniej. Na czele tabeli pozostała Jagiellonia, która tym razem straciła jednak punkty w meczu z Pogonią Szczecin. W tej sytuacji Kolejorzowi trzy punkty wystarczały do tego, aby objąć prowadzenie w lidze.

“Korona już na głowie,
stadion pęka w szwach.
Kibic we łzach – ze szczęścia łka.
Sędzia daje znak,
a goli brak…”

To musiało nastąpić. Przeciwnikiem w niedzielnym meczu był w końcu pogrążony w głębokim kryzysie Górnik Łęczna, prowadzony w dodatku przez dobrze znanego w Poznaniu szkoleniowca – Franciszka Smudę. Nikt nie myślał nawet o tym czy, a bardziej jak wysoko Lech rozgromi gości. Dodatkowo okoliczności sprzyjały – na stadionie pojawił się komplet widzów, którzy od pewnego czasu głęboko wierzą w to, że mistrzowska korona powróci do Grodu Przemysława.

Na boisku nic nie było jednak tak, jak miało być. Od pierwszych minut Lechici wyraźnie nie byli sobą. Zaryzykować mogę nawet tezę, że sensacyjnie to goście byli bliżsi strzelenia bramki i przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę. Do tego jednak – na szczęście dla przeszło czterdziestu tysięcy fanów, oglądających mecz na stadionie przy Bułgarskiej – nie doszło. Całkowitej tragedii udało się zatem uniknąć. Na kilka godzin.

“Korona samotnie w szafie lśni,
nie dowie się tego nikt
czemu tak stało się?
Zamiast “mistrz!” znów: “nic nie stało się…”

“Zamówiłem pogodę na ten dzień,
a i tak znów padał deszcz…”

Ja niedzielnym wydarzeniom przyglądałem się z Gdańska. Intuicyjnie bowiem, zamiast meczu Lecha z Łęczną, wybrałem bowiem starcie Lechii z Legią, które miało być hitem tej kolejki Ekstraklasy. Do Trójmiasta zabrałem ze sobą nadzieje na dobre widowisko. Nie wziąłem natomiast… ciepłej kurtki. Po ostatnich dniach nic nie wskazywało bowiem na to, że mogło być zimno. Cóż – nawet co do pogody, było jak w piosence Brodki. Wiało i padało.

Niezbyt przyjemny nastrój panował nie tylko na stadionie w Gdańsku, ale również w sercach wielu kibiców w Poznaniu, którzy dopiero w tym momencie uświadomili sobie, że tylko w przypadku remisu Lechii z Legią, żadna z drużyn nie wyprzedzi Lecha w tabeli. Wiadomo było zatem, że zwycięzca tego spotkania na poważnie włączy się w walkę o koronę mistrzowską.

Myślę, że mimo wszystko fani Kolejorza bardziej przeboleliby wygraną Lechii, na którą – bądź co bądź – przez większość spotkania się przecież zapowiadało. Mimo iż Legioniści nie byli wcale lepsi od gospodarzy, potrafili do bólu wykorzystać błędy, jakie rywale popełnili w obronie. Dzięki temu Kucharczyk dwukrotnie zdołał odnaleźć drogę do bramki. Dodajmy do tego jeszcze drobnego pecha Lechistów, przy choćby strzale w poprzeczkę i… klops.

Legia pokonując na wyjeździe 2:1 Lechię Gdańsk, dopełniła największej tragedii, jaka tego dnia mogłaby się wydarzyć w Poznaniu. Lech na swoje 95. urodziny nie tylko nie wykorzystał otwartej drogi na fotel lidera i w dosyć frajerski sposób przerwał passę zwycięstw, ale również… dał się wyprzedzić największemu rywalowi. Fan Kolejorza tego smutnego, choć świątecznego, niedzielnego wieczoru mógł dośpiewać sobie:

“Kto z miłości do futbolu nie umarł,
nie potrafi żyć.
Moje serce w zeszłym sezonie złamanie,
mistrzostwa pragnie dziś”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x