Zapamiętać Lecha z punktów

lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka

lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka

Lech Poznań po dwóch meczach w fazie grupowej Ligi Europy nie ma choćby punktu na swoim koncie. Po porażkach z Benfiką Lizbona oraz z Rangers FC, zawodnikom z Poznania przyjdzie zmierzyć się z belgijskim Standardem Liege. Dla Kolejorza będą to dwa spotkania, w których muszą oni zdobyć jakieś punkty. Nie chciałbym, aby występ w Lidze Europy zapamiętany był tylko z chwalenia za styl gry.

Bez wstydu, ale bez punktów

Począwszy od pierwszego meczu w eliminacjach do Ligi Europy, piłkarze Lecha Poznań byli chwaleni za to, jak rozgrywają swoje mecze. Ten stan trwa w zasadzie od momentu wznowienia rozgrywek w PKO BP Ekstraklasie po puazie spowodowanej epidemią koronowirusa. Były co prawda mecze, w których Lech nie dominował i nie pokazywał “swojego futbolu”, ale patrząc całościowo, większość zgadza się, że to zespół Dariusza Żurawia gra najładniejszą piłkę w kraju. Ta filozofia doprowadziła Lecha do szansy, jaką była gra w eliminacjach europejskich pucharów. Zapominając o półamatorskiej Valmieri FK, to kolejni rywale wymagali odwagi od piłkarzy z Poznania. Odwagi, którą oni pokazali. Wychodzili na boisko i robili swoje.

Już po losowaniu, po którym okazało się, że rywalami Lecha będą zespoły Benfiki, Rangers FC oraz Standardu Liege, zastanawiano się – ile punktów uda się zdobyć zawodnikom z Poznania? Oczywiście nikt nie wymagał samych zwycięstw. Było wiadomo, że Dariusz Żuraw nie porzuci swojej filozofii. Sam wielokrotnie to podkreślał. I tutaj słowa uznania w kierunku szkoleniowca Lecha. Jego piłkarze wyszli na mecz z Benfiką Lizbona, zagrali w piłkę i wstydu nie przynieśli. No, ale ostatecznie przegrali. Pochwały jakie pojawiały się po tym meczu, były jak najbardziej uzasadnione. Lecha oglądało się dobrze i można było wyczuć oczekiwanie na kolejny mecz w Lidze Europy. Przegrana z portugalską drużyną została przetrawiona, a na Lecha czekali już piłkarze Stevena Gerrarda. Było wiadomo, że starcie na Ibrox Park, będzie zupełnie inne od meczu z Benfiką.

Szkoci nie pozwolili Lechowi na zbyt wiele. Zagrali pragmatyczniej, wiedząc to, że są mocniejszym zespołem. Lech ponownie zagrał solidnie, ale ponownie nie zdobył punktów. Po raz kolejny podniosły się głosy, że nie było wstydu. Oprócz wstydu nie ma też punktów.

Cienka granica

Naprawdę ciężko jest nie doceniać tego, jak Lech Poznań stara się grać. Nie chowa się na własnej połowie, nie czeka na to, co zrobią przeciwnicy. Wychodzi to raz lepiej, raz gorzej, jednak wciąż jest to ta sama filozofia. Dla postronnego obserwującego mecz z “The Gers” był trudny do oglądania. Zawodnicy Stevena Gerrarda wyszli na murawę pewni siebie i zrobili to, co sobie założyli. Wygrali 1-0. Razem z Benfiką mają po 6 punktów, a dwumecz z drużyną z Lizbony będzie grą o pierwsze miejsce w grupie.

A Lech? Na Ibrox wyglądał inaczej niż w pierwszym meczu. Grając bez Pedro Tiby oraz Jakuba Kamińskiego brakowało decyzyjności i pewnej dozy szaleństwa, którą mógłby dać skrzydłowy Kolejorza. Lechowi nie można zarzucić, że nie próbował, ale tylko 3 stracone bramki przez zespół Rangers FC nie wzięły się z przypadku. Zawodnicy Dariusza Żurawia w całym meczu nie oddali celnego strzału, a to już mocno rzuca się w oczy. Jedną kategorią oceniania jest styl gry, a drugą są konkrety. Tych drugich nie było dużo, a w zasadzie w ogóle. Lech pojawiał się w polu karnym Alana McGregora, ale żadna z okazji nie była klarowna.

Co do stylu gry, to znów nie wyglądało to źle. Głosy, że Lech chciał, próbował i nie czekał na Rangers są prawdziwe. Jednak trzeba też zgodzić się z tymi, którzy mówią o przesadnym chwaleniu. Jest to niewidzialna, cienka granica, którą bardzo łatwo przekroczyć. Chwalenie po meczach przegranych nie powinno być normą. Owszem docenić, zwrócić uwagę na brak strachu – zgadzam się. Z drugiej strony jako obserwator gry Lecha, nie chciałbym aby Kolejorz został zapamiętany tylko i wyłącznie z podejścia do meczów z silniejszymi rywalami.

Ważny dwumecz

Dla trenera Żurawia żaden mecz nie jest najważniejszy. Jego zespół skupia się na każdym kolejnym rywalu w taki sam sposób. Przed Lechem w rozgrywkach Ligi Europy jest dwumecz ze Standardem Liege. Piłkarze ze stadionu Maurice’a Dufrasne’a podobnie jak Kolejorz, nie mają na swoim koncie punktów. Patrząc na grę belgijskiego zespołu nie sposób zauważyć tego, że wyglądają oni gorzej od polskiego rodzynka w europejskich rozgrywkach. Drużyna przetrzebiona urazami, zakażeniami koronowirusem w meczu z Kolejorzem będzie chciała pokazać, że nie jest z nimi tak źle. Dla poznaniaków natomiast, mecz i rewanż ze Standardem może być okazją, do zdobycia nawet 6 punktów w tabeli grupy D.

Owszem, stara jak świat prawda mówi, że mecz meczowi nie jest równy. Liczy się dyspozycja dnia, a w dzisiejszych czasach nawet to, czy jakiś kluczowy zawodnik nie uległ zarażeniu. Takie mamy realia i z nimi musimy się zmierzyć. Patrząc jednak kierunkowo w stronę zielonej murawy, można zakładać, że przed meczem to Lech Poznań jest uznawany za faworyta starcia z drużyną “Les Rouches”. Nie boję się tego napisać. Patrzę na grę Kolejorza realnie. Nie bałem się wysoko ocenić Lecha za mecz z Benfiką. Nie mam oporów, aby zauważyć, że pojedynek z Rangers FC wcale nie był taki dobry, jak niektórzy mówią. Dziś ten realizm jest taki, że polskim drużynom daleko do solidnych firm europejskich. Jednak nie tak daleko, żeby nie poradzić sobie w pojedynczym meczu z zespołem z ligi teoretycznie mocniejszej niż nasza ekstraklasa.

Zapamiętać Lecha z punktów

Mecze z Benfiką i Rangers już za Lechem (będą rewanże), z tych 180 minut zapamiętano styl i podejście do rywala. Mam wrażenie, że jakoś mniej mówi się o zdobyczy punktowej. Zauważają to kibice, bo dla nich najważniejsze są jednak zwycięstwa. Kolejni eksperci, którzy na co dzień nie zajmują się Kolejorzem, mogą zwracać uwagę na poruszanie się, rozgrywanie piłki itd. Oni się cieszą, że dzięki Lechowi mają o czym mówić.

Dla mnie równe ważne jest to, ile punków ma lub będzie miał Lech Poznań na swoim koncie. Nikt, kto jest emocjonalnie związany z poznańskim zespołem nie chciałby, aby drużyna Dariusza Żurawia legitymowała się zerowym dorobkiem punktowym. Awans do rozgrywek Ligi Europy to w Polsce nie lada okazja do świętowania. Nasze zespoły nie przyzwyczaiły nas do normy, jaką byłoby coroczne granie w tych rozgrywkach. Może, a raczej przede wszystkim z tego powodu, Lech jest odbierany w sposób jaki wyżej opisałem. Styl jest istotny, ale punkty ważniejsze.

Dlatego z czystym sumieniem chcę napisać, że czekam na pierwsze zdobycze Lecha w Lidze Europy. Niech odbędzie się to kosztem tego stylu, o którym wszyscy mówią. Ja chciałbym pogratulować zwycięstwa, a nie poklepać po plechach i powiedzieć, że fajnie się oglądało.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.