SuperLiga i romantyzm, coś czego w futbolu nie ma

Superliga

SuperLiga miała być czymś, co zrewolucjonizuje piłkarski świat. Miała być pożywką dla tych, którym nie podobają się mecze pomiędzy gigantami, a słabeuszami. Twór wymyślony przez najmożniejsze kluby, miał im dostarczyć przypływ obrzydliwej wręcz gotówki. Z planów jednak nic nie wyszło, bo zwyciężyła stara opcja. Niestety nie jest to zwycięstwo romantyzmu futbolu, bo tego już dawno nie ma. Piłka nożna ulega postępowi i prędzej czy później ktoś znów wpadnie na pomysł segregowania futbolu.

SuperLiga, która przegrała z przyzwyczajeniem

Gdy usłyszałem, że Florentino Perez wraz z innymi prezesami wielkich klubów europejskich ogłasza powstanie SuperLigi, pomyślałem sobie, że madrycki baron chcę tylko nastraszyć resztę piłkarskiej Europy. Bo niby po co komu cotygodniowe mecze pomiędzy tymi największymi, skoro od dawien dawna wiemy, że na hity czeka się ze zniecierpliwieniem. Teraz takie mecze miałby być rozgrywane co kilka dni, a kibic, który zasiadłby przed telewizorem miałby być ukontentowany. Moim bardzo skromnym zdaniem, takie rozwiązanie, nawet gdyby doszło do skutku, unicestwiłoby samo siebie.

Przypomina mi się tutaj 2011 rok i starcia Barcelony z Realem Madryt. Na przestrzeni niecałego miesiąca mieliśmy 4 starcia pomiędzy tymi zespołami. Najpierw klasyk w La Liga, następnie finał Pucharu Króla oraz dwa mecze w półfinale Ligi Mistrzów. Dla jednych było to spełnieniem marzeń, bo hiszpański pojedynek gigantów jest solą futbolu, ale dla innych był tego przesyt. Na takie mecze czekamy z entuzjazmem, który ciężko opisać. SuperLiga miała na celu to, aby tego typu starcia były na porządku dziennym. Bliżej mi do opcji, że znudziłoby się to odbiorcom niż okazałoby się zbawieniem dla piłki nożnej. Tak mówił Florentino Perez, który przekonywał, że jego pomysł uratuje futbol.

Prezydent Realu znany jest z tego, że robi to, co uważa i mówi to, co myśli. Wyrobił sobie odpowiednią markę w Europie i zyskał posłuch. Przekonał do swojego tworu innych możnych Starego Kontynentu i liczył na zyski. Społeczeństwo oparło się jednak temu pomysłowi. Być może Perez tego nie przewidział i skala protestów zaskoczyła nawet niego. Bunty kibiców, innych mniejszych klubów oraz słowa z UEFY podziałały w ten sposób, że SuperLiga została zawieszona, zanim w ogóle wystartowała. Nie będę przesadzał i pisał o zwycięstwie romantyzmu futbolu nad pieniędzmi, ale wygrało przyzwyczajenie. Każdy z kibiców sceptycznie podchodzi do takich innowacyjnych zmian. Niestety one się dzieją, a futbol w zastraszającym tempie przegrywa z chęcią zarabiania coraz większych pieniędzy.

Romantyzm w futbolu. A co to jest?

Przy okazji ogłoszenia startu SuperLigi niemal natychmiast podniósł się larum, że ten twór zabije romantyzm w futbolu. Że będzie to miało na celu zniwelowanie marzeń mniejszych klubów, niemal do samego zera. Bo jak to, że więksi będą sobie grali za kolosalne pieniądze, a my – mniejsi, mający swoje marzenia, mamy patrzeć na to z daleka. Byłem, jestem i będę przeciwnikiem takich zmian. Ale nie opieram swojego sprzeciwu na romantyzmie wokół piłki nożnej. Bo co to w ogóle jest ten romantyzm? Czym on charakteryzuje się w dzisiejszych czasach? Tym, że piłkarz zdecyduje się na ekwilibrystyczne zakończenie akcji i zdobędzie gola, o którym będziemy zawsze pamiętać? Czy może tym, że raz na kilka lat jakiś klub nagle wskoczy między tych największych i będzie się starał przeszkadzać?

Ani jedno, ani drugie. Ostatni raz z romantyzmem w futbolu miałem styczność kilkanaście lat temu. Kiedy jako dzieciak wracałem ze szkoły, rzucałem plecak pod ścianę, mówiąc że nie ma lekcji i czym prędzej biegłem na betonowe boisko w pobliskiej szkole. Graliśmy tam do upadłego. Aż kogoś zawołają rodzice. Aż komuś rozwalą się buty i będzie grał dosłownie w gołych stopach. Albo do momentu aż piłki, które kiedyś bywały różne po prostu zakończą swój żywot. A często i gęsto zdarzało się, że graliśmy zwykłym flakiem, bo to było silniejsze od nas. To był swego rodzaju romantyzm. Każdy z interesujących się piłką doskonale to zna i to rozumie. Wszelkie romantyczne historię związane z piłką nożną kończą się w momencie zarobienia pierwszych pieniędzy. Wówczas romantyzm staję się interesem, którego trzeba pilnować.

I nikt do nikogo nie powinien mieć o takie podejście pretensji. Będąc piłkarzem masz ograniczony czas na to, aby zarobić i odłożyć na spokojną przyszłość. Nie mam tutaj na myśli tych, którzy zarabiają tyle, że ustawione są dzieci ich dzieci. Do futbolu trzeba podchodzić wielowątkowo. Jednak pazerne rzucanie się na kasę i chciwość, która wylała się przy okazji ogłaszania SuperLigi była obrzydliwa.

Święty nie jest nikt

Po tym, gdy Florentino Perez ogłosił powstanie nowego piłkarskiego tworu, nagle pojawiły się głosy, że najbardziej poszkodowana będzie teraz UEFA. Przecież to właśnie ta organizacja stoi za europejskimi rozgrywkami i to właśnie tam zapadają najważniejsze decyzję. Nagle ktoś dogadał się za ich plecami i jakby tego było mało, pochwalił się kosmicznymi zarobkami. W sporze SueprLiga – UEFA nikt tak naprawdę nie jest bez winy. Świętych tutaj nie ma. Unia Europejskich Związków Piłkarskich od dawna prowadzi politykę opartą na próbie rozwijania piłki nożnej. Wychodzi to z różnym skutkiem, ale nie można powiedzieć, że nie jest robione nic. Owszem wszędzie w tle są pieniądze, które zwykłemu szaremu kibicowi działają bardzo mocno na wyobraźnię.

Taka próba przewrotu, jaka miała miejsce na początku tygodnia może być jedną z pierwszych. Trudno dziś wyobrazić sobie, że po kilku dniach opada kurz, a prezesi Realu, Juventusu, Barcelony czy innych klubów założycieli nagle zaczynają dogadywać się Alexandrem Ceferinem i zapominają o słowach, które zostały wypowiedziane. Powstał klincz, z którego trudno będzie się wydostać. Nieważne, w którą stronę zechcesz pójść, to dla jednych będziesz zdrajcą, a dla innych innowatorem. Żyjemy w czasach, w których wartości zostały zmiecione pod dywan. Dla wielu z nas, to właśnie piłka nożna była/jest odskocznią od problemów otaczającego nas świata. Na 90. minut potrafiliśmy zapomnieć o problemach, po to, aby skupić się na kibicowaniu swojej drużynie.

SuperLiga i spór z UEFA przypomniała nam wszystkim, że my-zwykli zjadacze piłkarskiego chleba mamy patrzeć, płacić za rozrywkę i się z tego cieszyć. A na końcu tego łańcucha pokarmowego usiądzie taki Florentino Perez z cygarem w ręku i zacznie liczyć pieniądze. Wówczas koło się zamyka.

Superliga upada! Rozpad tak szybki jak jej powstanie!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x