Stokowiec szlifuje indonezyjski brylant

materiałyprasowe

O filigranowym skrzydłowym z Indonezji, którego nieco ponad rok temu ściągnęła do siebie gdańska Lechia, pewnie niejeden kibic zdążył już zapomnieć. Tymczasem Egy Maulana Vikri ciężko pracował, nie tylko na boisku, ale też na siłowni, i jego przyszłość rysuje się w coraz jaśniejszych barwach.

Egy pierwsze kroki na Gdańskim stadionie postawił w połowie marca ubiegłego roku. Można śmiało powiedzieć, że wytyczył on tego dnia zupełnie nowy szlak, jako że żaden Indonezyjczyk wcześniej w Ekstraklasie nie zagrał. W ogóle rodaków grających poza granicami swojego kraju ma niezbyt wielu. W dorosłej reprezentacji Indonezji, która 15 czerwca rozbiła Vanuatu 6-0, tylko jeden piłkarz występuje w zagranicznej lidze; jest nim Rudolof Basna z tajskiego Sukhotai FC. W Europie Indonezyjczyków ze świecą szukać. Najgłośniejszym nazwiskiem jest chyba Ezra Walian, który urodził się z resztą w Holandii, a w swojej karierze reprezentował młodzieżówki Ajaxu, a także zespoły RKC Walwijk czy Almere City.

Nastoletni gwiazdor

O ile przyjeżdżając do Polski Egy wkroczył do świata, w którym nie zna go nikt, o tyle w samej Indonezji, mimo zaledwie 17 lat na karku, był już prawdziwą gwiazdą. Blisko milion obserwujących na Instagramie (dziś to już ponad 1,4 mln) mówiło samo za siebie. Taka liczba kibiców to coś, o czym inni ekstraklasowicze mogą co najwyżej pomarzyć – spośród polskich piłkarzy więcej od niego ma jedynie Robert Lewandowski. Za Egym na prezentację w Gdańsku przyjechało kilkunastu indonezyjskich dziennikarzy, media społecznościowe Lechii zostały zalane polubieniami i komentarzami w obcym języku, a każdy występ tego piłkarza w rezerwach, każde pojawienie się na ławce rezerwowych pierwszej drużyny, było skrupulatnie odnotowane w Indonezyjskich mediach.

To był właśnie pierwszy sukces Lechii związany ze ściągnięciem “Indonezyjskiego Messiego”. Bez względu na ewentualne sukcesy sportowe, transfer Egy’ego przyniósł Lechii olbrzymie korzyści marketingowe. W mediach społecznościowych Lechia jest obecnie absolutnym liderem Ekstraklasy. Za piłkarzem momentalnie przyszedł bogaty sponsor w postaci firmy PayTren, czyli Indonezyjskiej spółki z sektora usług finansowych. Decyzja o ściągnięciu Egy’ego bez wątpienia już zwróciła się z nawiązką, a przecież piłkarz nie miał jeszcze nawet okazji porządnie się pokazać.

Niełatwy start

Od samego początku wiadomo było, że Egy będzie musiał trochę poczekać na debiut w dorosłej drużynie Lechii. Przyjechał z Indonezji, która, delikatnie mówiąc, ze szkolenia utalentowanej piłkarsko młodzieży nie słynie. Miał zaledwie 17 lat, ale wyglądał prawdę powiedziawszy na 12-latka. Niziutki, lekko zbudowany – starcie z takim Marcinem Wasilewskim byłoby dla niego niczym zderzenie z ciężarówką. Egy, choć pod względem technicznym przewyższał kolegów o dwa poziomy, fizycznie zdecydowanie odstawał. Jak przyznał w ubiegłą środę trener Stokowiec, na początku przygody w Lechii, chłopak był stanie podciągnąć się na drążku jeden jedyny raz.

Egy pokazywał swoje umiejętności techniczne w IV-ligowych rezerwach Lechii. Wystąpił w sumie w 16 spotkaniach, w których strzelił 13 goli. Defensorów rywali objeżdżał jak tyczki. Na debiut w Ekstraklasie czekał aż 9 miesięcy. Zagrał dopiero w ostatnim meczu przed Świętami, z Górnikiem Zabrze, w którym trener Stokowiec wpuścił go na 8 minut przed końcem. W ubiegłym sezonie pojawił się na boisku jeszcze raz, na dwie minuty, w kończącym rozgrywki meczu z Jagiellonią. Jak sam mówi: – Gdy przyjechałem rok temu, fizycznie nie byłem gotowy, nie mogłem grać. Musiałem przetrenować ten rok. Musiało mi wystarczyć obserwowanie, jak wygląda ta liga, od strony fizycznej, i w ogóle.

Pierwszy prawdziwy test przyszedł w zasadzie dopiero w ubiegłym tygodniu – kilka dni przed jego 19 urodzinami, które obchodził w niedzielę. Stokowiec dał Indonezyjczykowi zagrać od pierwszej minuty w sparingu z Olympiakosem. Egy, na tle drużyny z Pireusu, grał zupełnie bez kompleksów. Już w pierwszych minutach przeprowadził dwie efektowne akcje, jedną zakończył strzałem obok bramki, drugą – pechowym uderzeniem w poprzeczkę. Już bodaj w pierwszym kontakcie z piłką, czyli podaniu spadającej z wysoka futbolówki na jeden kontakt, pokazał ułożenie stopy, jakim może się pochwalić niewielu piłkarzy w naszej lidze. Najważniejsze jednak, że Egy przybrał na wadze. Nie wygląda już jak chłopiec, którego może zdmuchnąć byle mocniejszy podmuch wiatru, tylko jak sportowiec z krwi i kości. Sam po meczu z Olympiakosem przyznał, że czuje się dużo lepiej, i nie ukrywa, że liczy na dużo bardziej regularne występy. Jak mówi Piotr Stokowiec, nie podciąga się on już raz, a robi trzy serie po 15 powtórzeń.

Czas na efekty?

Ten sezon może być dla Indonezyjczyka przełomowym. Szanse Egy’ego na grę urosły tym bardziej, że z Lechią pożegnało się dwóch rywali w walce o pozycję: Michał Mak odszedł do Wisły Kraków, Konrad Michalak do Achmata Grozny. Zawodnik ten urósł fizycznie, ale z pewnością pod kierunkiem Piotra Stokowca uczył się też powoli poważnej gry w piłkę. Nie można raczej oczekiwać, że od pierwszego meczu z ŁKS będzie grał co kolejkę po 90 minut, ale z pewnością będziemy go w tym sezonie oglądać dużo częściej niż w ubiegłym. Ten indonezyjski brylant już przyniósł Lechii korzyści majątkowe. Warto go więc powoli i bez presji polerować, w oczekiwaniu na efekty w sferze czysto sportowej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x