Smuda czyni cuda?!

Franciszek Smuda / fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)

Franciszek Smuda znakomicie rozpoczął swoją piątą przygodę z Widzewem. Łódzki klub w czterech kolejnych meczach zanotował wysokie zwycięstwa, a ta sztuka nie udawała się Widzewiakom od sezonu 2015/2016. W ubiegłorocznych rozgrywkach najdłuższa seria zwycięstw trwała trzy kolejki, tyle samo trwała seria spotkań bez straty gola.

Gra Widzewa w okresie przygotowawczym do nowego sezonu, jak i w pierwszej kolejce III ligi pozostawiała wiele do życzenia. Piłkarze jedynie snuli się po boisku a podania często były niedokładne, nawet te na 10 metrów wymieniane przez stoperów. Sytuacja wyglądała bardzo dziwnie, bowiem do klubu dołączyła grupa piłkarzy, którzy bardzo dobrze sobie radzili w innych zespołach a nawet na wyższym szczeblu rozgrywkowym. Choćby król strzelców III ligi – Daniel Świderski, który w żadnym z pięciu meczów sparingowych nie zaliczył żadnego trafienia. Podobnie było z Michałem Millerem, uzdolniony napastnik w poprzednim sezonie brylował w Finishparkiecie Drwęca Nowe Miasto Lubawskie, zaś w sparingach był cieniem samego siebie. Były już trener łódzkiego klubu uspokajał, żeby dać czas piłkarzom na aklimatyzację, że to tylko spotkania kontrolne i nie wolno wyciągać przedwczesnych wniosków. Jednak tuż przed startem sezonu na głowę Przemysława Cecherza spadła wiadomość, że pierwszy mecz w nowym sezonie będzie jego ostatnim na ławce trenerskiej czterokrotnego mistrza Polski.

Wśród kibiców i samego szkoleniowca nastała konsternacja, przecież nie zwalnia się trenerów tuż przed startem rozgrywek ligowych, zwłaszcza że pozwolono mu przepracować okres przygotowawczy. W tym samym momencie pojawiła się informacja o rozmowach prowadzonych z Franciszkiem Smudą. Tego “Pana” nie trzeba nikomu przedstawiać, zwłaszcza kibicom “Czerwono-Biało-Czerwonych”. Uznany na polskich boiskach szkoleniowiec największe sukcesy osiągał właśnie z Widzewem, bowiem popularny “Franz” dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski z łódzkim klubem. Jednak największym sukcesem szkoleniowca było wprowadzenie drużyny z al. Piłsudskiego 138 do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jak każdy wie, zawitać na “Ziemię Obiecaną” powiodło się tylko dwóm klubom z naszego kraju, była to Legia (dwukrotnie) oraz właśnie Widzew. Jednak to awans łódzkiej drużyny każdy kibic zapamięta, głównie dzięki odwróceniu losów meczu z duńskim Brøndby IF oraz dzięki Tomaszowi Zimochowi…Tak, tak właśnie dzięki niemu, który swoim żywiołowym komentowaniem nadał szczyptę magii w tę chwilę. Dla czytelników, którzy nie widzieli pamiętnego meczu załączam ostatnie pięć minut z tego spotkania:

Wracając do głównego tematu tego artykułu to kibice chcieli zmiany szkoleniowca, bowiem Przemysław Cecherz nie był darzony sympatią przez fanów łódzkiego klubu. Jednak nikt by nie pomyślał, że takowa nastąpi tuż przed rozpoczęciem sezonu. Z jednej strony dobrze bo piłkarze od samego początku będą pracować na 100% by pokazać się nowemu trenerowi, zaś z drugiej strony każdy szkoleniowiec potrzebuje czasu na poznanie swoich nowych podopiecznych. Zwłaszcza w sytuacji gdy obejmuje się stanowisko na czwartym poziomie rozgrywkowym, gdzie większość piłkarzy nie jest tak znana i są to młodzi zawodnicy. Jednak Smudzie to nie przeszkodziło zaliczyć znakomitego startu, w czterech meczach pod jego wodzą Widzew zdobył komplet punktów i nie stracił choćby jednej bramki. Bolączką łódzkiego klubu w poprzednim sezonie była nerwowość w poczynaniach, jeśli nie udało się zdobyć szybko bramki na boisku zaczynał panować wszędobylski chaos. Teraz jest zgoła inaczej, piłkarze większość bramek zdobywają w drugiej połowie. To samo tyczy się ogólnego odbioru gry przez kibiców, Widzewiacy popełniają znacznie mniej błędów w drugiej odsłonie spotkania, gra się zazębia i tworzą się kolejne sytuacje do zdobycia bramki. W poprzedniej kampanii ligowej ten scenariusz był nie do pomyślenia, w przypadku gdy nie wyszły dwie, trzy akcje, piłkarze zaczynali grać bardzo nerwowo. Trudno było nawet wymienić kilka składnych podań na swojej połowie.

Jeszcze w pierwszym meczu z “Franzem” na ławce trenerskiej dało się zauważyć te same mankamenty, ale w każdym kolejnym spotkaniu gra Widzew zaczynała się zmieniać. Począwszy od cierpliwego rozgrywania akcji, po branie na siebie ciężaru gry przez zawodników. Mimo tak dobrego początku rozgrywek, szkoleniowiec Łodzian gasi zapędy wszystkich w klubie do przedwczesnego świętowania. W jednym z wywiadów możemy usłyszeć: ” Nie ma co jednak się zachwycać tymi zwycięstwami, bo musimy poprawić sporo błędów, żeby ta gra była pewniejsza. Nie możemy pozwolić na straty rodem z A-klasy”. Jednak “Franz” nie zapomina chwalić swoich podopiecznych, jak chociażby Michała Millera za przepiękne trafienie w meczu z Sokołem Aleksandrów Łódzki. Swoją drogą bramka byłaby ozdobą większości boisk piłkarskich w całej Europie, a o to ona:

Popularny “efekt nowej miotły” zadziałał i na Widzew. Gra Łodzian z meczu na mecz napawa optymizmem i wielce prawdopodobny jest powrót zasłużonego klubu na szczebel centralny w Polsce. Zwłaszcza, że Widzew dysponuje nowym stadionem, największym budżetem ze wszystkich klubów III jak i II ligi oraz grupą zagorzałych fanów, którzy raz po raz zapełniają cały obiekt przy al. Piłsudskiego 138. Jedyne co zostało to tylko wejście na odpowiedni poziom sportowy i świętowanie upragnionego awansu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x