www.skysports.com

Chelsea

Premier League wróciła do gry po dwutygodniowej przerwie. Piąta kolejka przyniosła zmiany na czele, jak i w dole tabeli. Miniona seria gier stała także pod znakiem testów działania systemu VAR. O tych, jak i o pozostałych wydarzeniach ostatnich dni z angielskich boisk, piszemy w naszym tradycyjnym podsumowaniu kolejki.

Jednym z głównych wydarzeń piątej kolejki Premier League były testy systemu VAR. Do tej pory władze oraz kluby były sceptycznie nastawione do użycia owej technologii. W pięciu sobotnich meczach zdecydowano się jednak sprawdzić jej działanie. Co prawda na razie tylko w trybie offline – bez łączności pomiędzy arbitrem meczu a obsługą systemu – ale niewątpliwie jest to pewien przełomowy krok na drodze do wprowadzenia VARu w Anglii na dłuższą metę. Być może już od przyszłego sezonu.

O tym, że VAR jest w Premier League potrzebny zdążyliśmy się już przekonać. Chociażby podczas pierwszego meczu piątej kolejki. Starcie liderującego w tabeli Liverpoolu z Tottenhamem na Wembley było hitem tej serii gier. Hit ów przez długi czas okazywał się być jednostronnym. Od pierwszych minut wyraźną inicjatywę posiadali podopieczni Jürgena Kloppa. Można było wręcz odnieść wrażenie, że londyńczycy w ogóle nie wyszli na to spotkanie. A jeśli wyszli, to głównie po to, by obdarowywać prezentami swoich rywali. Koszmarne błędy Kogutów w defensywie sprawiały, że The Reds stwarzali sobie kolejne okazje i prowadzenie 1:0 do przerwy po golu Georginio Wijnalduma było najniższym wymiarem kary. Kiedy kilka minut po wznowieniu gry Roberto Firmino podwyższył na 2:0, wydawało się, że spotkanie zostało rozstrzygnięte. To, co podopieczni Mauricio Pochettino mają najlepsze w swoim repertuarze, zagrali jednak dopiero w końcówce meczu. Najpierw Erik Lamela strzelił kontaktowego gola, a po chwili doszło do sytuacji, o której wspomnieliśmy na wstępie. Sadio Mané sfaulował we własnym polu karnym Sona Heung-mina i Tottenham powinien otrzymać rzut karny. Powinien, ale arbiter Michael Oliver nie dopatrzył się w tym starciu przewinienia i Liverpool ostatecznie dowiózł zwycięstwo do końca. Z przebiegu gry było to zwycięstwo jak najbardziej zasłużone, ale sytuacja z ostatnich sekund spotkania pozostawia niewątpliwie ogromny niesmak.

We wczesno popołudniowym hicie na Wembley VAR nie był testowany, jak miało to miejsce w pięciu późniejszych, rozgrywanych równolegle spotkaniach. Testy wskazały, że system wideoweryfikacji w owych pięciu meczach zmieniłby decyzję sędziego raz. W końcówce pierwszej połowy pomiędzy Manchesterem City a Fulham, przy stanie 2:0, Leroy Sané strzelił gola, którego sędzia Stuart Attwell nie uznał, dopatrując się u Niemca pozycji spalonej. Powtórki pokazały jednak, iż bramka została zdobyta w zgodzie z przepisami. Na szczęście to niedopatrzenie ze strony arbitra nie wyrządziło nikomu wielkiej krzywdy. Sané wcześniej i tak zdążył bowiem wpisać się na listę strzelców, a aktualni mistrzowie Anglii i tak zwyciężyli 3:0 po tym, jak w drugiej odsłonie meczu do siatki trafił Raheem Sterling.

Obrońcy tytułu mistrzowskiego wciąż tracą dwa punkty do lidera. W sobotę na szczycie doszło jednak do zmiany. Pomimo wspomnianego zwycięstwa z Tottenhamem, Liverpool spadł na drugie miejsce. Przodownictwo w tabeli objęła Chelsea, która podobnie jak The Reds odniosła piąte zwycięstwo w sezonie, ale wyprzedziła ekipę z miasta Beatlesów dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu. Głównym sprawcą takiego obrotu spraw jest Eden Hazard. Po tym, jak Chelsea nieoczekiwanie przegrywała na własnym stadionie z Cardiff, Belg wziął sprawy w swoje ręce. Jeszcze przed przerwą dwukrotnie trafił do siatki rywala, a w drugiej odsłonie wykorzystał rzut karny, kompletując tym samym hat-tricka. W końcówce meczu bramkę – warto dodać, że nieprzeciętnej urody – zdobył jeszcze Willian i Chelsea wygrała 4:1. Dzięki swojemu znakomitemu występowi, Hazard wysunął się na czoło klasyfikacji strzelców. Belgijski wirtuoz rozgrywa świetny sezon i wygląda na to, że Maurizio Sarri znalazł sposób, aby optymalnie wykorzystać jego potencjał. Ponadto, włoski menedżer po raz pierwszy w tym sezonie wystawił w pierwszym składzie Oliviera Giroud, którego współpraca z Hazardem układała się rewelacyjnie. Francuz asystował przy dwóch trafieniach swojego kolegi i widać było, że dwójka ofensywnych graczy The Blues bardzo dobrze się rozumie. Po nie najlepszym poprzednim sezonie, zespół ze Stamford Bridge zdaje się wracać na właściwe tory i zgłasza poważny akces do walki o mistrzowski tytuł.

Po piątej kolejce z grona niepokonanych drużyn wypadł Watford. Rewelacja początku rozgrywek musiała uznać wyższość Manchesteru United, przegrywając na własnym stadionie 1:2. Taki sam wynik padł w starciu Newcastle z Arsenalem. Co ciekawe, gole dla tych ostatnich strzelali Granit Xhaka i Mesut Özil. Oznacza to, że wszystkie dziesięć bramek zdobytych przez Arsenal w tym sezonie padło łupem dziesięciu różnych zawodników. Czerwone Diabły i Kanonierzy, po fatalnym początku sezonu (zaledwie po trzy punkty w trzech pierwszych meczach) powoli przesuwają się w górę tabeli. Po trzech z rzędu porażkach po zwycięstwo sięgnęli także piłkarze Crystal Palace. O wyjazdowej wygranej Orłów z Huddersfield zadecydowała jedna bramka, autorstwa Wilfrieda Zahy.

Drugim, obok wspomnianego Watfordu, zespołem, nad którego zaskakująco dobrym początkiem sezonu rozpływają się kibice i eksperci jest Bournemouth. Wprawdzie przed dwoma tygodniami podopieczni Eddie’ego Howe’a ulegli Chelsea, ale w sobotę powrócili na zwycięski szlak. I to we wspaniałym stylu. Wisienki już do przerwy prowadziły przed własną publicznością z Leicester 3:0, a dziesięć minut przed końcem meczu dołożyli czwartego gola. Co prawda w samej końcówce goście zdołali dwukrotnie pokonać Asmira Begovicia, ale w żadnym stopniu nie umniejsza to poziomowi i jakości, jaką tego dnia zaprezentowali gracze Bournemouth, a zwłaszcza jeden z nich. Klasą sam dla siebie był bowiem Ryan Fraser. Filigranowy szkocki pomocnik zdobył dwie bramki i zaliczył asystę przy trafieniu Adama Smitha. Warto dodać, że Bournemouth wyjątkowo nie leży Lisom. W siedmiu meczach w Premier League przeciwko Wisienkom ekipa z King Power Stadium ani razu nie wygrała. Dwukrotnie triumfowali podopieczni Eddie’ego Howe’a, aż pięciokrotnie padł remis.

Wspomniany przed chwilą Howe jest menedżerem z najdłuższym stażem w jednym klubie Premier League. W październiku minie sześć lat od kiedy objął ekipę Bournemouth. Niewiele krócej w Burnley pracuje Sean Dyche, nad którego głową zaczynają jednak wisieć czarne chmury. Drużyna z Turf Moor w niczym bowiem nie przypomina obecnie zespołu z ubiegłego sezonu. W niedzielę doznała czwartej porażki w bieżącej kampanii. Lepsi od Burnley okazali się tym razem piłkarze Wolverhampton, którzy na własnym stadionie zwyciężyli 1:0 po golu Raúla Jiméneza. Przegrana kosztowała Burnley spadek na ostatnie miejsce w tabeli. Od dna odbił się bowiem West Ham. Młoty, z Łukaszem Fabiańskim między słupkami, wywalczyły pierwsze punkty w sezonie. Gracze Manuela Pellegriniego dość niespodziewanie pokonali na wyjeździe Everton 3:1. Londyńczycy wybrali sobie idealny moment na przełamanie. W dniu meczu na Goodison Park ich menedżer obchodził bowiem 65. urodziny. Niebawem przekonamy się, czy był to jednorazowy prezent, czy może West Ham zacznie wreszcie regularnie punktować.

Piątą kolejkę zakończono w poniedziałkowy wieczór. Na zakończenie tej serii gier doszło do starcia dwóch drużyn z dolnych rejonów tabeli: Southamptonu oraz Brighton. Gospodarze, niestety po raz kolejny bez Jana Bednarka w kadrze meczowej, byli o krok od odniesienia drugiej wygranej w sezonie. Jeżeli jakimś cudem Święci słyszeli słynną sentencję Czesława Michniewicza o niebezpieczeństwie wyniku 2:0, to na własnej skórze przekonali się o jej prawdziwości. Pomimo prowadzenia właśnie 2:0, ostatecznie zremisowali 2:2, tracąc decydującego gola w doliczonym czasie gry z rzutu karnego. Wyrównany poziom obu zespołów znajduje odzwierciedlenie nie tylko w wyniku bezpośredniego starcia, ale i w tabeli. Obie drużyny mają na swoim koncie po pięć punktów i zajmują sąsiednie pozycje, odpowiednio trzynastą i czternastą.

Jak już zdążyliśmy wspomnieć, po pięciu kolejkach komplet zwycięstw na koncie mają Chelsea oraz Liverpool. Sytuacja, kiedy dwie drużyny nie straciły choćby punktu na tym etapie sezonu, zdarzyła się w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii po raz trzeci. Po raz ostatni jednak… 110 lat temu. W siódmej kolejce passa jednego z tych zespołów zostanie przerwana, gdyż na Stamford Bridge dojdzie pomiędzy nimi do bezpośredniego starcia. Zanim to jednak nastąpi, za tydzień czeka nas szósta seria gier. Zabraknie w niej tym razem wielkich szlagierów, ale z pewnością nie zabraknie wielkich emocji!


Jedenastka 5. kolejki Premier League wg PilkarskiSwiat.com:


Wyniki 5. kolejki i tabela Premier League:

Tottenham Hotspur FC – Liverpool FC 1:2
AFC Bournemouth – Leicester City 4:2
Chelsea FC – Cardiff City 4:1
Huddersfield Town – Crystal Palace FC 0:1
Manchester City – Fulham FC 3:0
Newcastle United – Arsenal FC 1:2
Watford FC – Manchester United 1:2
Wolverhampton Wanderers – Burnley FC 1:0
Everton FC – West Ham United 1:3
Southampton FC – Brighton & Hove Albion 2:2


Czołówka klasyfikacji strzelców Premier League:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x