cdn.images.dailystar.co.uk

dailystar.co.uk

Za nami czternasta kolejka Premier League. Pomimo widocznych wszędzie symboli w tęczowych barwach, nie wszyscy będą ją wspominać kolorowo. Zgodnie z tradycją, podsumowujemy najświeższe wydarzenia z angielskich boisk – m.in. świetną passę aktualnych mistrzów Anglii, czyste konto Łukasza Fabiańskiego czy pełną emocji derbową niedzielę. Zapraszamy do lektury.

Czternasta seria gier przebiegła pod znakiem kolejnej edycji akcji „Rainbow Laces”. Akcja ta jest efektem współpracy Premier League z organizacją Stonewall, a jej celem jest wyrażenie poparcia dla społeczności LGBT. Na znak solidarności z osobami homo-, bi- oraz transseksualnymi, piłkarze wybiegli na boiska w butach z tęczowymi sznurówkami, a kapitanowie drużyn założyli opaski w tych samych barwach. Kolory tęczy opanowały także profile klubów Premier League w mediach społecznościowych. Cała akcja obejmuje w tym roku dwie ligowe kolejki i potrwa do 5 grudnia.

Kolejkę zainaugurowało w piątkowy wieczór starcie beniaminków. W przedsezonowych zapowiedziach Cardiff zgodnie było wymieniane przez ekspertów jako główny kandydat do spadku. Wolverhampton, naszpikowane gwiazdami z Portugalii, miało być natomiast potencjalnym czarnym koniem ligi. O ile początek sezonu faktycznie zwiastował taki obrót spraw, o tyle w ostatnich kilku tygodniach sytuacja diametralnie się zmieniła. Wilki od pewnego czasu sprawiają wrażenie, jakby zapadły we wczesny zimowy sen. Ostatnie zwycięstwo podopieczni Nuno Espírito Santo odnieśli 6 października. I choć piątkowy mecz w Cardiff zaczął się dla nich od szybko objętego prowadzenia, ostatecznie musieli po raz kolejny przełknąć gorycz porażki. Ozdobą meczu był piękny gol na 2:1 dla gospodarzy, autorstwa Juniora Hoiletta. Wygrana pozwoliła drużynie Neila Warnocka opuścić strefę spadkową, a dla samego menedżera Cardiff była ładnym prezentem na 70. urodziny, które Warnock obchodził następnego dnia. Szósty z rzędu mecz bez zwycięstwa sprowadził natomiast czarne chmury nad głowę Nuno, którego posada – zdaniem angielskich mediów – staje się coraz bardziej zagrożona.

Nie do pozazdroszczenia jest również sytuacja bardziej doświadczonego i utytułowanego rodaka menedżera Wolverhampton – José Mourinho. Manchester United spisuje się w tym sezonie zdecydowanie poniżej oczekiwań – zarówno jeśli chodzi o styl gry, jak i osiągane wyniki. W sobotę Czerwone Diabły po raz trzeci z rzędu straciły punkty. Biorąc pod uwagę przebieg meczu z Southamptonem, w obozie United nie mają jednak prawa narzekać na remis. Po dwudziestu minutach Święci prowadzili już bowiem 2:0, a comeback gości stał się możliwy jedynie za sprawą Marcusa Rashforda. Po zagraniach młodego napastnika, do siatki trafiali Romelu Lukaku i Ander Herrera. Fanów United cieszyć może zwłaszcza gol belgijskiego snajpera, dla którego była to pierwsza bramka od 15 września. Nie zmienia to jednak faktu, że podopieczni Mourinho powoli tracą kontakt z ligową czołówką, a sam Portugalczyk – grunt pod nogami. Na domiar złego, po meczu gruchnęła wiadomość, jakoby w szatni United doszło do ostrej wymiany zdań pomiędzy Mourinho a Paulem Pogbą. Popularny The Special One miał ponoć przy całej drużynie zrugać swojego gwiazdora, nazywając go… wirusem. Nie wiadomo, ile jest w tym prawdy, ale to już nie pierwsze w tym sezonie doniesienia o konflikcie Mourinho z którymś z jego podopiecznych.

Takich problemów nie mają w błękitnej części Manchesteru. Mistrz i aktualny lider ligowej tabeli pewnie kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, a i atmosfera w zespole wydaje się być bardzo dobra. Tym razem ofiarą podopiecznych Pepa Guardioli padł zespół Bournemouth. Bez m.in. Sergio Agüero, Davida Silvy czy Kyle’a Walkera zwycięstwo nie przyszło ekipie z Etihad łatwo. Goście dzielnie się bronili i do przerwy na tablicy wyników widniał remis 1:1. Druga odsłona należała już jednak do faworytów tego meczu. The Citizens dołożyli kolejne dwa trafienia i zapisali na swoim koncie już dwunaste zwycięstwo w tym sezonie, umacniając się tym samym na pozycji lidera. Wliczając końcówkę ubiegłego sezonu, był to już dwudziesty z rzędu mecz Manchesteru City bez porażki!

Po fatalnym początku sezonu, w ostatnich tygodniach od dnia odbiło się Newcastle. Sroki zanotowały serię trzech kolejnych zwycięstw i wydawało się, że w takiej dyspozycji będą faworytami starcia z West Hamem. Sobotni mecz na St. James’ Park brutalnie zweryfikował jednak zapędy podopiecznych Rafy Beníteza. Wprawdzie goście znacznie krócej przebywali przy piłce oraz oddali mniej strzałów niż rywale, ale byli zabójczo skuteczni. Spośród czterech uderzeń w światło bramki, aż trzy zamienili na gole, co w połączeniu z dobrą postawą w obronie dało im pewne zwycięstwo 3:0. W bramce Młotów udany występ zaliczył Łukasz Fabiański, którego kilka dobrych interwencji przyczyniło się do zachowania przez West Ham czystego konta. Na zero z tyłu zagrały w sobotę także Crystal Palace i Leicester. Oba te zespoły wygrały po 2:0, odpowiednio z Burnley i Watfordem. Kiedy przed tygodniem skrytykowaliśmy Jamesa Maddisona za znaczącą obniżkę formy w porównaniu do początku sezonu, nie spodziewaliśmy się tak szybkiej riposty z jego strony. Młody pomocnik znów okazał się przywódcą watahy Lisów i poprowadził Leicester do zwycięstwa.  W sobotę po wygraną sięgnęli także piłkarze Brighton, którzy pokonali na wyjeździe Huddersfield 2:1.

To, co najwspanialsze, czekało na fanów Premier League w niedzielę. Trzy derbowe mecze, w tym jeden absolutny hit – starcie Arsenalu z Tottenhamem. Zanim do niego doszło, powalczono o prymat w zachodniej części Londynu. Na Stamford Bridge Chelsea podejmowała Fulham, a spotkaniu – poza samą derbową otoczką – towarzyszyły dodatkowe smaczki w postaci menedżerów obu drużyn. Zarówno Chelsea, jak i Fulham są prowadzone przez Włochów, a ponadto obecny opiekun Wieśniaków Claudio Ranieri w latach 2000-2004 pracował na Stamford Bridge. Powrotu na stare śmieci nie będzie jednak mile wspominał. Wszelkie założenia taktyczne wzięły w łeb już w czwartej minucie meczu, kiedy to Chelsea wyszła na prowadzenie po golu Pedro. Gospodarze na przestrzeni całego meczu może nie zachwycali, ale pewnie bronili wypracowanej przewagi, a w końcówce meczu – za sprawą Rubena Loftus-Cheeka – powiększyli ją. Tym samym, po remisie z Evertonem i porażce z Tottenhamem, The Blues powrócili na zwycięską ścieżkę.

Pora przejść do dania głównego czternastej kolejki Premier League. Derby północnego Londynu od dawna cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Nie inaczej było tym razem. Zwłaszcza, że zarówno Arsenal, jak i Tottenham prezentują ostatnimi czasy wysoką formę. Przewaga psychologiczna zdawała się być po stronie tych drugich. Koguty przystępowały do derbowego starcia uskrzydleni triumfami nad innymi rywalami z wysokiej półki: przed tygodniem w lidze z Chelsea, a w środę w Lidze Mistrzów z Interem Mediolan. Derby rządzą się jednak swoimi sprawami. Początek meczu na Emirates Stadium należał do gospodarzy, którzy już w 10. minucie, po trafieniu z rzutu karnego Pierre-Emericka Aubameyanga, wyszli na prowadzenie. Tottenham odpowiedział jednak z nawiązką, strzelając dwa gole w odstępie zaledwie czterech meczów. Arsenal jest jednak w tym sezonie mistrzem drugich połówek. Kanonierzy już niejednokrotnie zdołali po przerwie odwrócić losy meczu na swoją korzyść. Mauricio Pochettino najwyraźniej nie odrobił tej części zadania domowego, gdyż jego podopieczni w drugiej odsłonie niedzielnego meczu dali się totalnie zdominować rywalom. Arsenal zagrał koncertowo. Strzelił trzy gole, a głównymi architektami derbowego triumfu okazali się wspomniany już Aubameyang oraz Lucas Torreira. Ten drugi brylował w środku pola, a Gabończyk dzięki dwóm trafieniom objął samodzielne przodownictwo w klasyfikacji strzelców z dorobkiem dziesięciu bramek. Zwycięstwo miało podwójnie słodki smak dla fanów Arsenalu. Oprócz samego prestiżu, jakim jest triumf nad lokalnym rywalem, Kanonierzy przeskoczyli bowiem Tottenham w ligowej tabeli i przesunęli się na czwartą pozycję.

Na deser miłośnicy Premier League otrzymali Merseyside Derby – czyli starcie o prymat w mieście Beatlesów. Gdyby przed meczem przyjmować zakłady na potencjalnego bohatera starcia Liverpoolu z Evertonem, Divock Origi z pewnością nie byłby w czołówce kandydatów. A jednak to Belg przesądził o wygranej The Reds. Spotkanie na Anfield nie stało na tak wysokim poziomie, jak derby północnego Londynu. Na boisku było dużo chaosu, a najlepszymi piłkarzami w obu ekipach byli bramkarze. Sądząc po przebiegu całego meczu, można było się spodziewać, że jeśli padnie w nim rozstrzygnięcie, to tylko w jakichś kuriozalnych okolicznościach. To, co zdarzyło się w szóstej minucie doliczonego czasu gry, przerosło jednak chyba najśmielsze oczekiwania. Nieczyste uderzenie Virgila van Dijka, fatalny błąd Jordana Pickforda, piłka odbita od poprzeczki i skuteczna dobitka wspomnianego Origiego – takim sposobem podopieczni Jürgena Kloppa sięgnęli po trzy punkty. Dzięki wygranej, The Reds zachowali dwupunktową stratę do liderującego Manchesteru City.

Sympatycy Premier League nie zdążyli jeszcze ochłonąć po pełnej emocji derbowej niedzieli, a już jutro czeka ich kolejna dawka wrażeń. Po zaledwie dniu przerwy, rozegrane zostaną mecze piętnastej kolejki. Hitem tej serii gier będzie środowe starcie na Old Trafford, gdzie Manchester United podejmie Arsenal.


Jedenastka 14. kolejki Premier League wg PilkarskiSwiat.com:


Wyniki 14. kolejki i tabela Premier League:

Cardiff City – Wolverhampton Wanderers 2:1
Crystal Palace FC – Burnley FC 2:0
Huddersfield Town – Brighton & Hove Albion 1:2
Leicester City – Watford FC 2:0
Manchester City – AFC Bournemouth 3:1
Newcastle United – West Ham United 0:3
Southampton FC – Manchester United 2:2
Chelsea FC – Fulham FC 2:0
Arsenal FC – Tottenham Hotspur FC 4:2
Liverpool FC – Everton FC 1:0


Czołówka klasyfikacji strzelców Premier League:

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x