Nadszedł czas Holendrów – Sławomir Majak

Holandia jako jedyna spośród tegorocznych półfinalistów mundialu nie zdobyła mistrzostwa świata, ale wcale nie jest powiedziane, że musi skończyć turniej na czwartym miejscu. Wręcz przeciwnie – uważa Sławomir Majak, były reprezentant Polski i uczestnik elitarnej Ligi Mistrzów.

Na podstawie tego, co do tej pory się wydarzyło, jak zapamięta pan tegoroczne mistrzostwa?

Na pewno zapamiętam ten turniej z racji tego, że w rundzie zasadniczej padło rekordowo dużo goli. Nie można też mieć pretensji do poziomu, który prezentują uczestnicy mundialu. Było kilka niespodzianek i to też dobrze świadczy o rozgrywkach, bo po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że to nie rankingi grają, a zawodnicy. Mam na myśli przede wszystkim Hiszpanów, ale także Anglików i Włochów, którzy chcieli w tym roku odbudować swój prestiż na najważniejszej piłkarskiej imprezie świata, ale zupełnie im się to nie udało i bardzo szybko musieli wracać do domu. Natomiast skład samej czwórki, która dotarła do strefy medalowej, nie jest wielkim zaskoczeniem. Od samego początku typowałem zresztą finał Niemcy – Holandia. I te zespoły, w przekroju całych mistrzostw, grały dotychczas najbardziej równo.

W porównaniu do poprzednich mistrzostw, w RPA, jakie zmiany najbardziej rzuciły się panu w oczy?

Poziom zmagań przed czterema laty był inny i nie każdego satysfakcjonował. W Brazylii praktycznie na wszystkie mecze patrzyło się dotąd z dużą przyjemnością. Poza tym, w tym roku zespoły zdecydowanie postawiły na grę ofensywną, ładną dla oka. Nowinek taktycznych może zbyt wiele nie ma, ale kibice mogą się cieszyć z dużej liczby bramek. No i w Brazylii mieliśmy znacznie więcej zaskakujących rozstrzygnięć. Wystarczy wspomnieć choćby o Kostaryce, która w grupie odprawiła z kwitkiem trzech byłych mistrzów świata, a później uporała się jeszcze z Grecją i napsuła wiele krwi ekipie holenderskiej. Na pochwałę zasłużyły też moim zdaniem zespoły z Afryki i szkoda tylko, że jedynie dwie z pięciu tamtejszych drużyn awansowały do fazy pucharowej. O pechu mogą mówić zwłaszcza zawodnicy z Wybrzeża Kości Słoniowej, którzy w ostatnich sekundach stracili wyjście z grupy na rzecz Greków. Swoją drogą, Grecy znów byli skazywani na pożarcie i znów potrafili utrzeć nosa faworyzowanym ekipom.

Kto pana zdaniem jest najbliżej tytułu najlepszego zawodnika tych mistrzostw?

Jednym z najważniejszych kryteriów w tej kwestii może być ilość zdobytych bramek, a pod tym względem na razie najlepszy jest James Rodriguez z Kolumbii, który wraz z kolegami nie poprawi już jednak własnego bilansu. Nie wolno też zapominać o Niemcach, którzy mają w zespole wiele gwiazd i gwiazdeczek, ale ogólnie ich siłą jest zespół. Po raz kolejny na wielkiej imprezie ich ogromną mocą jest właśnie kolektyw. Patrząc na całokształt, trudno nie mieć wrażenia, że gwiazdy zawodzą na tym mundialu. Dla mnie takim bardzo dużym zawodem była choćby postawa Edena Hazarda z Belgii, który był kreowany na jedną z najważniejszych postaci brazylijskiego turnieju. Tymczasem okazał się jednym z najsłabszych ogniw w zespole belgijskim. Tak samo Cristiano Ronaldo podczas międzynarodowej imprezy po raz kolejny okazał się cieniem zawodnika z rozgrywek klubowych. W pewnym sensie tłumaczy go oczywiście kontuzja, ale tak czy owak nie był to piłkarz, który brylował ostatnio w Realu. Od Leo Messiego, wybieranego czterokrotnie najlepszym zawodnikiem świata, również można wymagać o wiele więcej. Owszem, strzelił kilka ważnych goli dla Argentyny, ale pod względem kreowania gry nie jest tym samym piłkarzem co w Barcelonie. Gwoli sprawiedliwości, wskazując słabszą dyspozycję największych gwiazd światowego futbolu, pamiętajmy jednak, że co sezon przybywa im w nogach po 70-80 spotkań i ten wysiłek często bywa okupiony właśnie obniżką formy, a także kontuzjami.

Wyjątkiem zdaje się być Arjen Robben…

Zgadza się. On akurat cały czas sprawia wrażenie jakby nie grał w żadnych rozgrywkach klubowych. Bez przerwy świeży, bez przerwy dynamiczny i dysponujący niesamowitą wytrzymałością.

Jak wynika z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna, najmniejsze szanse na mistrzostwo z czwórki półfinalistów ma Holandia. Zgadza się pan z taką opinią?

Niewykluczone, że w dużej mierze na kurs na Holendrów wpływa ostatnie ich spotkanie – z Kostaryką. Ten występ mógł położyć pewien cień na ekipę „Oranje”. Dla odmiany, po meczu z Hiszpanią wszyscy śmiało mogli mówić, że Robbena i spółkę stać na wywalczenie mistrzostwa. Moim zdaniem, w półfinale z Argentyną szanse obu drużyn rozkładają się po połowie, z lekkim wskazaniem na Holendrów właśnie. Przed czterema laty zdobyli oni wicemistrzostwo i teraz ugruntowują swoją pozycję. Holandia – jako jedyna z tegorocznych półfinalistów – nigdy nie zdobyła tytułu i wydaje mi się, że teraz nadszedł czas, aby zmienić ten stan rzeczy. Nie bez znaczenia jest również fakt, że w tym roku mogli się oni przygotowywać do turnieju w większym spokoju, bo mało kto wskazywał ich w gronie stuprocentowych faworytów.

Zamieszanie związane z koniecznością zmiany hotelu przez Holendrów w kluczowym momencie turnieju może się odbić na ich dyspozycji w walce o medale?

Na pewno całe zdarzenie nie wpływa pozytywnie na zawodników, którzy muszą mieć spokój w tak ważnych chwilach. Ale to są profesjonaliści, którzy grają w wielkich klubach na całym świecie i mieli już do czynienia z różnymi sytuacjami w karierze. A na tym turnieju zaszli już jednak tak daleko i nabrali na tyle dużej wiary w złote medale, że całe zajście nie powinno uniemożliwić im pokazania pełni umiejętności.

 

Źródło: FourFourTwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x