Modlitwa o styl – Legia podejmie w ligowym hicie Cracovię

Paweł Maul (Piłkarski Świat)

Modlitwa o deszcz – tak brzmiał tytuł książki podróżnika Wojciecha Jagielskiego, za którą pisarz otrzymał Nagrodę Literacką Nike. Modlitwa o styl – tak powinno zapowiadać się spotkanie Legii z Cracovią w 33. kolejce ekstraklasy, której stawką jest naturalnie kolejny krok do mistrzostwa Polski. Dla gospodarzy obowiązkiem jest utrzymanie pozycji lidera. Goście, dzięki podziałowi punktów, mogą wykonać jeszcze skok w kierunku wicelidera z Gliwic, choć od srebrnych medali dzielą ich na razie cztery punkty.

Nazwa grupy mistrzowskiej wywołuje na pewno w niektórych fanach pewien pobłażliwy uśmiech. O ile drugi Piast gasł od kilku tygodni i wszyscy zdołali się z tym oswoić, o tyle forma Legii jest… bardzo trudna do wytłumaczenia. Przede wszystkim ze względu na słabe mecze przeplatane dwoma triumfami nad Lechem Poznań, które warszawiaków kosztowały najwięcej sił. Sam kwiecień to już brutalny rachunek – piłkarze Stanisława Czerczesowa zdobyli ledwie 6 punktów na 12 możliwych. Dorobek nie rzuca na kolana w kontekście zespołu snującego wizję występów w Lidze Mistrzów. Zwłaszcza, że na razie niepewna jest sama możliwość startu w kwalifikacjach (raptem 3 punkty przewagi nad rozczarowującym Piastem!).

Cracovia też ma kilka momentów do wymazania z pamięci. Na dobrą sprawę… chodzi o cały 2016 rok, w którym “Pasy” straciły gaz. I – jak na ironię – przypominały Cracovię z poprzednich lat. Bezradną i bez wyrazu. Dostarczającą rywalom punkty przy każdej okazji. . 1:2 z Zagłębiem, 3:2 z Ruchem, 1:2 z Lechem, 1:2 z Legią, 2:2 z Pogonią, 0:0 z Łęczną, 1:2 ze Śląskiem, 1:1 z Piastem. 6 punktów w 8 meczach sprawiło, że podział punktów przyjęto na Kałuży na pewno z dużą ulgą. Wreszcie pozytyw pojawił się przed kilkoma dniami z Zagłębiem Lubin (1:0). Zwycięstwo po rzucie karnym zamienionym na bramkę przez Mateusza Cetnarskiego przywróciło w kluczowym etapie sezonu wiarę w sukces piłkarzy Jacka Zielińskiego.

Zgoła inne nastroje towarzyszyły Legii przy okazji powrotu ze Śląska. Zdaniem Aleksandara Prijovicia wtorkowy remis 0:0 z Ruchem to porażka, ale Szwajcar serbskiego pochodzenia sam sobie winien, marnując przynajmniej jedną doskonałą szansę na zdobycie jedynego gola. Dość powiedzieć, że w bezbramkowo zremisowanym spotkaniu najbardziej wykazał się Arkadiusz Malarz. Człowiek, który teoretycznie nie powinien mieć nic do roboty. Raz, bo rywalem był powracający z zaświatów Ruch (w związku z wycofaniem apelacji Lechii złożonej w Trybunale Arbitrażowym w wyniku czego Podbeskidzie trafiło ostatecznie do grupy spadkowej kosztem “Niebieskich”). Dwa, bo lider tabeli dominował całą pierwszą połowę, a w drugiej… stracił kompletnie moc. I to Ruch mógł spokojnie wygrać nawet wyżej niż jedną bramką.

Ariela Borysiuka nie było przed rokiem w Warszawie, kiedy Lech wydzierał “Wojskowym” tytuł, ale pomocnik stwierdził: “Trzeba zrobić wszystko, żeby zeszłoroczny koszmar nie powrócił”. Najwyższa pora, by odważnie wyciągnąć ręce po trofeum za triumf w rozgrywkach…

Standardowo największym zagrożeniem dla Cracovii będzie Nemanja Nikolić. W myśl powiedzenia “Polak-Węgier (choć naturalizowany!) dwa bratanki” najskuteczniejszy snajper ligi będzie musiał ratować skórę swoim kolegom. 28-latek ostatnio nieco spuścił z tonu i nie strzelał od czterech kolejek, ale wciąż ma aż 10 bramek więcej niż Mariusz Stępiński. Walkę o koronę strzelców zatem można już uznać za zakończoną. Podobnie jak wyścig z historią, bo Nikolić z 25 bramkami na 5 kolejek przed końcem rozgrywek nie ma już specjalnie jak zbliżyć się do rekordu wszech czasów. Niesamowity rezultat 37 trafień ustanowił w 1927 roku Henryk Reyman…

Zostając przy historycznych datach – Cracovia jeszcze pod nazwą Ogniwo MPK rozegrała kiedyś jeden z najlepszych meczów ligowych w swojej historii. 17 czerwca 1951 roku ekipa z Małopolski zaliczyła niewiarygodny comeback przeciwko CWKS Warszawa na wyjeździe. Ze stanu 2:0 wyciągnęła wynik na 2:4 po hat-tricku legendy klubu – Stanisława Różankowskiego. Było to raptem jedno z czterech zwycięstw “Pasów” nad Legią w całej historii ligowych zmagań. Ostatni raz taka sztuka Cracovii powiodła się w 2005 roku przed własnym boiskiem (1:0). Pora na uporanie się z demonami przeszłości jest idealna, choć bukmacherzy nie mają watpliwości. Firma Fortuna typuje zwycięstwo Legii po kursie 1.6, a ten na triumf gości wynosi aż 5.7.

Nadzieją dla gości na pewno jest brak Tomasza Jodłowca. Jego absencję było szczególnie widać w Chorzowie. Reprezentant kraju dochodzi do siebie po urazie mięśniowym. Zdawało się, że na piątkowy mecz może być gotowy, ale prawdopodobnie będzie jeszcze kontynuował rehabilitację. Do składu wraca z kolei urodzony w Krakowie (choć występujący tam jedynie w Hutniku) Michał Pazdan leczący się od starcia z Lechem oraz Igor Lewczuk, rozgrywający prawdopodobnie najlepszy sezon w karierze. Stoper nie zagrał z Ruchem z powodu żółtych kartek.

Cracovia wyraźnie ucierpiała po odejściu Denissa Rakelsa, który przed transferem do Reading zaliczył aż 16 bramek. Łotysz kompletnie nie radzi sobie na Wyspach, podobnie jak zresztą Cracovia bez niego w ekstraklasie. W takim układzie największa odpowiedzialność w ofensywie powinna spoczywać na Mateuszu Cetnarskim, który przed kilkoma dniami mówił: “Zwycięstwo przed wizytą na Legii (1:0 z Zagłębiem) to potężny zastrzyk energii, bo w fazie finałowej mamy na razie remis i zwycięstwo”. Ewentualna porażka na pewno nie byłaby sensacją patrząc nie tylko na historyczny przebieg zmagań obu piątkowych rywali, ale także na kadencję Stanisława Czerczesowa. Odkąd Rosjanin zameldował się na Łazienkowskiej, jego zespoł zaledwie raz pozostał z pustymi rękoma w meczu przed własną publicznością…

Źródło: Four Four Two

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x