Michał Gutka: Ważny jest dla mnie stały rozwój

Fot. Kacper Dudziak / newonce

Michał Gutka, dziennikarz newonce.sport i komentator Canal+Sport. Opowiedział nam o piłce nożnej, futbolu amerykańskim i swoich dziennikarskich początkach. Wspomniał także dlaczego przeszedł do newonce.sport i czy była to dobra decyzja.

Konrad Szymański – PiłkarskiŚwiat.com: Skąd u Ciebie samo zainteresowanie sportem? 

Michał Gutka – dziennikarz newonce.sport oraz Canal+Sport: Sport był obecny u mnie w domu od kiedy pamiętam. Mój tata jest wielkim fanem sportu, interesuje się głównie piłką nożną, ale nie tylko, bo dawniej był również sympatykiem NBA. Zresztą pasję do NBA zaszczepił również we mnie, co prawda obecnie nie śledzę jej tak, jak kiedyś, ale to pewnie od niej wzięły się u mnie później zainteresowania sportami amerykańskimi. Tata oprócz piłki pasjonuje się również muzyką. I tak się złożyło, że obdzielił nas z bratem swoimi pasjami po równo – ja na co dzień zajmuję się piłką, a mój brat właśnie muzyką. Nie mam pojęcia o tym co on robi, słucham muzyki tyle co każdy, ale się na niej nie znam. Za to brat w ogóle się nie interesuje się sportem.

Jeśli chodzi o mecze, to pierwszy finał Ligi Mistrzów, który bardzo dobrze pamiętam, to ten z 2000 roku. Doskonale przypominam sobie również lata kadry Jerzego Engela, bo to właśnie w tym momencie na dobre wkręciłem się w piłkę nożną. 

Czy zostanie dziennikarzem sportowym było twoim marzeniem z dzieciństwa?

Tak, myśl, żeby zostać dziennikarzem sportowym narodziła się we mnie już dość wcześnie. Gdy jako dzieciak oglądałem mecze, to już wtedy myślałem, że bycie komentatorem sportowym jest bardzo fajne i chciałbym to robić w przyszłości. Generalnie jestem takim typem człowieka, że jeśli się czymś zainteresuje, to staram się maksymalnie pogłębić swoją wiedzę w tej dziedzinie. Tak było też w przypadku sportu i piłki nożnej. Doskonale pamiętam, że nawet grając w FIFĘ 2001, czy 2002, to już wtedy starałem się zapamiętać jak największą liczbę piłkarzy. Gdy oglądałem mecze, od razu pytałem tatę, z jakiego kraju są dani zawodnicy i na jakich pozycjach grają.

Podobnie było również gdy zainteresowałem się NBA. Grałem w gry związane z tym sportem i w ten sposób starałem się gromadzić wiedzę o koszykarzach różnych drużyn. Przypominam sobie, że chyba na dziewiąte urodziny dostałem encyklopedię wiedzy o NBA. Po kilku miesiącach miałem ją “w małym palcu”.

Kiedyś interesowałem się także NHL, wiedziałem o niej naprawdę dużo. Teraz nie jestem z nią na bieżąco i prawdopodobnie łatwiej przyszłoby mi wymienienie składów drużyn sprzed dwudziestu czy piętnastu lat, niż tych obecnych. Myślę, że podobnie jest także z NBA, bo siłą rzeczy nie jestem w stanie śledzić jej w pełni, więc trochę mi odjechała. Właściwie dwie dyscypliny sportu, które są ze mną całe życie to piłka nożna i futbol amerykański.

Często też uciera się również stereotyp, że dziennikarz sportowy to niespełniony piłkarz. W moim przypadku jest to absolutną nieprawdą. Wiadomo, kiedyś chodziłem na treningi do sekcji trampkarzy, ale nie wiązałem swojej przyszłości z chęcią zostania piłkarzem. 

Od początku twojej dziennikarskiej kariery towarzyszyła ci nie tylko okrągła piłka do piłki nożnej, ale również mocno spłaszczona do futbolu amerykańskiego. Powiedz skąd zainteresowanie tak niszowym w Polsce sportem?

Faktycznie, futbol amerykański nie jest popularnym sportem. W moim przypadku zaczęło się to gdzieś w okolicach 2005 roku. Wcześniej, kiedy miałem mniej więcej 10 lat, byłem u rodziny mieszkającej w Stanach Zjednoczonych. Miałem wtedy wielką zajawkę na NBA i poszliśmy nawet na mecz. Przypominam sobie, że to było spotkanie New Jersey Nets z Los Angeles Lakers, rewanż za finał NBA z 2002 roku. Ten sport amerykański zobaczony z bliska był dla mnie wielkim przeżyciem.

Mam w Stanach wujka, który jest starszy ode mnie o pięć lat. Przez tak małą różnicę w wieku traktujemy się jak kuzyni. Muszę powiedzieć, że jest wielkim fanem sportu. Mieszkając w USA na bieżąco śledził wszystkie z amerykańskich lig. Mój pobyt u rodziny był pierwszym zetknięciem się z futbolem amerykańskim. Na początku wydawał mi się trochę dziwny, ale niezwykle podobał mi się wygląd rozgrywki. 

W późniejszym czasie wujek przyleciał na wakacje do Polski. Miał ze sobą magazyn zapowiadający nowy sezon NFL wydany przez “Sports Illustrated”. Dziś nazwalibyśmy to skarbem kibica, ale to było bardziej całe kompendium wiedzy, bo liczba stron była naprawdę imponująca, wynosiła chyba lekko ponad sto. W jakiś sposób ten magazyn wpadł mi w ręce. Mój problem polegał na tym, że pismo było po angielsku. Miałem wtedy około dwanaście lat i nie do końca rozumiałem, co jest tam napisane. Jednak wujek trochę mi tłumaczył i opowiadał o drużynach grających w NFL. W tym samym czasie znalazłem transmisje meczów NFL i magazyn skrótów na kanałach Canal+. Później doszła także gra w Maddena. Dzięki niej łatwo zapoznałem się z zasadami tego sportu.

To był moment, w którym zacząłem się interesować futbolem amerykańskim.

Z czasem zacząłem również sięgać po historię NFL. Moim zdaniem ta liga może być wzorem dla każdej sportowej federacji świata w kwestii prowadzenia archiwów. NFL posiada całe zbiory wiedzy o swojej historii. Archiwum NFL FIlms są to różne filmy, dokumenty, materiały, rozmowy, wywiady i wiele innych podobnych temu atrakcji. Wszystko dostępne jest po wykupieniu ligowego game passa, służącego do oglądania ligi, ale dawniej było normalnie na stronie NFL.com w zakładce wideo. To także przyczyniło się do mojego rozwoju wiedzy na temat NFL.

Śmiało mogę powiedzieć, że moje doświadczenie z futbolem amerykańskim sięga roku 2006 Jestem z tego bardzo zadowolony, że przez te lata starałem się rozwijać w sobie tę pasję. 

Przygodę z dziennikarstwem rozpocząłeś od pisania dla NFL24.pl oraz dla już nieistniejącego portalu Wiedza Sportowa, jak wspominasz swoje początki? 

Moje pierwsze doświadczenie dotyczące pisania było faktycznie związane z NFL. Gdy miałem chyba siedemnaście lat znalazłem w internecie polską stronę poświęconą futbolowi amerykańskiemu. Pierwszy news na stronie był informacją, że prowadzony jest nabór do redakcji. Pomyślałem sobie, że w sumie czemu by do się nie zgłosić, przecież interesuję się NFL i chcę w przyszłości zostać dziennikarzem sportowym. Wysłałem do nich tekst, odpowiedź dostałem po kilku dniach. Uznali, że był całkiem niezły i czy może nie chciałbym napisać czegoś jeszcze, co już zostanie opublikowane. W ten sposób zaczęła się moja współpraca z portalem NFL24.pl. Spędziłem tam ponad trzy lata. Pamiętam, że już wtedy staraliśmy się wyprzedzać obecne czasy. Już na przełomie 2012 i 2013 roku nagrywaliśmy podcasty przez Skype. Jakość nagrania była dramatyczna, ale nie przejmowałem się tym, bo wiedziałem, że to co robię, ma sens. 

Równocześnie pisałem o piłce nożnej na innym portalu. Wiedziałem, że ten sport jest poważniejszą przepustką do dużego dziennikarstwa, niż futbol amerykański. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli wysłałbym do poważnej redakcji swój tekst o NFL, to nikt by mi tego rzeczowo nie ocenił, bo był to w Polsce sport niezwykle niszowy. Jednym z miejsc gdzie udzielałem się na tematy piłkarskie był portal Wiedza Sportowa. Oczywiście było to miejsce gdzie pisało się całkowicie amatorsko. Pamiętam, że właściwie wszyscy uczestnicy tych projektów byli w wieku licealnym, bądź studenckim. Czasy Wiedzy Sportowej wspominam bardzo dobrze. Dużo się tam nauczyłem. Wszystkie teksty, które wysłałem w zgłoszeniu do Przeglądu Sportowego wziąłem właśnie z tamtego portalu. To miejsce wspominam głównie z tego, że było dla mnie odskocznią od nauki, a równocześnie mogłem tam swobodnie pisać o piłce.

Zarówno NFL24, jak i Wiedza Sportowa były fajnym miejscem do nabierania szlifów i pisania bez napinki, o czym chcesz. Chociaż ta druga strona była już bardziej świadomym pójściem przeze mnie w stronę pisania o piłce nożnej.

Po tych początkowych małych stopniach przyszedł czas, na poważne pisanie o sporcie. Rozpoczął się okres pracy w Przeglądzie Sportowym. W jaki sposób tam trafiłeś? Czy to Przegląd znalazł Ciebie, czy to Ty musiałeś wysyłać CV do swojego przyszłego pracodawcy?

Nie, Przegląd Sportowy mnie nie znalazł, tylko ja musiałem się do niego trochę dobijać. To był 2014 rok, czas po mundialu w Brazylii. Na Wiedzy Sportowej pisałem już bardzo dużo o piłce. To skłoniło mnie do tego, żeby zgłosić się do Przeglądu. Widziałem, że w jego redakcji zachodziło sporo zmian. Dużo ludzi odchodziło, inni i młodzi dostawali szansę. Przykładem tych, którzy przyszli są moi obecni redakcyjni koledzy – Michał Trela i Dominik Piechota. Oni pojawili się wiosną 2014 roku, a ja we wrześniu. 

Moje zgłoszenie do Przeglądu Sportowego wyglądało tak, że zebrałem kilka linków do swoich artykułów z Wiedzy Sportowej i wysłałem na jeden z adresów mailowych Przeglądu. Za pierwszym razem nie dostałem w ogóle odpowiedzi. Zebrałem inne teksty i wysłałem je ponownie, po trzech tygodniach. To było późno w nocy, gdzieś około godziny pierwszej. Gdy obudziłem się rano, byłem do tego stopnia zaspany, że w ogóle nie myślałem o sprawdzeniu czy ktoś do mnie coś napisał w odpowiedzi. O mailu przypomniałem sobie dopiero po południu. Wielka była moja radość, gdy zobaczyłem, że odpisał mi Michał Pol. To właśnie on był w tamtym czasie odpowiedzialny za sprowadzanie nowych twarzy. Zresztą w tamtym czasie zatrudnił wielu młodych i zdolnych chłopaków: Jakuba Kręcidło, Dominika Muchę, Michała Trelę, Dominika Piechotę. Mniej więcej wtedy wszyscy przyszliśmy do redakcji. 

Początkowo moja współpraca z Przeglądem była na odległość, ponieważ studiowałem w Krakowie. Współpraca polegała na zgłaszaniu tematów, pojedynczych tekstach i dyżurach. Oczywiście moje prace trafiały do internetowej wersji Przeglądu, bo na papierze były publikowane głównie artykuły starszych dziennikarzy, którzy często byli obecni w Warszawie, zgłaszanie tematów do niej to osobny proces, który na odległość dla nowego był trochę zamknięty. Zrozumiałem, że jako “świeżak” muszę się skupić na czymś osiągalnym i zacząłem mocno udzielać się w internetowym dziale. Widać było, że to miejsce idealne do nauki mechanizmów dużego medium. 

Na początku 2015 roku, po okresie próbnym dostałem informację, że zostaję i są ze mnie zadowoleni. Wtedy przyszła mi do głowy myśl o obronie licencjatu w Krakowie i przeniesieniu się do Warszawy, żeby być na miejscu w redakcji i już tam kontynuować edukację. Jak chciałem, tak zrobiłem, chociaż było blisko, żebym został w Krakowie. Po obronie licencjatu na Uniwersytecie Jagiellońskim szedłem tam w celu złożenia papierów na magisterkę. Idąc całą drogę biłem się z myślami. “A co jeśli dostanę się tu, a w Warszawie już nie?” Pewnie wtedy chciałbym zostać, ale ja już czułem, że to czas na kolejny krok. Odwróciłem się wtedy dosłownie na pięcie i stwierdziłem, że nie ma co się zastanawiać. Zadzwoniłem do rodziców i oznajmiłem, że wyjeżdżam, a jeśli się tam nie dostanę, to znajdę sobie drugą lub trzecią turę rekrutacji we wrześniu i dam sobie radę. Parę dni później siedziałem już spakowany w samochodu, ze wszystkim co miałem w swoim mieszkaniu. Jadąc do Warszawy nie miałem nawet wynajętego pokoju. Gdy zatrzymywałem się po drodze czy podczas stania w korkach szukałem w internecie ogłoszeń – odświeżałem tylko strony, na których sobie zaznaczyłem wszystkie parametry. Wydzwaniałem wtedy do ludzi z pytaniem czy oferta jest nadal aktualna i czy mógłbym pojawić się już za kilka godzin na oględziny mieszkania.

W ten sposób znalazłem się w stolicy. Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że to była bardzo dobra decyzja. Bycie na miejscu to zupełnie inna mechanika pracy, możliwość nawiązywania kontaktów i ugruntowania swojej pozycji w redakcji. Od tego momentu moja przeglądowa kariera mocno przyspieszyła.

Po okresie pracy w Przeglądzie Sportowym nastał moment dołączenia do Canalu+. Czy i w tym przypadku to ty dobijałeś się do nich, czy to może Canal odezwał się pierwszy?

W tym przypadku to Canal+ odezwał się pierwszy. Jeśli chodzi o tę propozycję to prawdziwą trampoliną w Przeglądzie okazał się program English Breakfast. Bez niego z pewnością nie zaistniałbym na taką skalę. 

Pierwszy mój występ w tym magazynie to chyba 2015 rok. Wtedy ten program był tworzony przez Przemka Rudzkiego i Jarka Kolińskiego. Pamiętam, że właśnie Jarek gdzieś wtedy wyjechał, a Przemek zaproponował mi zastąpienie go. Odcinek spotkał się z fajnym przyjęciem, ale był jednorazowym występem na jakiś czas, jednak po paru miesiącach zaczęliśmy robić ten format we trójkę. Bardzo miło wspominam tamten czas. To nagrywanie było na tyle pozytywne, że samemu czekało się na obejrzenie kolejnego odcinka. English Breakfast dało mi przestrzeń, gdzie zostałem dostrzeżony na szerszą skalę. Wtedy poczułem, że pomimo mojej niezwykłej chęci do pisania, lepiej czuję się gdy mówię o piłce. A przecież moim marzenia było komentowanie meczów.

We wrześniu 2017 roku nagle zadzwonił niezapisany numer, postanowiłem odebrać. Przedstawił się Piotr Małkowski, szef wydawców w Canal+ Sport. Powiedział że wywarłem na nim bardzo pozytywne wrażenie w English Breakfast i zapytał, czy może nie chciałbym spróbować swoich sił w komentowaniu meczów. Oczywiście zgodziłem się, byłem bardzo szczęśliwy. 

Po dwóch tygodniach przyszedłem do siedziby Canalu, aby skomentować pierwszy mecz. W korytarzu spotkał mnie Andrzej Twarowski. Uścisnęliśmy sobie dłoń i ucięliśmy krótką pogawędkę. Powiedział mi, że niezależnie od tego, czy skomentuje tutaj jeden mecz, sto, czy pięć tysięcy, to mam się cieszyć z tego, że tu jestem, bo taka praca to świetna rzecz. Pierwszym meczem jaki zrobiłem było spotkanie Liverpool – Burnley na Anfield, gole strzelili Salah i chyba Barnes dla gości (przyp. red. 1:1 Salah i Arfield). 

W życiu jest czasem tak, że jeśli bardzo długo czekasz na konkretną chwilę, to gdy ona przyjdzie niezwykle łatwo jest się spalić. Czy tak było też z Twoim oczekiwaniem na pierwszy skomentowany mecz? Czy miałeś stres związany z tym, że możesz powiedzieć coś głupiego na wizji i zacznie się tzw. polewka w internecie?

Oczywiście, stres był ogromny. Najgorsze było to, że tak naprawdę nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Podczas swoich przygotowań bazowałem na tym co gdzieś przeczytałem i wyszukałem w internecie. Na tej podstawie przygotowałem notatki. Jednak patrząc na nie z perspektywy czasu wiem, że to było kompletnie nie to, co potrzeba. Tak, jak mówiłem – stres był wielki, bałem się również jak zostanę odebrany. Nie każdy widz kojarzył mnie z English Breakfast, więc samo to, że byłem nowy budziło we mnie obawy. Na początku robiłem ten błąd, że gdy wsiadałem w autobus i po skomentowanym meczu jechałem do domu od razu wchodziłem na Twittera i sprawdzałem kto i co o mnie napisał. Po pierwszych meczach dostawałem mnóstwo powiadomień – wiadomo, spora część z nich to były pytania kto komentuje ten mecz, bo nigdy nie słyszał tego głosu i ktoś mnie pod wpisem oznaczał – ale krytycznych opinii też było dużo. Czasami odpowiadałem, czasem nawet przepraszałem za to, że komuś się nie podobało, co było głupie. Przez takie komentarze człowiek zaczyna zastanawiać się, czy faktycznie ja się do tego nadaje. Całe życie chciałem to robić, a może zwyczajnie nie jest to dla mnie? Było mi wtedy głupio i nie wiedziałem jak się zachować, a z czasem zrozumiałem, że najlepszym sposobem jest po prostu niereagowanie na takie komentarze. Oczywiście można przeprosić, ale jeśli na wizji przydarzy się jakaś oczywista pomyłka, a nie za to, że jakiś widz stwierdził, że się nie nadaję. Nie chcę być źle zrozumiany, że negatywnych komentarzy było 99%, ale ja taki już jestem, że zapamiętuję te przykre słowa mocniej, niż te pozytywne. Z jednej strony było tak, jak radził mi “Twaro”, żebym cieszył się wykonywaną pracą, ale gdy wychodziłem z dziupli i jechałem do domu, to mój pozytywny humor się totalnie psuł. To jest przykład, jak bardzo negatywnym miejscem potrafi być Twitter. Gdy z czasem zdałem sobie sprawę, że nie dogodzę wszystkim, to zrobiło się lepiej. Później też odbiór zaczynał się zmieniać, krytyki było coraz mniej i ludzie oswoili się z moim głosem.

Dziś nie przejmuję się już odbiorem, a negatywne komentarze po prostu pomijam. Ale jestem pamiętliwy i zostały we mnie te pierwsze głosy. Do dziś pamiętam nicki osób, które pisały, że jestem fatalny, bo taką mam naturę, jednak nic z tym nie zrobię. O wiele częściej dostaję za to pozytywne opinie i za nie dziękuję. Byli też tacy, którzy pisali, że początkowo nie mogli mnie słuchać, a dziś lubią mecze z moim komentarzem.

Po każdym meczu pytałem także współkomentatora co mógłbym poprawić. Ich opinia była dla mnie o wiele bardziej wartościowa niż wyciąganie wniosków z twitterowych komentarzy. 

Sam o tym dobrze wiem, że dla siebie jestem największym krytykiem i staram się niwelować błędy przydarzające się na antenie.

Coś się kończy, a coś się zaczyna. Skończył się okres współpracy z Przeglądem Sportowym i zaczął się czas newonce.sport, czy spodziewałeś się, że ten projekt spotka się z tak pozytywnym przyjęciem i szumem medialnym? 

W Przeglądzie Sportowym byłem przez pięć i pół roku, może to nie jest długo, ale w pewnym momencie poczułem potrzebę zmiany. Zawdzięczam mu bardzo dużo, ale im dłużej tam byłem, tym lepiej wiedziałem, że to już po prostu nie ma sensu. Mój rozwój dziennikarski był zahamowywany, a ja chciałem tego uniknąć. 

We wrześniu cała redakcja dowiedziała się, że z Przeglądu odchodzi Przemek Rudzki. Pierwsza myśl z indywidualnego punktu widzenia, która zaistniała w mojej głowie, po usłyszeniu tej wiadomości, była jasna. Format English Breakfast już nie będzie taki sam lub w ogóle upadnie. Było mi także bardzo przykro z powodu odejścia Przemka, bo to mój dobry kolega, poza tym to był szok. nikt się tego nie spodziewał. Jednak dla mnie osobiście największym ciosem wynikającym z tego był upadek programu. Nagraliśmy jeszcze jeden odcinek, aby się pożegnać. Było mi bardzo smutno, że kończy się format, który tak bardzo mnie rozwinął. To odebrała sporo radości z pracy w PS. English Breakfast był zawsze najlepszym punktem tygodnia.

W listopadzie, bądź grudniu, po skomentowaniu meczu z Przemkiem rozmawialiśmy razem o naszej obecnej sytuacji. Zadał mi wtedy pytanie: co gdybym dostał ofertę z portalu chcącego mieć dziennikarzy piszących dłuższe teksty, w którym analityczne formy mieszałyby się z luźnymi. Ten portal posiadałby także sferę na podcasty i wideo, do pełnego realizowania treści. Bez wahania odpowiedziałem mu, że gdyby takie miejsce istniało, to chętnie bym się tam widział. Wtedy odparł mi, że jest pewien projekt, który zaczął tworzyć z ludźmi zarządzającymi newonce.net i newonce.radio. Oczywiście nie wiedziałem jeszcze, jakie są szczegóły tego przedsięwzięcia, ale czułem, że Przemek za pomocą tej rozmowy badał grunt, na ile jestem mocno związany z Przeglądem Sportowym i czy ewentualnie bym z niego odszedł.

Gdy doszło już do konkretów, wiedziałem co i jak z newonce po rozmowie z szefami całego tego projektu, to byłem przekonany, że warto dokonać zmian w zawodowym życiu i opuściłem redakcję Przeglądu. Ludzie dorabiają do tego różne teorie spiskowe, że gdy Przemek odszedł, to od niego zaczęła się cała lawina zwolnień. Były dziwne domysły, że to nowy redaktor naczelny zaczął już nowe porządki. Nie, nigdy tak nie było. To były informacje wyssane z palca. Dziś Michał Kołodziejczyk jest szefem Canal+ Sport, a Przemek Rudzki jest komentatorem tej stacji. Ja odszedłem w tamtym czasie z Przeglądu i też komentuje mecze w Canalu. Ja, Michał i Dominik odeszliśmy, bo propozycja z newonce była na tyle interesująca i dawała nam możliwość dalszego rozwoju.

Idąc do newonce.sport wiedziałem, że robię dobrze. Miałem takie poczucie, że to będzie krok do przodu w mojej karierze. Z perspektywy czasu, gdybym miał dokonać wyboru jeszcze dziesięć razy, to za każdym zrobiłbym dokładnie tak samo. Absolutnie to nie jest tak, że Przegląd jest jakimś toksycznym miejscem albo że ktoś mnie stamtąd zwolnił po odejściu Przemka, bo tak nie jest. Zawdzięczam tej redakcji bardzo wiele, żeby nie powiedzieć, że wszystko. Jednak mam większą swobodę i przyjemność z pracy w newonce.sport. Lista tematów trzymana przeze mnie przez lata i odkładana na lepsze czasy zaczęła się w ostatnich miesiącach szybko kurczyć. Zacząłem pisać szerzej, nie ograniczając się do strzelca bramki i końcowego wyniku i limitu znaków. U nas piszemy bardziej, czemu ktoś strzelił i czemu ktoś przegrał. Takie dziennikarstwo mi się podoba. 

Gdy spotkałem się z szefami spółki newonce, na dłuższej rozmowie, byłem aż zaskoczony, jak pozytywną wizję mi nakreślili. Prosto z mostu powiedziałem im też, że chcę prowadzić audycję o NFL. Wbrew pozorom nie stwierdzono, że o czym ja mówię, przecież to jest #nikogo i generalnie nikt nie będzie tym zainteresowany. Panowie popatrzyli po sobie i zgodnie odrzekli: “jeśli chcesz i masz na to fajny plan, dajemy ci zielone światło”. To był kolejny plus przejścia do newonce. 

Natomiast jeśli chodzi o obecną sytuację, to wszyscy należący do obecnego projektu newonce są bardzo zadowoleni, z tego gdzie się znajdują i co mogą robić. Widzę w sobie i w nich taką wewnętrzną motywację i chęć robienia kolejnej czy to audycji, czy tekstu na jakiś temat. Na spotkaniach ciągle padają super pomysły, czym można dodatkowo wzbogacić obecną ofertę. Ostatnio spodobało mi się, jak Przemek stwierdził, że Paweł Grabowski jest w stanie zrobić ciekawy tekst o tym, że słoik spadł z półki. Nie mówię tego dla śmiechu, tylko, żeby pokazać jak pozytywni i kreatywni ludzie pracują w tej redakcji. Panuje tu po prostu wysoki poziom.

Co do odbioru i przyjęcia medialnego, to Ty musisz powiedzieć jaki on jest. Jeśli nasi odbiorcy uznają, że warto do nas zaglądać, to jestem z tego bardzo zadowolony. W ostatnim czasie świat ujrzał nasz kolejny as trzymany w rękawie. Mówię oczywiście o aplikacji mobilnej. Jestem z niej niesamowicie dumny i czekam z zaciekawieniem na jej przyjęcie. 

Kibice ligi włoskiej kochają Serie A  za jej nieprzewidywalność, bo może się w niej wydarzyć dosłownie wszystko, kibice ligi francuskiej kochają Ligue 1 za to, że wypływa z niej wiele młodych talentów, które w dalszej perspektywie podbijają świat, a za co ty kochasz Premier League? 

Kiedy zaczynała rozkręcać się moja zajawka na piłkę nożną, to były czasy dominacji klubów angielskich. Siłą rzeczy do Premier League przyciągał mnie wysoki poziom gry. Moje skojarzenie rodem z najmłodszych lat mówi o tym, że liga angielska oferuje nam najwyższą sportową jakość. Podoba mi się także to, że jest szeroka czołówka. Fajne jest także to niezwykłe wyrównanie pierwszej i drugiej ligi. Pokaż mi gdzieś indziej drugi poziom rozgrywkowy w kraju, gdzie gra dwukrotny zdobywca Pucharu Europy taki jak Nottingham Forrest, czy Derby County, które dochodziło do finału Pucharu Mistrzów. Gdzie się nie obejrzysz, to zobaczysz, że Anglia jest krajem piłki nożnej. Wchodząc w świat Premier League podoba mi się również kultura piłkarska. Na pewno w poznawaniu realiów tej ligi pomagał także język. Dziś nie traktuję angielskiego jako języka obcego. Znając go, możesz chłonąć niesamowitą ilość treści związanych z Premier League. Fantastyczny jest również sposób opisywania meczów przez angielskie media. Hiszpanie potrafią poświęcić po hicie kilka lub nawet kilkanaście stron na analizę kontrowersji. W Anglii pisze się o piłce bardziej literacko. Premier League jest jak serial na Netflixie. Włączasz ją i ona zawsze Cię czymś zaskakuje, daje Ci coś, co chcesz widzieć. 

To wszystko składa się na moje zafascynowanie tą ligą. Śledzę ją ciągle i nigdy mi się nie nudzi. Lubię obejrzeć także europejskie puchary, ale coś musiało mnie na tyle przy Premier League przygwoździć, że wolę obejrzeć średniej klasy spotkanie jak Crystal Palace – Newcastle właśnie z jej oferty, niż lepszy rangą mecz np. Serie A. 

Na koniec chciałbym cię zapytać o przyszłość, czy masz jakieś sprecyzowane plany? Może będzie to finał Ligi Mistrzów, a może mecz reprezentacji Polski? Czy może bardziej przyjmujesz wszystko tak, jak da Ci los?

Nie, nie stawiam sobie takich celów. Byłoby super zrobić to. o czym powiedziałeś, ale nawet nie biorę tego teraz pod uwagę. Moje marzenie związane z pracą jest związane z NFL. Chciałbym kiedyś skomentować w polskiej telewizji Super Bowl. Nie ma niestety na naszych kanałach ligi futbolu amerykańskiego, ale gdyby się pojawiła, a najlepiej jeszcze na antenach Canal+, to bardzo bym się chciał podjąć się tego wyzwania. 

Wracając do tematu reprezentacji, to oczywiście miło by mi było gdybym za parę lat spojrzał wstecz i miałbym na koncie skomentowany mecz Polski, czy inne spotkania na dużych turniejach międzynarodowych. 

Obecnie cieszę się, że jestem tu gdzie jestem. Redakcja Canalu ma wielką jakość. Sama grupa od Premier League – Przemek Rudzki, Przemek Pełka, Rafał Nahorny, Andrzej Twarowski, Piotrek Domagała, Marcin Rosłoń – to naprawdę mocny skład osobowy. Znam swoje miejsce i wiem, że na razie to ja jestem gościem od tych Crystal Palace i Newcastle, co nie oznacza, że w przyszłości nie chciałbym robić wielkich hitów Premier League. Jednak nie stawiam sobie tego jako plan pięcio- czy dziesięcioletni. Tak jak powiedziałeś, będzie to będzie. Będę na to ciężko pracował. Już dawno zdałem sobie z tego sprawę, że to, co może mnie prowadzić do szczęścia i spełniania marzeń, to moje dwie ręce i to, co mam w głowie. Ważny jest dla mnie teraz stały rozwój i poszerzanie swojej wiedzy i umiejętności. Jeśli nie rozleniwię się, w tym co robię, a myślę, że mi to nie grozi, bo spełniam się w tym zawodzie, to wiem, że będzie dobrze i wszystko przyjdzie w swoim czasie.

Na razie skupiam się na tym, co robię teraz i na bieżąco. Jestem przecież dopiero na początku swojej kariery. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x