Lech Poznań: Końcowe odliczanie czas zacząć

Krzysztof Drobnik (Piłkarski Świat)

W jednym ze swoich dzieł Wiliam Szekspir pisał: „Konia! Konia! Królestwo za konia!” Nad Wisłą kibice futbolu przez ostatnie tygodnie zdawali się krzyczeć: Mecz! Mecz! Królestwo za mecz! I te głośne, rozpaczliwe wołanie, zamienia się powoli w ekscytacje powrotem piłki nożnej w naszym kraju. Jednymi z najbardziej spragnionych brakiem emocji czysto piłkarskich są fani poznańskiego Lecha. Dla kibiców ze stolicy Wielkopolski restart rozgrywek będzie bardzo emocjonujący.

Wymagający początek

Wśród fanów Kolejorza zdecydowana większość jest takich, którzy nie mogą doczekać się powrotu swoich ulubieńców na boisko. Ponad dwumiesięczne oczekiwanie na emocje, nerwy, radość i smutek dłużyło się niesamowicie. Na szczęście dla każdego z nich już za kilka dni, zawodnicy ubrani w niebiesko-białe barwy wyjdą na swój pierwszy mecz o stawkę. Przyznam szczerze, że po takiej przerwie głód piłki w wykonaniu naszych rodowitych zespołów jest większy niż kiedykolwiek. I fakt, że odmrażanie futbolu w naszym kraju zaczynamy ćwierćfinałami Pucharu Polski jeszcze bardziej zachęca mnie do obejrzenia tych starć.

Dla Lecha Poznań pojedynek ze Stalą Mielec ma być nie tylko krokiem do półfinału krajowego pucharu, ale co ważniejsze ma to być przetarcie przed klasykiem naszej ligi. Trzy dni po meczu w Mielcu, zawodnicy Dariusza Żurawia zmierzą się w Poznaniu z Legią Warszawa. W normalnych okolicznościach trybuny byłyby zapewne wypełnione. Lech pod wodzą byłego asystenta Macieja Skorży potrafił „kupić sobie” kibiców ofensywnym stylem gry. Niektórym, nie bez kozery, przypominają się czasy Kolejorza prowadzonego wówczas przez Franciszka Smudę. Kolejorz grający do przodu, nie czekający na rywala. Owszem, jest to ryzykowne, bo prawdopodobieństwo straty gola jest większe niż przy murowaniu własnego pola karnego, ale trzeba sobie odpowiedzieć czego bardziej potrzebują kibice? Ci w Poznaniu potrzebują sukcesu! Pragną tego jak kania dżdżu. Gdy wydawało się, że lechici są na dobrej drodze do wykonania założonego planu i krok po kroku realizują swoje cele, na wszystkich jak grom z jasnego nieba spadła epidemia koronawirusa.

Dziś po kilkudziesięciu dniach od ostatniego meczu, nikt nawet nie będzie próbował typować jak może wyglądać zespół. Zapewnienia o solidnym przygotowaniu, treningach zarówno tych indywidualnych, jak i zespołowych są niczym w kontekście meczu. Bez jakiegokolwiek sparingu, przetarcia z innym rywalem. Takie jednak są zarządzenia i polecenia odgórne. Chyba nigdy powiedzenie, że drużyny miały takie same warunki do trenowania, nie było tak prawdziwe. Dziś trzeba przygotować się do meczu, wyjść na murawę i pokazać się z jak najlepszej strony.

Chęci i oczekiwania

W zaistniałej sytuacji bardzo ciężko jest wytypować to, jak będą wyglądały pierwsze mecze po tak długiej przerwie. Kibice każdego z zespołów oczekują zapewne tego, że to ich drużyna jest lepiej przygotowana i to oni zmuszą rywala do popełnienia większej liczby błędów. Wykorzystując życzeniowy splot zdarzeń pokonają przeciwnika, co spowoduje nabranie pewności na kolejne bardzo ważne spotkania.

Z czystym sumieniem można napisać, że poznańskiego Lecha czeka początek najtrudniejszy z możliwych. Pojedynek, którego zwycięzca otrzymuje promocję do półfinału, a przegrany żegna się z rozgrywkami oraz prestiżowe starcie z Legią będą wymagały od piłkarzy trenera Żurawia 200 % koncentracji. Wiemy doskonale jaką publicznością są kibice w Poznaniu. Brak sukcesów skutecznie odbija się na nastrojach wśród fanów Lecha. Nie wyobrażam sobie jednak, że którykolwiek z kibiców nie będzie z całych sił ściskał kciuków za ukochany klub. Trzy dni i dwa mecze, które mogą na nowo zdefiniować postrzeganie i ocenę trwającego jeszcze sezonu. W normalnych okolicznościach rzeczywistości, bylibyśmy po ostatnim meczu w sezonie. Odbyłaby się ligowa gala kończąca sezon, a zawodnicy rozjechaliby się na urlopy. Przynajmniej ci, którzy nie dostaliby powołania do reprezentacji swoich krajów, grających na Euro.

Epidemia spowodowała jednak, że świat został wywrócony do góry nogami. Również ten futbolowy. Zamiast zastanawiać się jak na Mistrzostwach Europy zaprezentuje się kadra Jerzego Brzęczka, my czekamy na to, jak będą wyglądali ligowi piłkarze. A przed nimi jeszcze sporo grania. Osobiście bardzo się cieszę i doceniam to, że nikt nie przeforsował pomysłu z anulowaniem sezonu. Solą rywalizacji jest pojedynek ręka w rękę, czy jak w przypadku piłki nożnej noga w nogę. To na murawie powinny rozstrzygać się kwestie tytułów, spadków i awansów. Już za tydzień ktoś z czwórki Lech, Legia, Stal Mielec oraz Miedź Legnica będzie się cieszył. Inny natomiast będzie musiał przełknąć gorycz porażki. I mam cichą nadzieję, że nikt zbyt często nie będzie zwalał winy na epidemię. Dotknęła ona wszystkich. Słabszych i mocniejszych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.