La Liga: Gran Derbi dla Sevilli, show Yeremiego Pino, Barcelona znów zagrała koncert strzelecki

Sevilla

https://twitter.com/LaLigaEN/status/1492252903867916291/photo/1

W ramach 26. kolejki La Ligi rozegrano dziś 4. spotkania. Niewątpliwym hitem całej kolejki były dzisiejsze El Gran Derbi, w których Sevilla mierzyła się z Betisem. Fenomenalny występ zanotował także Yeremi Pino, który w starciu z Espanyolem zdobył aż 4 gole! Tyle samo goli, ile zdobył piłkarz Villarrealu zdobyła na Camp Nou Barcelona! 

Villarreal – Espanyol 5:1 

Papużki miały za sobą dwie ciężkie przeprawy z ligowymi gigantami. Najpierw z Barceloną byli blisko zwycięstwa, ale Luuk De Jong zdobył wyrównującą bramkę. W starciu z Sevillą przez dłuższy fragment drugiej połowy grali w przewadze jednego zawodnika. Niestety nie udało im się strzelić gola. Dziś przyszła kolejna potyczka z mocnym przeciwnikiem, a ten nie miał dla nich litości. Villarreal grał jak z nut, pewnie i przede wszystkim skutecznie. Zespół Unai’a Emerego sprawił, że Diego Lopez pięciokrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. Żeby dodać dodatkowych emocji cztery gole zdobył Yeremi Pino, piąte zaś dołożył Boulaye Dia.

Pierwsze trafienie Pino zdobył po dośrodkowaniu od Pervisa Estupiniana, który wygrał pojedynek z Adrią Pedrozą. Lewy stoper dograł piłkę w punkt na głowę napastnika, a ten bez problemu posłał ją do siatki. Kilka chwil później po rozegraniu rzutu rożnego Pino wykorzystał zamieszanie w polu karnym i kopnął futbolówkę w przeciwległy róg bramki. Tuż przed przerwą po strzale jednego z piłkarzy Villarrealu Diego Lopez wypluł piłkę przed siebie, a tam nadbiegł Yeremi i dobił piłkę do pustej siatki.

W drugiej połowie po akcji z kontrataku po zagraniu Danjumy Pino wyszedł sam na sam z bramkarzem, minął go i po raz kolejny wpisał się na listę strzelców. Napastnik jest pierwszym piłkarzem w historii Żółtej Łodzi Podwodnej, który zdobył 4. bramki w jednym meczu ligowym. Honorowe trafienie dla Espanyolu zdobył Keidi Bare, a pod koniec spotkania dorobek bramkowy dla gospodarzy podwyższył Boulaye Dia. Defensywa gości po prostu nie istniała, nie dojechała na to spotkanie. Piłkarze popełniali karygodne błędy, które doprowadziły do sromotnej porażki na Estadio de la Ceramica.

Sevilla – Betis 2:1 

Hit 26. kolejki miał miejsce na Estadio Sanchez Pizjuan, gdzie Sevilla i Betis toczyły bój w derbach miasta. Gran Derbi od lat przyciąga hiszpańską publikę, ale dziś to spotkanie miało dużo większą stawkę niż kiedykolwiek indziej. W tej rywalizacji mierzyły się ze sobą druga i trzecia siła ligi, a zwycięsko wyszli z niej podopieczni Julena Lopetegui’ego. Sevilla w pierwszej połowie była zdecydowanie drużyną lepszą i pewniejszą w swoich poczynaniach. Piłkarsko zjedli Betis, który po prostu na to spotkanie nie dojechał. Gospodarze od pierwszej minuty przejęli inicjatywę, ale w przeciągu pierwszych pięciu minut mogły zostać podyktowane dwa rzuty karne. Sędzia jednak nie dopatrzył się przewinienia ani w jednej, ani w drugiej sytuacji. Betis grał nieporadnie, środek pomocy nie kreował gry tak jak to ma w zwyczaju. Ich zabójcza ofensywa w znacznym stopniu została wyłączona przez Los Nervionenses.

W 24. minucie gry En-Nesyri wymusił błąd na bramkarzu, który potem kosztował rywali rzut karny. Piłkę na jedenastym metrze ustawił sobie Rakitić, który potem pewnie posłał futbolówkę do siatki. W kolejnych minutach doszło do kilku spięć zawodników obu ekip. Arbiter nie jeden raz musiał używać gwizdka, a także żółtych kartek. Kontuzji także nabawił się Papu Gomez, a w jego miejsce na placu gry zameldował się Munir El Haddadi. I to właśnie Marokańczyk przed przerwą podwyższył prowadzenie. Bono wybił piłkę z taką siłą, że przeleciała ona tuż za wysoko ustawioną linią defensywy Betisu. Z miejsca ruszył Munir, który wygrał pozycję z Bartrą, a następnie płaskim strzałem po ziemi posłał futbolówkę do siatki Claudio Bravo. Golkiper mógł jednak zachować się, lepiej, a tak jego nieporadność spowodowała zwiększenie strat do rywala zza miedzy.

Drugą połowę Sevilla rozegrał po profesorku. Julen Lopetegui wiedząc, że ma korzystny wynik nakazał piłkarzom spokojną grę w środku pola. Betis wiedział, że nie miał nic do stracenia w końcu ruszył do ataku. Ich akcje zaczęły nabierać rozmachu, czyli tego, czego brakowało wcześniej. Pierwszy celny strzał oddali w okolicach 60. minuty, lecz świetną interwencją popisał się Bono. Sevilla neutralizowała większość akcji rywala i sama szła po kolejne gole, gdy tylko nadarzyła się okazja. Świetny mecz rozegrał Marcos Acuna, który wielokrotnie szedł w drybling na lewej stronie. Goście w doliczonym czasie gry zdołali zdobyć gola kontaktowego, a jego autorem został Sergio Canales. Piłkarz bardzo pewnie uderzył z rzutu wolnego nie dając Bono żadnych szans. Przez ostatnie kilka sekund panowała nerwowa atmosfera, ale po końcowym gwizdku Lopetegui i jego zawodnicy wybuchli z radości po pokonaniu lokalnego rywala.

Real Sociedad – Osasuna 1:0 

Baskowie po wysokiej porażce z Athleticiem oraz Lipskiem mierzyli się dziś z Osasuną. Podopieczni Jagoby Arrasate także chcieli zrewanżować się swoim kibicom za ostatnią porażkę z Atletico. W pierwszej połowie zbyt wielu akcji zawodnicy jednych i drugich nie stworzyli. Co innego po zmianie stron, kiedy szybki gol w 52. minucie Aritza Elustondo przyniósł emocje. Baskowie z San Sebastian próbowali podwyższyć prowadzenie, ale Sergio Herrera i spółka byli już czujni w defensywie. Goście także włączyli wyższy bieg, szukali swojej szansy, by wyrównać, a może i nawet zgarnąć pełną pulę. Ostatecznie gospodarze uchronili to jednobramkowe prowadzenie.

Barcelona – Athletic Club 4:0 

Barcelona od kilu kolejek notuje zaskakująco dobre wyniki. Można rzec, że pod wodzą Xaviego ten zespół po prostu zmartwychwstał na dobre. Cztery gole z Atletico, cztery gole z Valencią, cztery gole z Napoli. Dziś kolejną czwórkę dołożyli w rywalizacji z Athleticiem, które było bezzębne na Camp Nou. Po raz kolejny kibice obejrzeli tych samych piłkarzy, dzięki którym klub walczy o awans do Ligi Mistrzów. Brakowało tylko Jordiego Alby, który pauzował za żółte kartki. Inaczej sytuacja wyglądała po stronie Basków. Podopieczni Marcelino zmierzą się w środku tygodnia w rewanżowym starciu z Valencią, przez co na plac gry z Blaugraną posłał tych, którzy w tym sezonie częściej oglądali grę z ławki rezerwowych.

Zaskakującą taktyką gospodarzy były dośrodkowania, które mogliśmy oglądać dość często w pierwszej połowie. Szybko okazało się, że ten plan nie ma prawa powodzenia, gdyż stoperzy dość dobrze radzili sobie z grą w powietrzu. Jednak w 37. minucie gry presję wywarł Pique, po której obrońcy popełnili błąd. Defensor Barcy powalczył w powietrzu o piłkę zagrywaną z rzutu rożnego, po czym trafił w poprzeczkę. Ta odbiła się od obramowania i trafiła wprost do Pierre’a Emericka Aubameyanga, a Gabończyk z dużym spokojem posłał ją między słupki.

Do końca pierwszej połowy, a także pierwszy kwadrans drugiej Barca włączyła tryb ekonomiczny. Wiele wskazywało na to, że to jednobramkowe prowadzenie ich zadowala. Była to jednak zasłona dymna przed tym co czekało Basków w kolejnych minutach. Athletic co prawda starał się wyrównać po akcjach Villalibre, lecz Ter Stegen nie musiał zbytnio wysilać się z interwencjami. Xavi niedługo później wprowadził na plac gry Ousmane Dembele, który zdynamizował grę gospodarzy na dobre.

W 73. minucie po kapitalnej akcji na lewej flance pokonał Unai’a Simona mocnym strzałem pod poprzeczką. W końcówce gry Blaugrana podwoiła swoją zdobycz strzelecką. I znów dał o sobie znać Dembele, który dokładnymi zagraniami obsłużył dwóch rezerwowych snajperów, którzy zameldowali się na boisku. Najpierw po wrzutce Francuza piłkę do siatki głową strącił Luuk De Jong, a w ostatniej akcji meczu po dogranie od Dembele wykorzystał Memphis Depay. Tym samym Barca w kolejnym już meczu zdobyła cztery bramki i dała radość ich sympatykom.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x