Sykora
fot. lechpoznan.pl
Udostępnij:

Jan Sykora: Jak w czeskim filmie

Jan Sykora latem tego roku przeszedł do Lecha z czeskiej Slavii Praga. Ofensywny zawodnik, który w kraju naszych południowych sąsiadów wyrobił sobie renomę, przyszedł do Poznania w celu zrobienia kroku w przód. Jak na razie jednak, kibice Kolejorza mają sporo uwag do tego piłkarza. Nie może to dziwić, bo z Sykorą jest jak z czeskim filmem - nikt nic nie wie.

Potrzeba mitycznej aklimatyzacji?

Transfery przeprowadzane przez działaczy Lecha Poznań, są i zawsze będą szeroko komentowane. Tak już jest w okolicach stadionu przy ulicy Bułgarskiej, że nawet najciekawiej wyglądające wzmocnienie, może okazać się totalną klapą. Po jakimś czasie następuje tłumaczenie, że zawodnik nie był przygotowany do rywalizacji. Że oczekiwania wobec niego od początku były zbyt wysokie i nie poradził sobie z aklimatyzacją. Z ust rządzących poznańskim Lechem słyszeliśmy to już dziesiątki razy. W tym sezonie - innym od wszystkich poprzednich, Lech ponownie sięgnął po piłkarza, którego nazwisko przewijało się wokół klubu już jakiś czas temu. Sprowadzenie czeskiego pomocnika Jana Sykory miało rozwiązać problem braku skrzydłowego po odejściu Kamila Jóźwiaka.

Wychowanek Kolejorza wyjechał do angielskiego Derby County, a Jan Sykora zyskał otwarta drogę do pierwszego składu Lecha. Nie boję się tego napisać, ponieważ kwota za jaką ten piłkarz przyszedł do Poznania mówi jasno, że wymagania wobec niego są określone. Skoro barwy zespołu zasila piłkarz, który ma za sobą mecze w reprezentacji Czech, a poza tym odbudował się ostatnio w tamtejszej lidze, to każdy ma prawo wymagać czegoś więcej. Mając nawet na uwadze to, że przez jakiś czas ze zdrowiem Sykory było gorzej (uraz, Covid-19), to tak czy inaczej ogólny obraz jest kiepski.

Jan Sykora wychodząc w pierwszym składzie nie daje od siebie tyle, ile powinien. Sarkastycznie można napisać, że jest on kolejnym piłkarzem, który potwierdza mityczną potrzebę aklimatyzacji w Lechu. Co może dziwić, bo przecież wyjazd do Polski z Czech nie powinien być dużym wyzwaniem. Na Sykorę spada pierwsza fala krytyki, która wydaję się być jak najbardziej uzasadniona. Zapytałem Karola Żuradzkiego, który znajomość piłki w krajach naszych południowych sąsiadów ma w jednym palcu, o jego opinię:

"Moim zdaniem krytyka Jana Sýkory jest nieco nad wyrost. Rozumiem, że kibice oczekiwali od razu efektów i upatrywali w czeskim lewoskrzydłowym zmiany jeden do jeden z Kamilem Jóźwiakiem. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Sýkora nie jest typem gracza, który odwróci losy meczu. Potrzebuje wsparcia od kolegów z zespołu. Należy poczekać jak przepracuje zimowy okres przygotowawczy i na wiosnę nadejdzie prawdziwa weryfikacja."

Słowa te niejako potwierdzają moje wnioski o potrzebie zadomowienia się w nowym zespole. Wytłumaczeniem dla Sykory może być to, że Lech ma szaloną jesień i tych meczów rozegrał zdecydowanie najwięcej spośród polskich drużyn. Nie zmienia to jednak faktu, że aktualna ocena gry czeskiego pomocnika nie może być wysoka.

Jak w czeskim filmie

Powiedzenie: jak w czeskim filmie jest bardzo często używane w naszym kraju. Taki mamy klimat, że wielu ludzi tak naprawdę nie wie, o co w danej sytuacji chodzi. Odsuwając jednak na bok kwestię światopoglądowe, ta maksyma również idealnie pasuje do sytuacji z Janem  Sykorą. Szukając w pamięci najlepszego (jak dotąd) występu tego zawodnika w barwach Lecha, dotarłem aż do 23 września. Wówczas Kolejorz zagrał na Cyprze prawdziwy koncert i zmiótł z boiska tamtejszy Apollon Limassol. W tamtym spotkaniu Jan Sykora rozegrał swoje pierwsze 90. minut w zespole z Poznania. Dołożył wówczas gola i wyglądał naprawdę obiecująco. Oceny po tamtym meczu były wysokie, ale inne być nie mogły. Następnie skrzydłowy poznańskiego zespołu opuścił kilka meczów. W zasadzie nie do końca było wiadomo, co dolegało temu piłkarzowi. Łącznie Jan Sykora nie był brany pod uwagę przy okazji 4 gier Lecha Poznań.

Wrócił do kadry na wyjazdowy mecz z Rangers FC. W Szkocji dostał od trenera Dariusza Żurawia kwadrans, w którym nie był w stanie pokazać czegokolwiek. Pełne 90. minut zaliczył w meczu ze Zniczem Pruszków, które rozgrywane było pomiędzy meczami Ligi Europy. I to w tym starciu zanotował swoją pierwszą i jak na razie ostatnią asystę. Następnie zagrał niespełna 30. minut ze Standardem Liege, ale nie wniósł do gry zespołu czegoś ekstra. Poza tym wynik był już wówczas ustalony i Lechowi nie śpieszyło się z kolejnymi atakami. Do pierwszego składu wrócił na szlagierowy mecz z Legią w Warszawie, ale jego gra w tamtym spotkaniu została odebrana i oceniona bardzo krytycznie.

Absolutnie można było mieć nadzieję na zdecydowanie lepszy występ tego piłkarza. W pozostałych meczach również wychodził w pierwszej jedenastce, ale prócz pojedynczych zrywów, ciężko przypomnieć sobie coś więcej ze strony tego zawodnika. O wstrzymanie się z krytycznymi ocenami apeluję jednak Karol Żuradzki, który mówi:

"Oglądając mecze Lecha, czy to w tegorocznej edycji Ligi Europy, czy też w lidze - rzuca się w oko, że Czech posiad ten piłkarski dryg tylko jego całościowy odbiór jest na tę chwilę marny. Nie daje tego czegoś, a przede wszystkim brak mu liczb. Pomimo, że kosztował on sporo Poznaniaków, myślę, że Jan Sýkora jeszcze udowodni swoją wartość. Sympatycy Lecha powinni mimo wszystko zachować spokój, choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe zadanie."

W oczekiwaniu na wiosnę

Podsumowując to wszystko, co zostało napisane wyżej - nie pozostaje nic innego, jak poczekać na rozpoczęcie rundy wiosennej. Wówczas po przepracowanym okresie przygotowawczym będzie można wyrobić sobie zdecydowanie bardziej realną opinię na temat danego zawodnika. W tym wszystkim trzeba życzyć Janowi Sykorze tego, aby udawało się unikać perturbacji zdrowotnych, które mogą zahamować jego plany. Chyba nikt nie chciałby, aby po sezonie 2020/2021 piłkarz ten wylądował na półce z takimi zawodnikami jak Nicklas Barkroth, który też zanotował asysty, ale nic poza tym.

Wiosną meczów będzie zdecydowanie mniej, co z pewnością pomoże w odbudowywaniu formy fizycznej, która jest przecież bardzo ważna. Z drugiej strony jednak, kibice będą wymagali gonienia ligowej czołówki i kolejnego awansu do europejskich pucharów. Więc presja będzie zwiększona. Zobaczymy czy z tymi wymaganiami Jan Sykora będzie potrafił sobie poradzić.


Avatar
Data publikacji: 5 grudnia 2020, 12:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.