Jakość na wyciągnięcie ręki Zidane’a

dna india

Czternaście punktów straty do lidera w lidze, drugie miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Real Madryt nie zwykł wybaczać trenerom takiego postępowania i regularnie nakazywał im pakowanie walizek po upokorzeniu przez odwiecznego rywala jakim jest FC Barcelona. Zinedine Zidane jest dla jednak dla madridistas kimś więcej, niż tylko trenerem i powszechnie mówi się w Hiszpanii, że Francuz dostał pięćdziesiąt dni na odratowanie sezonu.

Przedsezonowe zapowiedzi o wielkim i mocarnym Realu Madryt, utwierdziły nas tylko w przekonaniu jak bardzo opinia może różnić się od faktu. Kapitalną końcówką zeszłego sezonu, Królewscy pretendowali do miana tego, który w kolejnej kampanii zgarnie wszystkie sześć trofeów i napisze historię o najlepszym sezonie w historii madryckiego klubu. Rzeczywistość zrzuciła jednak Los Blancos z wysokiego stopnia i choć sprawili już kibicom wiele przykrości, ten sezon da się jeszcze odratować.

Strata punktowa do Barcelony i okupowane czwarte miejsce w lidze, nie napawa optymizmem nawet pomimo zaległego meczu. Faktem jest, że Real nigdy jeszcze nie odrobił tak wielkiego dystansu do lidera zgarniając mistrzostwo. Obecny trener podjął taką próbę. W sezonie, gdy Zidane przejmował będący w ruinie klub po despotycznych rządach krągłego Beniteza, strata do Blaugrany wynosiła 11 punktów. Dzięki fatalnej passie podopiecznych wówczas Luisa Enrique, Los Blancos zbliżyli się na punkt do rywala z Katalonii. Finalnie pościg oprócz zachowanego honoru, nie dał żadnych materialnych korzyści, ponieważ Barca utrzymała zaliczkę i w maju świętowała mistrzostwo Kraju.

DNI SĄDU

Zwykło się mówić, że łatwiej trenerom posprzątać bałagan pozostawiony przez poprzednika, niż doprowadzić do ładu swój. Pierwsze założenie Zidane wypełnił nienagannie, zdobywając la undecimę w sezonie przejęcia klubu od Beniteza. Teraz jednak, Francuz stoi u progu wyzwania, które jak wspominałem, pozytywnie zakończyć musi w 50 dni. Termin został określony na podstawie pierwszego meczu z PSG, który nadejdzie właśnie za wyznaczony okres czasu. Mbbape powiedział dla Marki, że pojadą na Bernabeu, aby zostawić wiadomość światu. Do tego czasu, trener musi przemyśleć swoje wcześniejsze decyzje, znaleźć błędy i wyeliminować je.

Florentino Perez też nie pozostaje bez zajęcia. Styczniowe okienko transferowe za pasem, a mimo uwielbienia dla Benzemy, ofensywna formacja musi być wzmocniona. Ta formacja kulała od początku i choć w pierwszej fazie sezonu dziurę łatał kapitalny Marco Asensio, teraz Królewskim brakuje bramek od tych, na których zawsze mogli liczyć. O ile z Karimem bywało różnie, to 4 bramki Cristiano po 16 kolejkach spędzają sen z powiek działaczom.

Real potrzebuje impulsu – Zidane potrzebuje oświecenia i konsekwencji. Skoro w Klasyku sadza na ławie nieźle grającego Isco, to dlaczego fatalny Benzema wciąż nie podlega systemowi rotacji. Ta sama narodowość trenera i piłkarza nie tłumaczy sprawy. Słynący z najlepszego w trenerskim świecie zmysłu do zarządzania ludzkimi zasobami szkoleniowiec, porzucił swoje idee znoszące złote jaja i oddał się przywiązaniu do nazwisk.

 

 

JAKOŚĆ NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI

A może wina braku rozszad nie leży po stronie nie lubiącego zmian trenera, a niewystarczającej klasie potencjalnych zmienników? Czy fiasko w negocjacjach z Mbappe i brak decyzji o opcji zastępczej dla Francuza przesądził o losie Królewskich w tym sezonie? Czy sprowadzeni w lecie piłkarze nie pokryli luki po tych, którzy odeszli? Wydaje się, że tak.

Dobitnie świadczy o tym fakt, że cztery z pięciu wakacyjnych nabytków Los Merengues, zasiedli w meczu z Barceloną na trybunach, a ich jedyny reprezentant na ławce – Theo – nie ruszył nawet do rozgrzewki. Spotkanie zakończyło się największą porażką Zidane’a w Madrycie. Jeśli prześledzimy ich wkład w grę Realu w tym sezonie, dojdziemy do konkluzji o zawodnikach, którzy więcej siedzą, niż grają.

Theo Hernandez 6 razy wychodził w podstawowej jedenastce, pozostała czwórka otrzymała ledwie 4 szanse. Zgodzić można się ze stwierdzeniem, że Theo gra mało, bo po prostu gra źle. Przypadek Borjy Mayorala jest jednak nieco dziwniejszy. Hiszpan brał udział w 14 meczach w tym sezonie, wykręcił w nich 440 minut i strzelił 4 bramki. Daje to gola co 110 minut, a przecież jego pozycję w składzie, zajmuje Karim Benzema, który w tym roku na Bernabeu zdobył tyle samo bramek, co Lionel Messi.

TRANSFERY, KTÓRYCH NIE TRZEBA PRZEPROWADZAĆ

Cudze chwalicie, swojego nie znacie można by rzec. Może więc zamiast oczekiwać styczniowych wzmocnień, warto spojrzeć na to, co ma się pod nosem? Marca zapowiadała, że zimowym transferem Pereza, ma być Bale. Dużo w tym prawdy, bo Walijczyk zapowiada stały powrót i wymazanie z pamięci roku 2017, który dla Garetha jest symbolem porażki i upokorzenia. Pokazał już swoją moc na Klubowych Mistrzostwach Świata i wydaje się być kwestią czasu aż swoją dyspozycje przeniesie na rozgrywki ligowe.

Do wielkiej eksplozji talentu Bale’a zachowajmy jednak dystans. Entuzjastyczne zapowiedzi i szczere chęci skrzydłowego ładnie się prezentują, ale w żaden sposób nie wpływają na lubiący płatać figle aparat ruchowy Walijczyka. Kto więc wie czy w najbliższym czasie znów nie będziemy pisać o kolejnej kontuzji Garetha?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x