Czy to już wojna domowa? Athletic Club, jakiego nie znaliście

Athletic

Athletic Club

Dobra mina do złej gry. Czas rządów Aitora Elizegi to nic jak po prostu przeciętność. Ta, do której klub powoli zaczął się przyzwyczajać, choć coraz bardziej koli w oczy. Głównie klubową społeczność. Konflikt między wyraźną częścią socios a zarządem, to jednak temat głęboki. Zdecydowanie wychodzący poza ramy sportowe.

Athletic Club pikuje. Zarząd Aitora Elizegi decyduje się na ściągnięcie Marcelino. Człowieka zorganizowanego, który ma postawić na nogi w trybie natychmiastowym. Technika ambitnego o szerokim wachlarzu możliwości. W Valencii nie wyszło, nie dostał zbyt wiele zaufania, ale finalnie wyszło na jego. W Hiszpanii obdarzony szacunkiem. Liczy na niego wielu, choć w Kraju Basków opinia jest dość zróżnicowana. Właściwie 55-latek nie był pierwszym wyborem ekipy z San Mames. Dyrektor sportowy Rafael Alkorta postawił na Josebę Etxeberrię, ale z uwagi na obawę przed socios ten pomysł został błyskawicznie odrzucony. Pewne było, iż nowym trenerem musi zostać ktoś z zewnątrz. Alkorta spróbował przekonać Ernesto Valverde, ale otrzymał odmowę. Ruszył więc po Marcelino, który ku zaskoczeniu wielu kibiców, postanowił podjąć rękawice.

Z byłego już szkoleniowca, Gaizki Garitano zrobiono głównego winowajcę postawy Athletiku w ostatnich miesiącach. Dano mu ultimatum, które przekładano przez wiele tygodni zależnie od sytuacji. A zrobili to ci, którzy wspierali go bez względu na realia. Te nie były dla Garitano kolorowe. Owszem był utrapieniem. Hiszpan z posadą mógłby pożegnać się już jesienią, bo nie oferował właściwie niczego. Tak się jednak nie stało, choć wszyscy wiedzieli, że prędzej, czy później i tak do tego dojdzie. Kwestią nierozstrzygniętą pozostawał termin. 45-latek nie był osobą, która mogłaby ułożyć Athletic Club. Szczególnie nie w postawie, którą prezentował od momentu, wyciągnięcia zespołu z kryzysu sportowego. Ucieczce od spadku. On żył przeszłością, chociaż miał swoje momenty.

Mimo wszystko dziwić może nie fakt, a sam moment zwolnienia. Tuż po zwycięstwie z Elche. Garitano poniekąd został wykorzystany jako bariera ochronna zarządu przed opinią socios. Miał być zakryciem głównego problemu, z którym klub mierzy się od wielu miesięcy. On nie zaczyna się od trenera, czy boiska, a wyniki są jedynie jedną z konsekwencji działań reszty. Prawdziwy problem Athletiku zaczyna się od zarządu klubu. Na czele z niezorganizowanym prezydentem – Aitorem Elizegi.  To pokłosie braku strategii, realnego projektu, ale i nieprzemyślanych decyzji, które karcą w obliczu dynamicznie rozwijającej się sytuacji pandemicznej. Zwłaszcza w takim miejscu jak Bilbao.

Obietnice kontra rzeczywistość

Aitor Elizegi na miejsce dyrektora sportowego zatrudnił Rafaela Alkortę, a Andoniego Ayarzę na stanowisko dyrektora technicznego. Osoby, z którymi współpracował już wcześniej na różnych płaszczyznach biznesowych. Angaż byłych partnerów, czy mówiąc dosadniej – kolesiostwo, nie jest niczym nadzwyczajnym. Rzuca się jednak w oczy, gdy jest kompletnym zaprzeczeniem jednej z obietnic. Mowa oczywiście o Lezamie i współpracy z nowymi, świeżymi osobami. Ludźmi, mającymi wiedzę, którą będą w stanie przełożyć na resztę. Zasługi i znajomości miały pójść w odstawkę. Rzeczywistość pokazuje, że tak się nie stało. Część pracowników Lezamy to ludzie z kręgu dyrektorskiego, a sama jej głowa, to osoba bez żadnego doświadczenia. Na plus można jednak wymienić zatrudnienie takich osób jak Joseba Etxeberria, czy Patxi Salinas. Oni wprowadzili kilka nowych rozwiązań, ale to wciąż za mało.

W życie akademii bardziej zaangażowani mieli być socios. Aitor Elizegi chciał dać im możliwość podejmowania decyzji, dotyczących kontraktowania personelu oraz negocjowania zobowiązań wobec partnerów. Obietnica, choć wielu przekonała, tak w rzeczywistości nie została poparta absolutnie niczym. Athletic podpisał nowe umowy partnerskie w 2019 i 2020 roku. Przedłużył kilka kontraktów na poziomie kierowniczym bez konsultacji z socios. Obrad nie było również w odniesieniu do szkoły Oyon. Zresztą przekształcenie formatu narad to kolejna obietnica Elizegi. Prezydent wyszedł wprost oczekiwaniom klubowej społeczności. Wprawdzie wiemy, że organizowane są cyklicznie, natomiast ich znaczenie dość szybko spłycono. Jedno z takich zgromadzeń, które odbyło się w Lezamie, miało trwać aż trzy dni. W rzeczywistości trwało kilka godzin i to w dzień meczu.

 

Sprawdź kto zimą może już negocjować z innymi klubami

 

Dochodzimy do najistotniejszej kwestii – projekt sportowy. Ten miał szczególny wydźwięk. Aitor Elizegi zapewnił, że jego celem będzie błyskawiczne przedstawienie poważnego projektu funkcjonowania i rozwoju klubu na jednej z klubowych narad. Projekt miał zawierać pełne badanie aktualnej sytuacji i analizę, w którym kierunku należy podążać. Mówiono o wielu innowacyjnych rozwiązaniach, które realnie przełożą się na wyniki ekonomiczne i zarazem sportowe. Wspomniany program miał objąć najbliższe osiem lat. Na razie minęły dwa, a planu brak.

Do obietnic należał również trzyletni plan strategiczno-gospodarczy, który rzecz jasna nigdy nie ujrzał światła dziennego. Czy audyt przed podjęciem prac i tuż przed ich zakończeniem. Jako podsumowanie rządów i gwarancja, że kibice zobaczą wszystko czarno na białym. Elizegi jednak i tej obietnicy nie był w stanie sprostać. Audyt jest, ale co osiem miesięcy i jest zwykłym audytem ksiąg rachunkowych, który przeprowadzany był zawsze. Athletic, tak jak każdy zespół jest zobligowany do obowiązkowego audytu corocznego.

Polityka transferowa grząskim gruntem

– Od lat zmienia się struktura klubu i nikt tego nie rozumie. Myślę, że ta kadencja jej nie zdominuje. To są ludzie inteligentni, ale na trybunach, daleko od boiska – Javier Clemente, były piłkarz i trener Athletiku.

Jedną z głównych zasad Athletiku jest przestrzeganie dość specyficznej polityki transferowej. Tylko gracze urodzeni lub wyszkoleni w regionie Euskal Herria mogą zostać włączeni do kadry Lwów. Ta dość restrykcyjna reguła budzi podziw, ale i niejednokrotnie stanowi spore wyzwanie. Zwłaszcza współcześnie. Mimo wszystko Athletic Club jest jednym z trzech zespołów, który nigdy nie spadł z najwyższej dywizji w kraju. Były prezydent klubu Josu Urrutia skrupulatnie przestrzegał tej polityki, chociaż dla wielu wciąż niejasne mogą być przypadki takich piłkarzy, jak choćby Aymeric Laporte. Aitor Elizegi poszedł jednak o krok dalej i wydaje się, że o jeden za daleko.

Jednym z dość kontrowersyjnych ruchów transferowych zarządu 54-latka było sprowadzenie zawodniczki Bibiany Schulze-Solano. Niemiecka piłkarka jest prawnuczką Jose Marii Belauste, czyli legendy lat 20 ubiegłego wieku. Dla kibiców to powiązanie na wyrost, a Schulze-Solano nie ma żadnego związku z Baskonią. Nie urodziła się ani nie wyszkoliła w Kraju Basków. Nie powinna uzyskać aprobaty, by dołączyć do Athletiku. Tłumaczenia prezydenta nie znalazły zrozumienia. Część socios wystosowało oficjalny wniosek o uchylenie transferu. Sprawa jednak ucichła, a Elizegi zapowiedział, że ściągnie na San Mames takich piłkarzy jak Fernando Llorente, Javi Martinez, czy Ander Herrera, uciszając poniekąd pomruki niezadowolenia. To wystarczyło, by przekonać do siebie część socios, choć przyszłość pokazała, że żaden z nich nie wrócił do Bilbao.

Co z tym budżetem?

– Granie za zamkniętymi drzwiami w San Mames to sztylet w naszych sercach. Będziemy tęsknić za kibicami, ale postaramy się, by czuli się blisko, kiedy tylko będzie to dozwolone – Aiotr Elizegi.

W 2019 roku Athletic Club zanotował straty, wynoszące 20 milionów euro. W aktualnym sezonie przypuszczano, że te zwiększą się o kolejne 15 mln. Mogłyby wynieść więcej, gdyby delegaci nie zgodzili się przekazać 30% składek członkowskich na rzecz klubu. Zarząd przedstawił obrót w wysokości 97 mln euro za aktualną kampanię, choć Elizegi wiedział, że dość ważnym interesem będzie utrzymanie budżetu na stabilnym poziomie. Dość krytycznie podchodził do kwestii zarządzania finansami przez poprzedników, gdy objął stanowisko prezydenckie. Obiecał znaleźć dodatkowe środki, ale do dziś tak się nie stało.

Trzeba przyznać, że spróbował wypromować markę, jaką jest Athletic. W Chinach, czy poprzez zespół kobiecy. To jednak nie dało zamierzonego efektu. Zarząd rozszerzył, więc rezerwę, aby w jak najkrótszym czasie skalkulować wydatki na najbliższe lata. Wykorzystał 63 mln euro z 122 mln pozostawionych przez Josu Urrutię. Czy miał do tego prawo? Patrząc na aktualną sytuację – jak najbardziej. Nigdzie nie jest jednak powiedziane, że realne wydatki, choćby na wynagrodzenia w 2019 roku były najwyższymi w historii. Ciężko więc dziś jednoznacznie określić, czy zapowiadana ponadprzeciętna forma finansowa nie jest wyłącznie iluzją, która niebawem pryśnie.

Aktualny zarząd Athletiku nie utrzymał również zasady równości partnerskiej, a utworzona fundacja okazała się mieć powierzchowną rolę. Funkcję skupiającą się na sprzedaży swojego wizerunku niż wykonywaniu jakkolwiek zdefiniowanej pracy. Wcześniej zatrudniono wiele nowych osób, których zadania do dzisiaj nie są wszystkim znane. Wzrost liczby personelu, jaki i samych wydatków nigdy nie został oficjalnie uzasadniony.

Komunikacja miała być atutem…

Aitor Elizegi nie jest jednak człowiekiem z przypadku. Jego zwycięstwo w wyborach początkowo okrzyknięto “głosem ludu”. Miał reprezentować zagorzałych fanów. Jego postulaty również nawiązywały do znaczącej poprawy komunikacji za murami San Mames. Od zarządu przez sztab, kadrę, socios aż po klubowe media. Dziś może brzmieć to zabawnie, jeśli ów ideę zestawimy z niektórymi wypowiedziami obecnego prezydenta.

Konkretniej tymi, twierdzącymi, że nie ma potrzeby angażowania socios w tak wiele kwestii związanych z Athletikiem. Wszelkie kryteria kontraktowe są ustalane jednostronnie i bez poparcia jakimkolwiek głosem spoza obrębu prezydenta. Klub miał być przejrzysty dla Basków, miał być jeszcze bardziej spójny ze społeczeństwem. Wydaje się jednak, że wszystko poszło w drugą stronę. Athletic jest chyba najbardziej mglisty od wielu lat. Niewielka grupa osób ma jakiekolwiek pojęcie na temat tego, co dzieje się w baskijskim klubie.

Inaczej sytuacja wygląda w kontekście osób z zewnątrz. Socios są zniesmaczeni, iż informacje z posiedzenia zarządu po zgromadzeniu trafiają bezpośrednio do dziennikarzy. Szczególnie iż często są one inne niż te formowane podczas samego zgromadzenia. Zarząd nakłada opinię publiczną, czy kontakt z dziennikarzami nad społeczność klubu, a Elizegi nie jest w stanie nad tym zapanować.

 

Czy Arkadiusz Milik opuści Neapol i przeniesie się do Madrytu?

 

Walne zgromadzenie i kampania na “NIE”

W grudniu podczas Walnego Zgromadzenia Członków Zobowiązań socios postanowili ruszyć z kampanią na “NIE”. Kampanią, mającą na celu brak akceptacji wydatków klubu za ubiegły sezon oraz jego budżetu za aktualny. Zarząd uzyskał 277 głosów popierających i 439 przeciw w bilansie menadżerskim ostatniego sezonu. Również 256 na tak i 454 przeciwko w kontekście budżetu. Brak aprobaty delegatów nie powinien być niczym zaskakującym dla osób związanych ze środowiskiem klubowym. W szerszej opinii publicznej jest już inaczej. Warto zauważyć, że Kraj Basków niejednokrotnie pokazuje nam, iż często jest sferą zamkniętą dla osób z zewnątrz. Wyrazisty sygnał ze strony delegatów zrodził wiele pytań w kierunku Aitora Elizegi. Ten, tak naprawdę odpowiedział błyskawicznie, ale i w sposób chaotyczny. Zwolnienie Gaizki Garitano, którego był przecież wielkim zwolennikiem, można potraktować jako odpowiedź. Nieszczególnie wyszukaną i spóźnioną. Gdyby do tego doszło w październiku, czy nawet listopadzie temat wybrzmiałby zupełnie inaczej.

– Opodatkowanie się zmieniło i dlatego teraz więcej płaci się w kontraktach z zawodnikami – Aitor Elizegi.

Wróćmy jednak na chwilę do przyczyny, która zainicjowała kampanię skierowaną w stronę Elizegi. Socios uważają, że zarówno w ubiegłym sezonie, jak i aktualnym władze dość lekkomyślnie zarządzają budżetem klubowym. Powołując się na wynagrodzenia z regułą podatkową, która została uchylona i po której nastąpił wzrost kosztów niezwiązanych z personelem. W żaden sposób niezakomunikowany socios. Czy wykorzystanie klubowej rezerwy w celu pokrycia strat związanych, choćby ze zwolnieniami, czy premiami. A kończąc na składce członkowskiej, która według delegatów była obliczana w sposób zmienny i niezrozumiały. Zwłaszcza że powodem tego typu zdarzenia był argument o zmniejszeniu dochodów pozasportowych (np. towary klubowe). Te natomiast według zapowiedzi prezydenta miały wygenerować założony cel na wiele miesięcy przed wybuchem pandemii.

Tym samym delegaci uznali, iż Aitor Elizegi próbuje wykorzystać sytuację związaną z koronawirusem na rzecz łatania strat. Tak, by samemu nie odpowiadać za ewentualne szkody finansowe w przyszłości. Komunikaty klubu twierdzące o skrajnej sytuacji gospodarczej w przypadku braku akceptacji strony socios, podziałały jak płachta na byka. Głównie dlatego, iż uznali oni, że Athletic od jakiegoś czasu już do tego zmierza przez niekompetencje zarządu. Mocnym akcentem miało być samo Zgromadzenie Członków Zobowiązań. Według delegatów zostało zorganizowane w pośpiechu i tuż przed końcem roku po to, aby ukrócić polemikę.

Athletic Elizegi poniósł pierwszą klęskę, ale nie ostatnią

Prezydent klubu zapewnił, że jego zarząd dokona aktu samokrytyki po stracie tak znaczącej ilości głosów. Aitor Elizegi i jego oddział komunikacji postanowili poczekać dobę, aby dokonać oceny zgromadzenia komitetów i nie powiedzieć nic nowego poza drobiazgami. Nic, co właściwie zbliżyłoby socios do konsensusu. Być może brakuje mu wspomnianej autorefleksji. A może po prostu nie pasuje do tak szczególnej roli w klubie, jakim jest Athletic Club. Widać, że jest przytłoczony i znalazł się w kropce. Sam jednak do tego doprowadził.

Kampania pełna populizmu, pustych obietnic, czy tych niemożliwych do zrealizowania. Działania, które mogą być tragiczne dla interesów klubu na dłuższą metę. Jednakże zapewniające wystarczającą stabilność dzisiaj. Dwa lata wypełnione odciągnięciem zespołu od wizji spadku i walką ze skutkami pandemii. Niewiele czasu właściwej pracy nad przyszłością klubu. Niewiele wniesionej wartości i niewiele miejsca, by tę wartość wniósł ktoś inny. Tak naprawdę aktualny zarząd może kojarzyć się z wieloma słowami, choć niekoniecznie z czynami. Zarząd Elizegi zaczął się chwiać, a opozycja już zaciera ręce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x