Dariusz Żuraw
fot. Krzysztof Drobnik (Piłkarski Świat)
Udostępnij:

Arka – Lech – pytania przed sobotnim meczem

Arka - Lech, przed sztabem szkoleniowym Lecha stanęło wyzwanie, jakim jest poukładanie defensywy. W ostatnim ligowym meczu, w którym Lech Poznań przegrał ze Śląskiem Wrocław po raz kolejny w grze Kolejorza uwidoczniły się błędy defensorów. Zawodnicy Dariusza Żurawia, tak jak w meczu z ŁKS-em stracili gola po złym wyprowadzeniu piłki spod własnej bramki. Z tą różnicą, że w tym drugim przypadku nie udało się odwrócić losów spotkania. 

Kurz po piątkowej porażce powoli opada. Zawodnicy trenera Żurawia przed własną publicznością nie podołali zadaniu i zeszli z boiska pokonani. Porażka ze Śląskiem Wrocław przez fanów Lecha została odebrana z umiarkowanym spokojem. Kibice obecni na stadionie, po zakończeniu meczu nie gwizdali na swoich ulubieńców, tak jak miało to miejsce w poprzednich rozgrywkach. Mam wrażenie, że mimo porażki sympatycy Kolejorza nadal wierzą w misję jaką przed Dariuszem Żurawiem postawili prezesi Lecha. I po zeszłym sezonie mają w sobie więcej empatii do tego, co dzieję się z ich zespołem. Chcą oni razem z zawodnikami przeżywać piękne chwile po zwycięstwach, ale co ważniejsze będą stali za nimi po porażkach, które przecież są dopełnieniem relacji na linii piłkarze - kibice.

Debiut Satki?

We wspomnianym już wcześniej meczu z ŁKS-em Kolejorz stracił gola po niedokładnym podaniu bramkarza Mickey'a van der Harta. Zawodnik Kolejorza próbował zagrać piłkę do ustawionego przy linii bocznej kolegi, ale zrobił to bardzo źle i futbolówkę przejęli piłkarze ŁKS-u. Nim gola zdobył Dani Ramirez była jeszcze szansa, aby zapobiec stracie bramki. Jednak żaden z piłkarzy Lecha nie potrafił przerwać akcji gospodarzy i ostatecznie stracili w tamtym meczu prowadzenie.

W meczu z wrocławskim Śląskiem po raz kolejny gol dla rywala padł po niewymuszonym błędzie zawodników z Poznania. Tym razem głównym winowajcą został Djordje Crnomarkovic. Próbował on wyprowadzić piłkę z narożnika pola karnego. Zrobił to jednak tak nieudolnie, że źle zagraną futbolówkę przejął Przemysław Płacheta, który oddał strzał w stronę bramki van der Harta. Uderzenie gracza Śląska próbował zablokować jeszcze Thomas Rogne, ale uczynił to w taki sposób, że prowadzący piątkowy mecz sędzia Szymon Marciniak podyktował rzut karny dla zawodników Vitezlava Lavicki.

Dwie kolejne stracone bramki to bardziej złożona sprawa, gdzie winnych było co najmniej kilku. Przy golu na 1-2 Roberta Gumnego nie zaasekurował Karlo Muhar. I spóźniony obrońca Kolejorza nie zdołał zablokować dośrodkowania Dino Stigleca. Trzeci gol to błąd w ustawieniu Joao Amarala, którego szybkim i precyzyjnym zagraniem "zaskoczył" Krzysztof Mączyński. Mając na uwadze zwłaszcza błędy popełniane przez środkowych obrońców, zasadne jest zadanie pytania czy w meczu z Arką w barwach Lecha zadebiutuje Lubomir Satka?

Wydaję się wręcz, że jest to idealny moment na wprowadzenie byłego zawodnika DAC Dunajska Streda, który w opinii wielu miał być tym, do którego będzie dobierany partner do gry na środku defensywy. O Lubomirze Satce i jego zaletach pisał już wcześniej mój redakcyjny kolega Marcin Pabian - więcej tutaj: Lubomir Satka blisko Lecha. Dołączy po Cracovii? Mając na uwadze to, że Dariusz Żuraw chcę aby jego podopieczni rozpoczynali swoje akcje od spokojnego rozegrania piłki, to wybór Słowaka wydaję się bardzo sensowny. Przed jego transferem mówiło się też, że był najważniejszym celem działaczy Kolejorza. Jeśli zagra w sobotę w Gdyni, to sami kibice Lecha będą mieli okazję przekonać się o tym czy pochwały na temat Satki nie były na wyrost.

Makuszewski na plus

Oprócz pretensji do środkowych obrońców i bramkarza, fani Lecha wiele zarzucali także skrzydłowym. Kamil Jóźwiak i Joao Amaral zagrali słabe zawody. Portugalczyk w niczym nie przypominał siebie z meczu z ŁKS-em i został zdjęty z boiska jako pierwszy. Do wychowanka Kolejorza kibice mieli pretensję za brak skuteczności i o to, że często prowadzi piłkę niczym jeździec bez głowy, co kończy się stratą. Jóźwiak w meczu z WKS-em mógł zdobyć gola lub dwa, ale brak koncentracji i nieumiejętność wykorzystania okazji sprawiły, że ocena gry Kamila Jóźwiaka jest krytyczna.

W 70. minucie meczu na murawie zameldował się Maciej Makuszewski i z miejsca rozruszał on poczynania ofensywne Kolejorza. Ja osobiście posypałem głowę popiołem, bo moja ocena występu "Makiego" była zdecydowanie zbyt niska. Skrzydłowy Lecha kilkukrotnie urwał się obrońcom Śląska i tak zagrał piłkę w pole karne, że trzeba było tylko zdobyć gola. Niestety dla Makuszewskiego i kibiców zgromadzonych na trybunach stadionu przy Bułgarskiej Lech raził nieskutecznością i gdy już stworzył sobie dogodną okazję, to jej nie wykorzystywał. Występ Macieja Makuszewskiego został odebrany przez fanów Lecha dość dobrze.

Mimo tego, że sam zawodnik nadal jest tym, który najbardziej irytuje większą ilość kibiców, to jednak przy jego nazwisku można postawić po piątkowym meczu plusik. Do odbudowania zaufania jeszcze daleka droga. Ale małymi kroczkami sam Makuszewski może sprawić, że odbiór jego osoby chociaż trochę się ociepli. Być może dostanie on szansę od pierwszej minuty w meczu z Arką i wtedy wszystko będzie w jego nogach.

Tiba - cichy bohater

Tak jak wielu kibiców Lecha jest wręcz zachwycona odbudową Darko Jevticia, tak zaraz za szwajcarem znajduję się Portugalczyk Pedro Tiba. Dla niektórych, to były kapitan jest ważniejszym zawodnikiem i to od jego dyspozycji zależy, jak Lech będzie się prezentował w danym spotkaniu. Asysty w meczach z Wisłą Płock i ŁKS-em to tylko małe wisienki na torcie, jakim jest bardzo dobra dyspozycja Pedro Tiby na początku tego sezonu. Były obawy o to, jak pomocnik z Portugalii zareaguje na fakt odebrania jemu kapitańskiej opaski i brak wyboru do rady drużyny. Wydaję się, że wszelkie wątpliwości zostały rozwiane już po meczu z Wisłą z Płocka. Tiba nie tylko rozgrywał, ale i asekurował swoich kolegów. Do pełni szczęścia Portugalczykowi brakuję tylko zdobytego gola. Jednak niektórzy piłkarze często mówią, że czasem fajna asysta jest ważniejsze niż zdobyta bramka.

Można powiedzieć, że największe pretensje Pedro Tiba powinien mieć do Pawła Tomczyka, który nie potrafił przyjąć piłki po jego zagraniu z boku boiska i prawdopodobnie "okradł" kolegę z asysty sezonu. W ogóle gra Tiby w meczu z beniaminkiem z Łodzi i w spotkaniu ze Śląskiem wywoływała uśmiech na twarzach fanów Kolejorza. Takiego pomocnika kibice chcą oglądać. On sam wie, że jest o poziom wyżej od kilku kolegów z zespołu i chcąc nie chcąc musi wziąć na siebie grę.

I tak jak szybko pojawiły się opisane już obawy, tak szybko zostały one przez samego zawodnika wyjaśnione.


Avatar
Data publikacji: 12 sierpnia 2019, 18:20
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.