85-letni właściciel, nieporadna walka o awans oraz transfery gwiazd. Poznajcie beniaminka Serie A, czyli AC Monzę

AC Monza

Zdjęcie: AC Monza

Będzie to ich pierwszy sezon na najwyższym szczeblu rozgrywkowym we Włoszech w 110-letniej historii tego klubu. Na co będzie stać AC Monzę w nadchodzącym sezonie oraz jaką drogę musiał pokonać ten zespół, aby dostać się do Serie A? O tym postaram się Wam dzisiaj opowiedzieć. Zapraszam do lektury.

Silvio Berlusconi

W tym roku Silvio Berlusconi skończy 86 lat. Podczas swojego życia angażował się m.in. w politykę oraz przedsiębiorczość. Trzykrotnie pełnił funkcję premiera Włoch, prowadzi też wartą 5 miliardów euro spółkę handlową Fininvest. Jako polityk był postacią wywołującą wiele kontrowersji. Często oskarżano go o korupcję. Ale to nie wszystko, bo oprócz tego postanowił wejść w świat … piłki nożnej. W 1986 roku stał się właścicielem jednej z największych włoskich marek piłkarskich współczesnych czasów, AC Milanu. Z Rossonnerich zdobył wszystko, rozpoczynając od wprowadzenia drużyny do Serie A, aż po wygranie Ligi Mistrzów. W 2017 roku postanowił sprzedać klub z Mediolanu, ale na tym nie skończyła się jego przygoda z futbolem. Rok później zdecydował się na zakup AC Monzy, grającej wówczas w Serie C. Plan był jasny – historyczny awans do włoskiej ekstraklasy.

Początek ery Berlusconiego

Silvio Berlusconi przejął stery w klubie dokładnie 28 września 2018 roku, dzień przed jego 82. urodzinami. Podczas pierwszego sezonu za jego kadencji jako właściciela, Monza awansowała do baraży o Serie B. Tam niestety w fazie ćwierćfinałowej Chłopcy odpadli po dwumeczu z Imolese. Ciekawe jest to, że Imolese przeszło dalej tylko dlatego, że było wyżej sklasyfikowane po rundzie zasadniczej od zespołu prowadzonego wtedy przez Cristiana Brocchiego (dwumecz zakończył się rezultatem 4-4). Co się odwlecze, to nie uciecze. Tak było w tym przypadku, gdyż Monza zaledwie rok później zdołała awansować do wyższej ligi. Jednak klub Berlusconiego miał w tym wszystkim trochę szczęścia. Rozgrywki zostały wstrzymane (i jak później się okazało – zakończone) na 27 kolejce z powodu wybuchu pandemii koronawirusa. Klub z przedmieść Mediolanu zajmował wówczas pierwszą lokatę z ogromną, szesnastopunktową przewagą nad drugim Carrarese. Decyzją włoskiego związku, Monza uzyskała promocję do Serie B.
Aby drużyna mogła na równi rywalizować z innymi zespołami na tym poziomie rozgrywkowym, potrzebne były wzmocnienia. Berlusconi nie oszczędzał pieniędzy na letnich zakupach, a do klubu zawitały takie nazwiska jak chociażby Mario Balotelli, Kevin Prince-Boateng czy Mirko Maric, który przychodząc na Stadio Brianteo stał się najdroższym piłkarzem w historii klubu. Zapłacono za niego wtedy 4,50 mln euro.

Stary, dobry przyjaciel z Ekstraklasy

Do północnych Włoch zawitał również dobrze wszystkim znany z ekstraklasowych boisk Christian Gytkjaer. Były napastnik Lecha Poznań przeniósł się do Monzy na zasadzie wolnego transferu po tym, jak zdecydował się nie przedłużyć kontraktu z Kolejorzem. Duńczyk zdołał utrzymać dobrą formę, którą prezentował za czasów gry w Ekstraklasie i na koniec swojego pierwszego sezonu w nowym zespole mógł pochwalić się dorobkiem sześciu goli oraz pięciu asyst. Uplasowało go to na pierwszym miejscu klasyfikacji kanadyjskiej całego zespołu.

Walka o awans

Tamte rozgrywki Monza zakończyła na 3. miejscu, które gwarantowało udział w barażach o Serie A. Niestety. Wróciły demony przeszłości. Mimo że Chłopcy zaczynali fazę play-off od półfinału, to i tak ponownie musieli uznać wyższość swoich przeciwników. Był to koniec marzeń o awansie w tamtym okresie.
Nadszedł kolejny sezon zmagań w Serie B. Wraz z nim nadeszły zmiany. Posadę szkoleniowca Monzy przejął Giovanni Stroppa, pracujący wcześniej w Crotone, które tamtego lata spadało z włoskiej ekstraklasy. Do kadry dołączyli zawodnicy ograni na poziomie Serie A lub wyróżniający się gracze drużyn Serie B.
Drużyna pod wodzą nowego trenera rozpoczęła zmagania w lidze trochę niemrawo, jednak z meczu na mecz było coraz lepiej. Przez większość sezonu utrzymywali się w górnej części tabeli, na miejscach zapewniających udział w przeklętych barażach. Co trzeba było zrobić, żeby ich uniknąć? Awansować bezpośrednio z miejsc 1. lub 2. A gdy w 34. kolejce zajmujące pierwsze miejsce, mające zaledwie 3 punkty przewagi oraz gorszy bilans bramkowy od Monzy Cremonese przegrało 2:1 z Frosinone, otworzyła się dla klubu ze Stadio Brianteo szansa na przeskoczenie dotychczasowego lidera ligi. Dzień później piłkarze Stroppy wykonali swoje zadanie i wygrali 0:2 z Cosenzą, co zapewniło im objęcie pozycji wicelidera na cztery kolejki przed końcem rozgrywek.

Z nieba do piekła

I gdy mogłoby się zdawać, że ta historia zakończy się bez żadnych niespodzianek i Monza pewnie awansuje do Serie A – rozpoczął się wielki dramat klubu Berlusconiego. Już w następnym spotkaniu przeciwko Brescii zainkasowali tylko jeden punkt, a tydzień później odnieśli bardzo dotkliwą porażkę przeciwko Frosinone (4:1). I gdyby nie nieporadność innych zespołów, które także chciały uzyskać promocję do wyższej ligi bez konieczności rozgrywania baraży, temat byłby zamknięty przed ostatnią serią gier. Los sprzyjał ekipie prowadzonej przez 54-letniego włoskiego szkoleniowca. W 36. kolejce Cremonese przegrało z przedostatnim Crotone, a w kolejnym meczu ponownie nie zdobyło ani jednego punktu, przegrywając przed własną publicznością z Ascoli. Podobnie na finiszu rozgrywek spisywało się Lecce. Ekipa Marco Baroniego przegrała dwa z trzech ostatnich meczy na jedną kolejkę przed zakończeniem sezonu. Te wpadki pozwoliły Monzie ponownie wskoczyć na pozycję wicelidera po wygranym z Benevento starciu zakończonym pewnym 3:0. Ostatnie spotkanie Chłopcy mieli rozegrać na wyjeździe z dziewiątą w tabeli Perugią.

Mecz ważniejszy niż wszystkie inne

Ten pojedynek miał zadecydować o tym, czy Monza już po jego zakończeniu będzie mogła cieszyć się z awansu do Serie A, czy czeka na nią jeszcze gra w barażach. W barażach, z których nie mają miłych wspomnień. Mecz nie toczył się pod dyktando żadnej z drużyn. Obie ekipy miały swoje okazje na strzelenie bramki. Jednak tylko jedna z nich została zamieniona na gola. W 85. minucie zespół Monzy pozostawił bardzo dużo miejsca na lewej stronie boiska, co wykorzystał wbiegający na wolną przestrzeń Gabriele Ferrarini. 22-latek obsłużony świetnym podaniem Christiana D’Urso znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości i … trafił do siatki. Ten wynik utrzymał się do końca spotkania, a wygrane Cremonese oraz Lecce przekreśliły nadzieje klubu Berlusconiego na bezpośredni awans. Czekał ich udział w barażach.

Do trzech razy sztuka

W półfinale play-offów o Serie A Monza mierzyła się w dwumeczu z Brescią. Z tą samą Brescią, która równo miesiąc wcześniej wyrwała z rąk drużyny Stroppy 3 punkty, doprowadzając do remisu w 81. minucie tamtego starcia. W pierwszym meczu barażowym między tymi zespołami to Chłopcy okazali się lepsi, wygrywając po dwóch bramkach Christiana Gytkjaera 1:2. W drugim spotkaniu, pomimo wielu emocji, Monza przypieczętowała swój awans do finału play-offów, w którym miała zmierzyć się z Pisą. Pierwszy pojedynek rozgrywany na Stadio Brianteo zakończył się zwycięstwem gospodarzy 2:1. Ten rezultat podbudował ich morale, ale w pamięci ciągle mieli ostatnie lata, w których dwukrotnie nie udawało im się wygrać baraży. Lecz wtedy okoliczności były trochę inne. Monza po raz pierwszy doszła aż do ich finału.
Mecz wyjazdowy to prawdziwy rollercoaster. Dwie bramki stracone tuż na starcie, odrabianie strat, wyrównanie, aby na końcu stracić bramkę na 3:2 w 90. minucie i musieć męczyć się w dogrywce. Na całe szczęście goście zdołali strzelić dwa gole jeszcze w jej pierwszej połowie, co ostatecznie dało im wymarzony awans do rozgrywek Serie A.

Szaleństwo na rynku

Posiadanie właściciela, który jest jednym z najbogatszych ludzi na całym świecie daje wielką swobodę, zwłaszcza w kwestiach transferowych. Berlusconi zdążył nas już przyzwyczaić do nieskromnych zakupów na rynku, ale w to okienko jest nadzwyczajne, bo przecież klub awansował do Serie A. Postarano się sprowadzić zawodników, którzy pomogą Monzie w (przede wszystkim) spokojnym utrzymaniu się w lidze. Wypożyczono Stefano Sensiego z Interu oraz Matteo Pessinę z Atalanty. Dodatkowo do drużyny dołączyli doświadczeni zawodnicy jak obrońca Andrea Ranocchia czy napastnik Leonardo Mancuso. Dopełnieniem tej mieszanki mają być młodzi, głodni gry na najwyższym poziomie piłkarze, do których z pewnością możemy zaliczyć Andreę Carboniego. Na stałe ściągnięto też zawodników, którzy w poprzedniej kampanii byli wypożyczeni do Monzy, a których wkład w awans do Serie A był niesamowicie istotny. Mówię tu głównie o Pedro Pereirze, wykupionym z Benfici za 2,5 mln euro oraz Valentinie Antovie, sprowadzonym z CSKA-Sofia za 2 mln euro. A to nie koniec roszad kadrowych w zespole. Właściciel planuje ruszyć po wielkie nazwiska. W ostatnim czasie mówiło się nawet o przyjściu Mauro Icardiego. Ciekawe, kogo jeszcze zdoła namówić na przyjście włoski miliarder.

Czego możemy spodziewać się po Monzie?

AC Monza ma wielkie ambicje, które są wyznaczane przez obecnego właściciela, który zna przepis na wprowadzenie klubu z niższych lig na europejskie salony. Głównym celem na nadchodzącą kampanię powinno być dla Monzy utrzymanie. Mimo że będzie to ich pierwszy sezon we włoskiej ekstraklasie, to raczej nie powinni być przestraszeni grą na takim poziomie. Duża część zawodników w kadrze, jaką dysponuje Giovanni Stroppa, posiada doświadczenie z boisk Serie A. Z drugiej strony nie powinniśmy raczej mówić o tym zespole w kontekście walki o europejskie puchary. Oczywiście, Monza już w swoim pierwszym sezonie jako beniaminek Serie B walczyła o awans do najwyższej ligi. Jednak różnica między nią, a niższymi ligami w tym kraju jest spora i zauważalna. W moim odczuciu klub ten stać na pewne utrzymanie i rozlokowanie się między dwunastą, a piętnastą pozycją na koniec zbliżającego się sezonu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x