Zagubieni w rzeczywistości

Joao Amaral (Lech Poznań) / fot. Mikołaj Barbanell (Piłkarski Świat)

Dwie wygrane z rzędu bez straty gola. W tym prestiżowe zwycięstwo z Legią na swoim boisku. I co z tego, że bez stylu i pomysłu? Jak mówi stare przysłowie – zwycięzców się nie sądzi. Ostrzegałem jednak od początku, że w końcu zagramy z drużyną, w której piłkarze będą chcieli grać w piłkę. I stało się. Ale co najgorsze dla kibiców Lecha stało się to na boisku Miedzi Legnica..

Czytając przedmeczowe komentarze i przewidywania kibiców dało się zauważyć, że nikt nie liczył na porywający mecz. Liczyło się tylko zwycięstwo, wymęczone 1-0, które dałoby 3 punkty. Niestety jak w wielu innych przypadkach zawodnicy Adama Nawałki nie podołali zadaniu. Po raz kolejny wystawili na pośmiewisko swoich kibiców. Kolejny raz przez większość meczu byli tłem dla rywala. Można by było w jakimś stopniu to zrozumieć, gdyby Lech grał z liderem, bądź innym zespołem będącym zainteresowanym zdobyciem tytułu Mistrza Polski. Ale nie! Lech Poznań dał się zdominować beniaminkowi, którego największą gwiazdą jest lekko grubiutki obywatel Finlandii.
Gość, którego tkanka tłuszczowa jest większa od mojej. Gość, który ze sportowym trybem życia ma tyle wspólnego co ja z odprawianiem mszy w kościele. Wyszedł na boisko zrobił raz i dwa i było po meczu. Żaden zawodnik Kolejorza nawet nie zbliżył się do tego, co grał ten mały ponadnormatywny zawodnik. Nie ma co jednak nabijać się z piłkarza Miedzi, bo on w przeciwieństwie do zawodników Lecha grał w piłkę w tym meczu.

Praca, praca, praca

Od początku przyjścia Adama Nawałki do Lecha słowem kluczowym stało się słowo – praca. Tylko ciężka praca może przynieść skutki. Przebywanie w klubie po kilkanaście godzin na dobę w końcu doprowadzi piłkarzy do odpowiedniego poziomu, a kibice będą mieli okazję do świętowania.
Taką dewizę przyjął były selekcjoner i tego się trzyma, choć wydaję się coraz bardziej odcięty od rzeczywistości i tego co się na świecie dzieję. Po przegranych meczach na konferencjach dominowało, a jakże słowo praca. Po dwóch wygranych z ust trenera słyszeliśmy – “Nie możemy spoczywać na lurach, tylko pracować, żeby taki stan rzeczy trwał dłużej”. On sam ze swoim sztabem może i są tytanami pracy i bardziej niż tego chcą, to już chyba po prostu muszą być pracoholikami. Sami na siebie narzucili taką presję od początku pobytu w Poznaniu. Ale czy obecni w Lechu piłkarze podzielają zdanie sztabu szkoleniowego? Moim zdaniem nie. Ci zawodnicy, którzy do tej pory mieli w Lechu jak pączki w maśle nagle mieliby przebywać w klubie po 8-9 godzin na dobę?
Panie trenerze niestety, ale to nie w Poznaniu.
Tutaj do tej pory wszystko szło zgodnie z wcześniej nakreślonym planem – początek sezonu i wymuszony start w eliminacjach Ligi Europy. Odpadnięcie z tych rozgrywek i przegranie kilku meczów w lidze. Następnie koncertowe wyrżnięcie się na pierwszej przeszkodzie w Pucharze Polski, bo po co próbować awansować do finału i tam się po raz kolejny wstydu najeść? Rozdmuchanie czarnych chmur poprzez zmianę trenera i nawet wygranie kilku meczów pod rząd. Ale żeby nie było zbyt różowo, to tuż przed metą totalne odpuszczenie i zrobienie bałwana z kibica, który uwierzył, że to właśnie teraz.
Tak więc nagłe przestawienie trybu poprzez ciągłą pracę nie mogło się udać. Są granicę, które przez tych zawodników nie zostaną przekroczone i kibice zdążyli się o tym przekonać. Dla byłego selekcjonera najlepiej byłoby, gdyby też zaczął tą myśl dopuszczać do swojej głowy. Wszystkim to wyjdzie na zdrowie.

Nie ma zespołu

Zastanawiając się nad tym, na co tym razem można zrzucić winę za kolejną porażkę, doszedłem do wniosku, że Lech Poznań na dziś nie jest drużyną. Owszem na papierze zawodnicy są rozstawieni w formacjach i na odpowiednich pozycjach. Ale tyle ile na papierze, tyle też na boisku. Żaden zawodnik nie próbuję dać czegoś więcej od siebie. Pomóc koledze w trudnej sytuacji czy samemu wykreować coś więcej. Wyjść za ramy taktyki. Liczenie na to, że gola trafi Christian Gytkjaer i uda się wymęczyć jednobramkowe zwycięstwo kończy się po wyjeździe z Poznania. O ile na stadionie przy Bułgarskiej udaję się duńskiemu napastnikowi trafić w bramkę, o tyle w meczach wyjazdowych Lech jest bezzębny. Nie zmienią tego nawet dwie bramki w meczu z Miedzią.
Z drugiej strony nie ma co się dziwić, że gra Lecha wygląda jak wygląda skoro po sezonie połowa składu może się zmienić. Nikt nie będzie ratował skóry komuś, kto nie da z siebie maksa, bo ma w perspektywie wyprowadzkę z Poznania. Zapowiedź letniej rewolucji wpłynęła na poziom zaangażowania wśród piłkarzy. Nie będą umierać za barwy, które niedługo zmienią.

Czy Lechowi potrzebne są puchary?

Słowami dyrektora sportowego kadra Lecha pozwala na walkę o Mistrzostwo Polski. Dziś te słowa brzmią jak ponury żart. O Mistrzostwie nie powinni myśleć nawet najwięksi optymiści, a co więcej trzeba się zastanawiać czy Lechowi uda się zająć miejsce gwarantujące grę w Europie. W tym momencie sezonu 4 miejsce w ligowej tabeli daję możliwości gry w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Europy. Pierwszy mecz tej rundy zaplanowany jest na końcówkę czerwca. Wliczając urlopy zawodników, pierwsze treningi i ewentualne zgrywanie nowych piłkarzy, na rewolucję kadrową nie będzie czasu.
Być może dla Kolejorza najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu brak takiego awansu? Wtedy z czystym sumieniem będzie można ocenić letnie ruchy kadrowe, które są zapowiadane przez zarząd Lecha. Gra w pierwszych rundach eliminacji wymusi niepotrzebne nerwowe sytuację i kolejne porcję złości wśród fanów poznańskiego klubu. A kibice Kolejorza po opublikowaniu przez zarząd kolejnego audytu, mają w rękach bardzo mocny argument przeciw prezesom i ewentualnym braku odpowiednich zmian.

Smutna rocznica

W piątkowy wieczór Lech zagra mecz z Górnikiem Zabrze. Będzie to mecz połączony z obchodami 97 rocznicy powstania klubu. Na dziś perspektywa świętowania jest bardzo odległa. Lech nie zachęca swoją grą, kibice są zmęczeni tym co widzą. A diametralna zmiana stylu gry jest bardzo mało prawdopodobna. Wiadomo, że żaden kibic nie życzy swojej drużynie porażki, jednak nie można takiej wykluczyć. A wtedy atmosfera zgęstnieje jeszcze bardziej. Ligowy terminarz jest dla Lecha jak wyrok, do końca rundy zasadniczej łatwych meczów nie będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x