“Wisła jest jak walec” – Antoni Szymanowski

Lech na kibiców Wisły działa jak magnes. Liczę, że na trybunach będzie tłoczno, a na boisku zobaczymy interesujące widowisko. Idąc za głosem serca, stawiam 2:1 dla gospodarzy – mówi Antoni Szymanowski, mistrz olimpijski, medalista mistrzostw świata i legenda „Białej Gwiazdy”.

 

 

Odkładając na bok osobiste sympatie, kto według pana jest faworytem meczu Wisła – Lech?

Wisła w ostatnim czasie jakby znowu złapała właściwy rytm, a Lech ciągle nie może zaznać stabilizacji na odpowiednim poziomie, bo regularnie przytrafiają mu się zaskakujące wyniki. Ze gospodarzami przemawia też historia, bo poprzednia konfrontacja obu ekip w Krakowie była świetnym widowiskiem, zakończonym zwycięstwem wiślaków. Wygląda zatem, że raczej to Wisła jest faworytem. Choć nie zapominajmy, że „Kolejorz” ma bardzo doświadczoną drużynę, którą bez wątpienia stać na dobrą grę. Dlatego wynik w tym meczu jest naprawdę sprawą otwartą.

Co ciekawe, nawet bukmacherzy mają problem ze wskazaniem faworyta. Jak wynika z kursów firmy Fortuna, obie drużyny mają idealnie równe szanse na wygraną…

No więc właśnie. Taką opinię bukmacherów ze spokojem mogę potwierdzić.

A jakiego przebiegu spotkania spodziewa się pan w niedzielny wieczór?

Wisła zazwyczaj nie gra u siebie od początku zbyt agresywnie. Jeśli przeciwnik przyjmuje pozycję wyczekującą, dopiero wówczas wiślacy zaczynają mieć przewagę i są zespołem dominującym. Wisła jest drużyną cierpliwą, nie stawia od razu wszystkiego na jedną kartę. Można ją przyrównać do drogowego walca, który spokojem i właśnie cierpliwością wykorzystuje swoje szanse, rozjeżdżając rywali. Tak to przynajmniej wygląda na własnym obiekcie…

Wisła zagra bez pauzującego za kartki Alana Urygi, który jak dotąd grał we wszystkich ligowych meczach w tym sezonie. Jego brak będzie bardzo odczuwalny?

Zawsze, kiedy wypada ze składu podstawowy zawodnik, istnieje ryzyko, że gra danej formacji może ulec pogorszeniu. Ale czasami jest też tak, iż kapitalne mecze rozgrywają dublerzy, którzy chcą wykorzystać nadarzającą się okazję do pokazania się publiczności i trenerowi w warunkach meczowych. Nie wiem, na kogo w tym przypadku zdecyduje się Franciszek Smuda, ale on już wielokrotnie pokazywał nam, że jest trenerem nieprzewidywalnym. I bardzo lubi zaskakiwać – nawet tych, którzy trochę się na tym futbolu znają. „Franz” jest niekonwencjonalny w swoich poczynaniach i tym razem może być podobnie.

Pod względem średniej frekwencji Wisła ustępuje w tym sezonie Legii, Lechii i Lechowi. Liczy pan, że na koniec roku trybuny przy Reymonta wreszcie się wypełnią po brzegi i statystyki zostaną trochę poprawione?

Lech na kibiców Wisły działa niczym magnes i zwykle nikogo nie trzeba specjalnie namawiać dwa razy do przyjścia na taki mecz. Kraków ma swoje „spojrzenie” na pewnych przeciwników i spotkania z Lechem oraz Legią zawsze wywołują największe zainteresowanie. Do wysokiej frekwencji może też przyczynić się pora meczu – niedziela, godzina 18. Osobiście liczę, że na widowni pojawi się co najmniej 25 tysięcy osób, które stworzą znakomitą atmosferę. Na szczęście doszło już do porozumienia władz klubu z kibicami i są oni dużym wzmocnieniem dla zespołu, bo chyba każdy piłkarz lubi grać przy zapełnionych trybunach. Co więcej, zwiększona obecność fanów przekłada się też na większe wpływy z biletów w klubowej kasie. A wiadomo, jaka jest obecnie sytuacja Wisły pod tym względem…

Biorąc pod uwagę ścisk w środku tabeli, Lech – w przypadku porażki – może zimować poza czołową ósemką. Spodziewał się pan takiego scenariusza przed sezonem?

Trener Skorża po przejęciu Lecha w trakcie sezonu wiele rzeczy wyprostował już w tym zespole. Ale jeszcze nie na tyle, aby poznaniacy zawsze byli faworytami w starciu z tymi teoretycznie słabszymi ekipami. „Kolejorzowi” cały czas zdarzają się różne omsknięcia, wskutek których drużyna traci punkty. A nasza liga ogólnie jest bardzo nieprzewidywalna i jedynie porażki Legii odbierane są w kategoriach sensacji. Porażki Wisły, Śląska czy Lecha sensacjami nie są i widzimy zresztą, że w potyczkach z nimi wiele zespołów decyduje się grać otwartą piłkę z myślą o wygranej.

Kto będzie najgroźniejszym rywalem Wisły w walce o wicemistrzostwo?

Trzeba zacząć od tego, że mało kto spodziewał się tak wysokiego miejsca Wisły po rundzie jesiennej. Nawet sam Franek Smuda na początku sezonu wypowiadał się bardzo wstrzemięźliwie i wspominał, że celem jest awans do ósemki. Okazało się jednak, że rywale mają spore wahania formy i wiślacy potrafili te słabości umiejętnie wykorzystać. Punkty zaczął gubić w końcu Górnik, gubi je też Jagiellonia czy Śląsk, a taka Lechia cały czas nie potrafi „zaskoczyć” na miarę posiadanego potencjału. W rozgrywkach ligowych liczy się przede wszystkim regularność, a Wisła – nie licząc oczywiście Legii – najlepiej na razie sobie z tym radzi. Na tym etapie rozgrywek nie wolno jeszcze jednak nikogo przeceniać, ani niedoceniać, bo jedna wygrana wobec porażek innych drużyn od razu wyraźnie zmienia kolejność w czołowej szóstce. W przekroju całej rundy bodaj najsolidniejsze wrażenie robił Śląsk, umiejętnie kierowany przez Sebastiana Milę. Oprócz niego o sile wrocławskiej drużyny stanowi też Flavio Paixao, a przecież wkrótce do pełni formy powinien po kontuzji dojść jego brat Marco. W Górniku Zabrze absolutnie nie widzę większego potencjału kadrowego, a mimo to wyniki są tam powyżej oczekiwań. Postawa tej drużyny jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Jagiellonia też jest groźna dla wszystkich, zwłaszcza u siebie. Z tą trójką trzeba się będzie najbardziej liczyć w rywalizacji o czołowe miejsca.

A nie boi się pan, że Wisła sama się z tego wyścigu o podium wypisze – pozwalając odejść Semirowi Stiliciowi?

Czas pokaże, na razie nic nie jest jeszcze przesądzone. Nie ulega wątpliwości, że Semir jest dla Wisły bardzo istotną postacią. On kreuje grę, a do tego jest też egzekutorem. Można na niego liczyć w trudnych sytuacjach, co już parokrotnie udowadniał  w tym roku. Znalezienie jego następcy nie będzie sprawą prostą, ale w ostatnim czasie Wisła miała nosa do transferów i pozostaje liczyć, że tym razem będzie podobnie. Pewnie, że wszyscy chcieliby, aby Stilić grał w Krakowie jak najdłużej, ale prawa ekonomii są nieubłagane i myślę, że w klubie są już przygotowani na jego ewentualne odejście. Wiadomo, że wszystko rozbija się o pieniążki, ale co mają powiedzieć w Gdańsku, gdzie przed sezonem poczyniono spore inwestycje w drużynę, a w tabeli Lechii bliżej jest na razie do strefy spadkowej niż najlepszej ósemki. Futbol ma to do siebie, że kibice i działacze są zawsze bardzo niecierpliwi, a poczynione transfery nie zawsze od razu przynoszą spodziewane efekty.

Filip Starzyński, przymierzany do Wisły z Ruchu Chorzów, będzie w stanie od razu zastąpić Bośniaka?

Uważam, że skauci Wisły ostatnio robią dobrą robotę. Nie jest sztuką znaleźć kogoś solidnego przy dużych nakładach finansowych. Sztuką jest tego dokonać przy ograniczonych możliwościach, a nie jest tajemnicą, że Wisła ma różne zaległości do spłacenia. Liczę, że w razie odejścia Stilicia uda się sprowadzić w jego miejsce – mówiąc po krakowsku – piłkarza i dobrego, i taniego. Wierzę w rozsądek Franka Smudy i jego doświadczenie, bo w czasie jego kadencji mało przyszło zawodników, którzy się nie sprawdzili. Może nie wszystkie nazwiska w kadrze robią wrażenie na kibicach, ale tabela pokazuje, że każdy z zawodników robi swoje. I oby jeszcze tylko najzdolniejsi piłkarze z drużyny mistrza Polski juniorów zaczęli szybciej adaptować się do piłki seniorskiej. Za moich czasów najlepsi juniorzy niemal z marszu zaczynali grać w pierwszym zespole, bo przeskok między rozgrywkami był bardzo niewielki. Teraz, jak widać, jest zupełnie inaczej i te różnice są dużo większe. Więcej spodziewałem się między innymi po Tomku Zającu, który dostał kilka szans, ale ich do końca nie wykorzystał. Nie wiem, być może w jego przypadku i kilku innych chłopaków wyjściem z sytuacji będzie wypożyczenie do niższej. Bo z jednej strony najważniejsza w młodym wieku jest regularna gra, ale z drugiej – czasami po takiej degradacji następuje rozczarowanie i z czasem traci się takiego zawodnika. Jeżeli ktoś w wieku 19-21 lat nie wybije się ponad przeciętność, to później nic wielkiego już raczej z niego nie będzie.

 

Źródło: FourFourTwo


x