telegraph.co.uk

Arsenal przegrał ostatnie spotkanie z prowadzącą w Premier League Chelsea 1-3, czym na dobrą sprawę przekreślił jakiekolwiek szanse na walkę o mistrzostwo. O ile sama porażka nie jest w żadnym wypadku zaskakująca, o tyle styl w jakim przegrali i obrana na mecz taktyka, mogły zdziwić niejednego fana piłki nożnej.

Zasadniczo nieczęsto można ode mnie usłyszeć, że zmiana trenera w jakiejkolwiek drużynie jest dobrym rozwiązaniem. Jestem zwolennikiem stabilizacji, uważam, że zmiana szkoleniowca powinna być ostatnią deską ratunku gdy wyniki są złe. W przypadku Arsenalu jestem jednak zdania, że przyszła pora na nowe. Ostatnie spotkanie derbowe z Chelsea pokazało wyraźnie, że Wenger, przy całym swoim doświadczeniu i zasługach, nie radzi sobie z prowadzeniem “Kanonierów”.

Strategie małe i duże

Definicji strategii jest wiele. Najprostsza z nich mówi, że strategią jest jak najlepsze wykorzystanie posiadanego potencjału w celu osiągnięcia założonego celu. I tu właśnie pojawia się pierwszy problem Wengera – nie jest on już w stanie wykorzystać niemałych przecież możliwości swoich zawodników.

Chelsea jest w tym sezonie fenomenalna. Gra systemem 3-4-3, preferowanym przez Antonio Conte, jest sporą zagwozdką dla większości klubów Premier League. Da się jednak ten system rozpracować – jak udowodniły już w tym sezonie Tottenham, Liverpool, a także (pomimo porażki) Manchester City, gra trójką obrońców i “wahadłowymi” na bokach ma jedną poważną słabość. W przypadku ogrania Alonso czy Mosesa, boczni stoperzy mogą zostać w łatwy sposób odizolowani, a pomiędzy obrońcami tworzą się spore luki. Szybcy, technicznie uzdolnieni skrzydłowi mogą te luki wykorzystać i próbować dośrodkowań w tworzącą się pod bramką przestrzeń. Tak właśnie Chelsea traci w obecnym sezonie najwięcej bramek.

Czego więc potrzeba do pokonania ekipy Conte? Sprytnego napastnika – “lisa pola karnego” – solidnie grającego głową, który potrafi znaleźć sobie przestrzeń w szesnastce. Potrzebujemy także szybkiego, solidnego technicznie pomocnika z wizją. Patrząc na skład Arsenalu taki zestaw znaleźć nietrudno. Widzimy Oliviera Giroud, który w polu karnym odnajduje się bardzo dobrze, do tego dzięki dobrym warunkom fizycznym świetnie gra głową. Widzimy Alexisa Sancheza, który na skrzydle czuje się jak ryba w wodzie. Może i nie jestem trenerem, ale wystawienie przeciwko Chelsea tych właśnie zawodników na wspomnianych pozycjach wydaje się być dla mnie oczywistością.

Co zrobił w tej sytuacji Arsène Wenger? Otóż Wenger wystawił niziutkiego Sancheza na środku ataku, by przepychał się z potężnie zbudowanymi Cahillem i Luizem. Za asystowanie Chilijczykowi odpowiadać mieli: Mesut Ozil, który, umówmy się, szybkością nie grzeszy, oraz chimeryczny Theo Walcott. Olivier Giroud mecz zaczął na ławce.

Skutki tej decyzji były tragiczne. Arsenal, choć cieszył się znakomitą większością posiadania piłki, wiecznie próbwał przepychać się środkiem. W efekcie stać ich było jedynie na strzały z dystansu. Sanchez nie zaliczył ani jednego kontaktu z piłką w polu karnym, Ozil przeszedł kompletnie obok tego spotkania, a Walcott został na prawej flance zdominowany przez Marcosa Alonso.

W końcówce Giroud pojawił się na boisku i, co było do przewidzenia biorąc pod uwagę jego ostatnie występy, strzelił bramkę. Jak? Oczywiście głową, po dośrodkowaniu z wolnej przestrzeni na prawej stronie obrony Chelsea. Dlaczego Francuz nie zaczął tego kluczowego spotkania od pierwszej minuty? To wie chyba tylko sam Arsène Wenger. Czasy, kiedy w Premier League można było wygrać każde spotkanie klasycznym dla tej ligi ustawieniem 4-2-3-1 dawno już minęły, a Wenger jakby tego nie zauważył.

Jak muchy w smole

W piłce nożnej bywa tak, że pewne braki nadrobić można sercem i zaangażowaniem. Problem w tym, że w grze Arsenalu nawet tego nie widać. Piłkarze momentami snują się po boisku jakby byli tam za karę. Są wyraźnie wolniejsi od rywali, i to nie tylko tych pokroju Chelsea. W spotkaniu z Watford sytuacja była identyczna.

Przykładów z sobotnich derbów można by wymieniać na pęczki; najbardziej rzuca się w oczy ta z akcji poprzedzającej pierwszą bramkę. Alonso, niepilnowany na lewej flance, przesuwał się powoli w kierunku pola karnego. Odpowiedzialny za Hiszpana Theo Walcott spojrzał tylko w stronę rywala, po czym… kompletnie go zignorował. Alonso wbiegł więc bez przeszkód w szesnastkę Arsenalu i umieścił odbitą przez Cecha piłkę w siatce. Niektórzy powiedzą, że przynajmniej Alexis Sanchez wkłada w grę wszystkie siły. Ja odpowiem, że obraz Maticia wprowadzającego piłkę na połowę Arsenalu, mijając zupełnie niezainteresowanych Sancheza i Ozila, jest dla mnie co najmniej żenujący. Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że po drugiej stronie boiska Pedro i Hazard biegają bez wytchnienia naciskając rywali już na ich własnej połowie. O N’Golo Kante w ogóle nie ma sensu wspominać, różnica między nim a Coquelinem i Chamberlainem jest po prostu zbyt duża.

Jeżeli trener ma problem z ustawieniem drużyny i z wyborem najlepszej jedenastki na dany mecz, to już jest spory problem. Jednak w momencie, kiedy nie jest on w stanie zmusić swoich podopiecznych do wysiłku, sytuacja jest moim zdaniem nie do naprawienia. Dlatego uważam, niejako wbrew własnym zwyczajom, że dla Wengera nadszedł czas na zasłużoną emeryturę. Arsenal potrzebuje świeżego podejścia. Może będzie to bolesne, może skończy się, tak jak w przypadku Manchesteru United, kilkoma słabszymi latami. Jest to jednak niezbędny krok, który prędzej czy później i tak trzeba będzie uczynić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x