Ulice nigdy nie zapomną #6: Ajax rozkochuje w sobie piłkarską Europę

fot. goal.com

Nieco ponad rok temu, piłkarze Ajaxu Amsterdam – krok po kroku – zdobywali serca sympatyków europejskiego futbolu. Ofensywny styl gry i brak jakichkolwiek kompleksów w sukcesywnym stawianiu na swoją młodzież to dwa czynniki, które w sposób wręcz fundamentalny przyczyniły się do zeszłorocznego sukcesu tego klubu. Wznowienie rozgrywek Ligi Mistrzów zbliża się coraz to większymi krokami i właśnie z tej okazji postanowiłem nieco przypomnieć piękny, europejski marsz ekipy ze stolicy Holandii.

W sezonie 18/19 kibice jak zaczarowani obserwowali poczynania Ajaxu – szczególnie w Lidze Mistrzów. Ekipa z Amsterdamu była w tych rozgrywkach kimś pokroju biblijnego Dawida, który kolejno pokonywał kolejnych Goliatów. Koniec końców, niemal otarła się o finał. Ich przygoda zakończyła się na – przegranym w dramatycznych okolicznościach – półfinale elitarnego turnieju.

Nawiązanie do lat świetności

Gdy mówi się o wielkich, europejskich klubach, na językach najczęściej pojawia się Real Madryt, Barcelona, Bayern, Manchester United, etc. Często w tym gronie albo na próżno szukać Ajaxu, albo znajduje się on na samym końcu tego peletonu. Czy słusznie? Ano niekoniecznie, bo mimo iż  – uwzględniając pewne kryteria – odstaje od tych gigantów, to swoje sukcesy w europejskiej piłce także osiągnął. Szczególnie, jeżeli bacznie przyjrzymy się historii najbardziej prestiżowych rozgrywek piłkarskich na Starym Kontynencie.

Ajax Amsterdam jest czterokrotnym zwycięzcą Pucharu Europy. Piłkarze holenderskiego klubu trzy razy triumfowali, gdy rozgrywki obejmował jeszcze stary format. Było to kolejno w latach 1971, 1972, 1973. Z kolei oficjalną Ligę Mistrzów wygrali w roku 1995. Klubowa gablota Ajaxu mogła być nieco bogatsza, jednak w latach 1969 i 1996 musiał on obejść się smakiem prestiżowego trofeum. Podsumowując – całość daje nam sześć meczy finałowych, z czego cztery zakończone na korzyść Holendrów. Jeżeli patrzymy tylko na najbardziej elitarne rozgrywki na Starym Kontynencie, tego typu bilans plasuje Ajax jako szósty w kolejności klub piłkarski z największymi sukcesami na europejskiej arenie.

To oczywiście nie koniec przeglądu gabloty z pucharami za sukcesy międzynarodowe. „Synowie Bogów” do czterech Pucharów Europy dodali trzy Superpuchary zdobyte w sezonach 72/73, 73/74 i 95/96. Na specjalnym miejscu spoczywa również Puchar UEFA za sezon 91/92. Wątpliwościom nie ulega fakt, że jest to historia niezwykle bogata i pełna czegoś, czego później niestety bardzo brakowało. Splendoru.

Z biegiem kolejnych lat, szczególnie z początkiem XXI wieku w szeregach Ajaxu nastała pewna stagnacja. Jest to i tak delikatne określenie, bowiem w ciągu 19 lat z grupy Ligi Mistrzów wychodził on zaledwie 3 razy. W sezonie 02/03 Holendrzy odpadli w ćwierćfinale z Milanem, a trzy lata później nie poradzili sobie w 1/8 z Interem. Jak to się mawia, „do trzech razy sztuka”, bo to właśnie rok temu „Synowie Bogów” nawiązali do swoich lat świetności. Warto też zwrócić uwagę na to, że wspaniała, europejska kampania piłkarzy z Amsterdamu była poprzedzona występem w finale Ligi Europy. I choć nie udało się przywieźć trofeum do domu (0:2 z Manchesterem United), już wtedy można było dostrzec potencjał współczesnego, młodego Ajaxu.

Kuźnia talentów

Amsterdam jest krainą mlekiem i miodem płynącą dla młodych, perspektywicznych piłkarzy. Zacznijmy od samego szkolenia młodzieży, bo na tym w Ajaxie znają się jak mało kto. „De Toekomst” to nazwa akademii piłkarskiej tego stołecznego klubu. Dlaczego warto o niej wspomnieć? Po pierwsze, ów określenie na język polski tłumaczyć można jako „przyszłość”. Po drugie, przez szczeble tej szkółki przechodziły prawdziwe brylanty, które w końcu zawładnęły światowym futbolem.

Gdy mówisz „wychowanek Ajaxu” na pierwszą myśl od razu przychodzi Johan Cruyff. W końcu stadion w stolicy Holandii nazwano jego imieniem nie bez powodu. Za czasów gry dla „Synów Bogów” trzykrotny zdobywca Złotej Piłki i trzykrotny zdobywca Ligi Mistrzów. Tak, to głównie on przyczynił się do sukcesów tego klubu w latach 70-tych i koniec końców, został jednym z najlepszych piłkarzy świata, a nawet i historii. Pierwsze kroki w szkółce ekipy z Amsterdamu stawiał też Marco van Basten. Największe sukcesy święcił już jako piłkarz Milanu, jednak na europejskiej mapie piłkarskiej zaistniał dzięki swojemu rozwojowi w Ajaxie. Do grona wspaniałych produktów amsterdamskiej myśli szkoleniowej można również zaliczyć Dennisa Bergkampa, Franka Rijkaarda oraz Wesleya Sneijdera.

Oczywiście szkolenie młodych adeptów futbolu jest bardzo ważnym aspektem funkcjonowania klubu piłkarskiego. Ajax zasłynął z takiego podejścia i to głównie ono przyczyniło się do jego krajowych i europejskich sukcesów. Drugi istotny element stanowił skauting, a także odpowiednia polityka transferowa. W tej sferze Amsterdam powszechnie był i ciągle jest uznawany za kuźnię talentów. Nie przychodzą tam piłkarze u szczytu swojej kariery, nie przychodzą tam światowego formatu gwiazdy i nie są tam wydawane horrendalne kwoty na zakup piłkarzy. Ajax nie nabywa „gotowego produktu piłkarskiego”, on go tworzy.

W 2001 roku do stolicy Holandii przybył bardzo obiecujący talent prosto z Szwecji. 3 lata później odchodził za cenę ponad dwa razy większą. Mowa oczywiście o Zlatanie Ibrahimoviciu. Podobnie było w roku 2007 z Luisem Suarezem. Urugwajczyk opuścił Ajax po 4-letniej przygodzie z Eredivisie jako gwiazda, a sam klub uzyskał za niego trzy razy więcej pieniędzy niż podczas zakupu. Jeszcze jeden przypadek – Christian Eriksen. Pierwsze kroki w europejskim futbolu w Ajaxie, a po kilku latach duży transfer do jednej z pięciu najlepszych lig świata. Swoją przygodę w Amsterdamie miał przecież także Arkadiusz Milik. Polski napastnik tułał się z wypożyczenia na wypożyczenie, aż w końcu odnalazł się na Johan Cruyff ArenA i zapracował na transfer do Neapolu.

To właśnie ta kuźnia talentów była fundamentem niesamowitej kampanii w Lidze Mistrzów. Wówczas, w podstawowym składzie „Synów Bogów” znajdowało się pięciu – z czego czterech młodych – wychowanków „De Toekomst”. Całość „11” uzupełniali bardziej lub mniej doświadczeni gracze zakupieni za mniej niż 40 milionów euro.

Początki wielkiej przygody

Cóż to była za edycja Ligi Mistrzów… no, ale po kolei. Ajax Amsterdam, dowodzony przez Erika ten Haga musiał przebrnąć przez trzy rundy eliminacyjne. Na jego drodze ku europejskiej elicie kolejno stawały: Sturm Graz, Standard Liege i ostatecznie Dynamo Kijów. W stolicy Ukrainy udało się przypieczętować awans do fazy grupowej Champions League, co było nie lada wydarzeniem dla – w większości – młodych piłkarzy Ajaxu.

Tak, niesamowite, prawda? To mój pierwszy raz, tak samo jak chyba kilku innych chłopaków. Naprawdę fantastycznie! – odpowiadał w pomeczowym wywiadzie Frenkie de Jong.

Ajax do swojej grupy sparowany został z Bayernem, Benficą i AEK Ateny. Oczywiście murowanym faworytem do pierwszego miejsca byli „Bawarczycy”, aczkolwiek kwestia drugiej lokaty pozostawała jak najbardziej otwarta. Miejsce w którym znaleźli się „Amsterdamczycy”, a zwłaszcza przeciwnicy z którymi mieli się mierzyć bardzo spodobały się Ten Hagowi. Holenderski szkoleniowiec w krajowych mediach podkreślał, że jest to naprawdę udane losowanie.

Możemy zdobywać punkty w pojedynkach z każdym z tych przeciwników, ale każdego dnia musimy dawać z siebie wszystko, żeby tak się stało.

Jego piłkarze dali z siebie wszystko już w pierwszej kolejce, a szczególnie Nicolas Tagliafico. Na Johan Cruyff ArenA przyjechało AEK Ateny, któremu Argentyński lewy obrońca wbił dwa gole. Jednego dorzucił też Donny van de Beek i „Synowie Bogów” mogli świętować efektowne, inauguracyjne zwycięstwo. Kolejna kolejka wymagała od nich szczególnego etosu pracy, bo czekało ich wyjazdowe spotkanie z Bayernem. Zakończone zostało podziałem punktów (1:1), mimo wielu okazji do zdobycia większej ilości goli dla obu stron. Ajax zapewnił sobie awans do fazy pucharowej dzięki wygranemu pojedynkowi z AEK (2:0), a w rewanżowym spotkaniu z Monachijczykami zagwarantował swoim kibicom noc pełną wrażeń. Czerwone kartki, rzuty karne i 6 goli, a w ostatecznym rozrachunku podział punktów (3:3).

Na kolejne emocje sympatycy Amsterdamczyków mogli liczyć w 1/8 finału, w końcu ich ukochany klub trafił na dominującą siłę Ligi Mistrzów ostatnich lat, no i oczywiście obrońcę tytułu. Mecze tej rangi, dodatkowo z Realem Madryt, dla tych młodszych piłkarzy Ajaxu były najważniejszym wydarzeniem w karierze, a przede wszystkim wielkim sprawdzianem umiejętności. Jak się później okazało, tych im ani trochę nie zabrakło.

W pierwszym meczu jeszcze musieli uznać wyższość rywala (1:2), jednak to, co wydarzyło się w rewanżu na zawsze zapisze się w klubowych kronikach, pamięciach piłkarzy, pamięciach trenerów i kibiców. Po prostu wszystkich ludzi, mniej lub bardziej związanych z Ajaxem.  Mecz życia rozegrali chyba wszyscy piłkarze Ten Haga z Dusanem Tadiciem na czele. Serb za swój występ został nawet nagrodzony notą o wartości 10 przez L’Equipe. Dla niewtajemniczonych – jest to nie lada wyróżnienie, którego w historii dostąpiło jedynie jedenastu piłkarzy. No ale nic w tym dziwnego, były gracz Southampton bawił się z Realem jak chciał, a co bardziej istotne – strzelił gola i zanotował dwie asysty.

Po 90 minutach na tablicy wyników rozświetlił się końcowy rezultat (4:1), który zagwarantował Ajaxowi miejsce w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Dla wielu kibiców był to absolutny szok. Piłkarze „Królewskich” wyglądali na zdewastowanych i sfrustrowanych, czego nie można było powiedzieć o zawodnikach Ajaxu. Przez cały mecz emanowała od nich pewność siebie, nie zabrakło jej także po meczu.

Większość ludzi pewnie jeszcze nie może w to uwierzyć, ale my wiedzieliśmy, że to będzie możliwe. Real Madryt zostawiał dużo wolnej przestrzeni, a jeśli zagra się wtedy z jajami, można stworzyć im wiele kłopotów. Nie są przyzwyczajeni do czegoś takiego. […] Tak samo jak w meczu domowym, pokazaliśmy, że jesteśmy zdolni do naprawdę wielu rzeczy. Stworzyliśmy wiele szans, ale wtedy nie udało nam się ich wykorzystać. Dzisiaj, po dwóch pierwszych sytuacjach już mieliśmy dwie bramki. To zrobiło różnicę. – mówił po zakończenie spotkania Matthijs de Ligt.

Na podbój Europy pod wodzą młodzieży

Ajax awansował do ćwierćfinału pierwszy raz po 15 latach, a tam na holenderskiego „underdoga” czekał kolejny gigant. Tym razem przystankiem był Turyn i pojedynki z faworyzowanym Juventusem z Cristiano Ronaldo w składzie. Czy piłkarze Ten Haga przez to podeszli inaczej do tego spotkania? Ani trochę. Po raz kolejny pokazali niesamowity charakter, odwagę i po prostu chęci do gry w piłkę.

Co prawda Portugalczyk otworzył wynik pierwszego pojedynku, ale chwilę później fantastycznym strzałem popisał się młody, brazylijski skrzydłowy – David Neres. Spotkanie zakończyło się remisem, a ostateczna batalia o półfinał Ligi Mistrzów miała się odbyć we Włoszech. Tam „CR7” nie dał o sobie zapomnieć defensorom Ajaxu i znowu trafił do siatki. Pech pięciokrotnego zdobywcy Złotej Piłki polegał na tym, że to jego – o ponad dekadę młodsi – rywale odczuwali tego dnia większy głód bramek. Najpierw trafił van de Beek, a oficjalny bilet do grona czterech najlepszych drużyn Starego Kontynentu Ajaxowi zapewnił jego kapitan, 19-letni Matthijs de Ligt.

W sezonie 18/19 średnia wieku w ekipie Ten Haga wynosiła 23,9 lat. Jego kapitanem był jeszcze nastolatek, a w pierwszym składzie na murawę wybiegało jedynie trzech zawodników, których powszechnie można było uznać za doświadczonych. 29-letni Blind, 32-letni Schone i 30-letni Tadić. Ta mikstura młodzieńczej świeżości z odrobiną dojrzałości piłkarskiej dała Ajaxowi Amsterdam półfinał Ligi Mistrzów. Na tym etapie rozgrywek, czekał już Tottenham. Wydawać by się mogło, że był to najłatwiejszy z rywali, z którymi dotychczas dane było mierzyć się Amsterdamczykom, więc finał był jak najbardziej w zasięgu ręki. Zwłaszcza, że ze starcia w Londynie wrócili na tarczy.

Jedobramkowa zaliczka przywieziona na swój teren zawsze jest powodem do radości i pewnym zastrzykiem uspokajającym. Jedno i drugie zapewnił Donny van de Beek, który podczas wyjazdowego meczu pokonał Hugo Llorisa. Na Johan Cruyff ArenA młodzież Ajaxu miała dopełnić formalności. Szło jak po maśle, bo już w 5 minucie sygnał do boju dał De Ligt. Pół godziny później trafił także Hakim Ziyech i niektórzy pewnie myśleli, że już po herbacie. To, co wydarzyło się w drugiej połowie zapewne do dzisiaj śni się wszystkim w stolicy Holandii. I jest to koszmar. Hat-trick Lucasa Moury, w tym ostatni gol strzelony w doliczonym czasie gry.

Łzy radości Brazylijczyka, łzy rozpaczy piłkarzy i kibiców Ajaxu. Takimi obrazkami zakończył się drugi półfinał Ligi Mistrzów 18/19. Takimi obrazkami zakończył się przede wszystkim ten niesamowity podbój serc kibiców, a także marzenia „Synów Bogów” o kolejnym triumfie na Starym Kontynencie. Przypomnijmy sobie tę świetną, acz, mimo wszystko nieco pechową jedenastkę.

Źródło. tacticandtechnique.com

Najpiękniejsze w tej historii Ajaxu jest to, że nawet gdybym bardzo chciał – ciężko mi kogoś wyróżnić z tej ekipy. Nie ma w niej jednoznacznego ojca sukcesu, nie ma w niej indywidualności, które w znaczny sposób wychodziłyby przed szereg. Praktycznie każdy z piłkarzy zasługuje na gigantyczne uznanie. Przez ten zespół przemawiała jedność, był on kolektywem przez jedno, wielkie K. Dzięki temu wspaniałemu sezonowi w Lidze Mistrzów możemy dołączyć Ajax do zacnego grona kopciuszków i „underdogów”, które udowodniły swoją wartość na piłkarskiej murawie. Tego typu historie zawsze cieszą piłkarskich kibiców i zawsze zapisują się w ich pamięci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x