¡Qué partidazo! Sevilla – Atletico. W tym szaleństwie jest metoda

http://www.sevillafc.es/

Nawet deszczowa aura nie popsuła święta na Ramon Sanchez Pizjuan. Na trybunach, na boisku i na trenerskich ławkach wrzało od pierwszej minuty spotkania. W szranki stanęły bowiem dwa zespoły w znakomitej formie oraz dawaj argentyńscy trenerzy-szaleńcy. Obsesją jednego jest obrona, drugiego zaś atak. W niedzielę triumfowała ofensywa totalna, lecz przede wszystkim triumfował jednak futbol (1:0).

Niepokonani

Obie ekipy do pierwszego gwizdka Juana Martíneza mogły szczycić się mianem niepokonanych: Sevilla u siebie, bowiem w tym sezonie na własnym boisku nie straciła jeszcze punktu; Atletico w ogóle, bowiem ostatni raz smaku porażki zaznało jeszcze w poprzednim sezonie (przeciwko Levante). Wyniki te mają odzwierciedlenie w tabeli – w 9. kolejce na Sanchez Pizjuan zmierzyły się pierwsza (Atletico) z trzecią (Sevilla) ekipą La Liga. Nie gorzej obu zespołom idzie w Lidze Mistrzów. Zarówno Andaluzyjczycy, jak i madrytczycy prowadzą aktualnie w swoich grupach i to bez starty choćby bramki! A warto zwrócić uwagę, iż Sevillistas mierzyli się już z Juventusem, a Rojblancos z Bayernem. Tak czy inaczej, faworyta niedzielnego starcia upatrywać należało raczej w ekipie przyjezdnych. Sanchez Pizjuan jest przecież ostatnio dla Atleti przyjazne – od 2010 roku wywieźli stąd 3 wygrane i 3 remisy, ani razu nie ulegając gospodarzom. W cieniu walki o trzy punkty toczyła się także rywalizacja napastników: przed sezonem barwami zamienili się Luciano Vietto z Kevinem Gameiro. Każdy z nich miał coś do udowodnienia.

Fanatycy

Jorge Sampaoli oraz Diego Simeone. Tak do siebie podobni, a zarazem tak różni. Po pierwsze łączy ich narodowość. Obaj wychowani na argentyńskich podwórkach nabrali wybuchowego, latynoskiego temperamentu, który obecny jest w nich po dziś. Jak dla wielu w Ameryce Południowej futbol szybko stał się dla nich religią. Pech chciał, iż Sampaolemu z powodu kontuzji nie dane zostało zostać zawodowym piłkarzem. Simeone zaś szybko wybił się i wyjechał do Europy. Na Starym Kontynencie jako zawodnik spędził 14 lat, grając m.in. w Interze, Atletico czy… Sevilli. Starszy o 10 lat Sampaoli szybko rozpoczął natomiast pracę w roli trenera. Prawdziwy rozgłos przyniosły mu jednak dopiero sukcesy z reprezentacją Chile w 2014 i 2015 roku. Jego młodszy kolega świecił już wówczas pierwsze triumfy z Atletico.

Obu śmiało można nazwać fanatykami, bo łączy ich unikalne i radykalne postrzeganie futbolu. Ich obsesją jest kult ciężkiej pracy, absolutne oddanie filozofii gry oraz unikalność własnego stylu, skrajnie jednak odmiennego. Atletico Simeone to drużyna, która grę w destrukcji doprowadziła do perfekcji, drużyny Sampaolego z kolei (jak mówi sam Sampaoli) mają “grać w stylu kamikadze”, starszy Argentyńczyk wyznaje bowiem futbol skrajnie ofensywny. Mimo ideologicznej biegunowości obaj czują do siebie jednak duży respekt. – Sevilla to zespół z predyspozycjami i potencjałem. Potwierdzają to dotychczasowe liczby. To drużyna, która może walczyć o tytuł – komplementował nadchodzących rywali Simeone. – Na dziś, Atletico Madryt, to najlepsza drużyna świata – dłużny nie pozostawał mu Sampaoli. W kwestii pojmowania piłki to było jednak starcie ognia z wodą.

Cios

Andaluzyjczycy – co było do przewidzenia – postawili na futbol totalny. Ofensywne 3-4-3 miało zapewnić im dominację w środku pola. Presję Sevilli w pomocy odpierać mieli głównie Gabi wraz z Koke. Obaj trenerzy nastawili swoje drużyny na atak i taka też była pierwsza połowa, z której więcej mieli jednak goście. Rojbalncos dwukrotnie zagrozili bramce Sevilli w postaci strzałów wygwizdywanego Gameiro oraz Angela Correi. Sytuacja obróciła się jednak o 180 stopni po zmianie stron. Lepszą grę gospodarzy zwiastował już słupek Samira Nasriego zaraz po wznowieniu gry. W 52. minucie powinno być 1:0, bo “setkę” koncertowo zmarnował Vitolo. Sevilla złapała jednak rywala za gardło, a Sampaoli uczy drużyny, jak takie okazje należy wykorzystywać. Sevillistas dopięli swego w 73. minucie. Po 30- metrowym sprincie kontrę pewnie wykończył Steven N’Zonzi. Chwilę później czerwoną kartkę obejrzał Koke. To skutecznie podcięło gościom skrzydła.

– Wiedzieliśmy, że będzie ciężko, ale triumfowaliśmy i jesteśmy z tego bardzo zadowoleni. Jesteśmy na wysokiej lokacie, ale skupiamy się tylko na następnym spotkaniu i nie patrzymy na tabelę. Będziemy coraz silniejsi – przekonywał po meczu bohater spotkania, Steven N’Zonzi. Jego bramka nie była przypadkiem. Sevilla oddała więcej strzałów (12-9), dłużej utrzymywała się przy piłce (59-41%) oraz podawała celniej (81-73%) i częściej (577-397). Do zwycięstwa wystarczył jeden cios, na który Sevilla ciężko zapracowała jednak od pierwszej minuty.

Rekonstrukcja

Konfrontacja z Atletico udowodniła, iż projekt Sampaolego zmierza w dobrą stronę, choć wielu miało ogromne obawy. Z klubu latem odeszło przecież płuco drużyny – Grzegorz Krychowiak, mózg – Ever Banega oraz kończyny – Kevin Gameiro i Ciro Immobile. Przede wszystkim sewilski okręt opuścił jednak kapitan – Unai Emery. To właśnie w jego buty wejść miał Sampaoli, a to nie łatwa sprawa, bo Hiszpan zbudował w Andaluzji trzykrotnego triumfatora Ligi Europy. Nowy trener stanął przed wyzwaniem rekonstrukcji i ewolucji zespołu. Argentyńczyk punkt pierwszy pominął. Na Sanchez Pizjuan nikt już po Krychowiaku nie płacze, N’Zonzi zastąpił go w stu procentach. Banegę Sampaoli wymienił na Nasriego, przez którego musi przejść absolutnie każda akcja Sevilli (w meczu z Atletico 89% skuteczności podań, 104 (!) kontaktów z piłką, 2 kluczowe podania). Na bokach w roli wahadłowych szaleją natomiast Escudero i Mariano – zawodnicy, których Sampaoli zdefiniował na nowo. Jeszcze bardziej niż wcześniej, świętością dla Sevilli jest piłka. W tym aspekcie jak dotąd lepszy okazał się tylko Juventus (47:53).

– Kluczem do sukcesów jest zbudowanie własnego stylu, własnej osobowości i unikalności. Jestem bardzo szczęśliwy, że chłopcy zaczynają wdrażać się w nowy system i moją filozofię. Nie możemy grać ze strachem w oczach. Moją drużynę ma cechować odwaga, więc musimy dominować i częściej patrzeć na bramkę rywala, niż na swoją – wyjaśnia Sampaoli z wypiekami na twarzy podczas konferencji prasowej. Przed chwilą Argentyńczyk wygrał arcyważny mecz, a jego drużyna przebiła właśnie szklany sufit.

Wpadka

– W pierwszej połowie graliśmy tak, jak zakładaliśmy. Byliśmy blisko strzelenia bramki. Zespół zagrał naprawdę nieźle, nie mam powodów do smutku. Mieliśmy dobre okazje, powinniśmy zdobyć bramkę. Tak się jednak nie stało. Nie potrafiliśmy złamać świetnej defensywy Sevilli. Gospodarze rozstrzygnęli mecz jedną akcją. To było bardzo wyrównane i ciężkie spotkanie – podsumował mecz Simeone. Trudno mu nie przyznać racji, bowiem to nie była zła partia jego podopiecznych. Po prostu w starciu z tak dysponowaną Sevillą mieli mało do powiedzenia. Jak zwykle na medal spisała się defensywa pod dowództwem Diego Godina, która pod naporem Sevilli na dobrą sprawę ugięła się tylko raz. Na naganę zasługują za to napastnicy, ich skuteczność wołała o pomstę do nieba oraz pomocnicy, którzy dali się zupełnie stłamsić. W kontekście całego sezonu porażka w Andaluzji wydaje się jednak być jedynie wypadkiem przy pracy. W lidze Rojblancos zakończyli bowiem właśnie passę 11 spotkań bez porażki. Simeone także nie ma wątpliwości i zapewnia: – Porażka z Sevillą to tylko wpadka. 

***

Skromne niedzielne zwycięstwo Sevilli pozwoliło jej na kilka godzin (do meczu Realu) wskoczyć na fotel lidera La Liga, z którego zepchnęła właśnie Atletico. – Nie ma mowy o hurraoptymiźmie. Stracilibyśmy kontrolę, gdybyśmy teraz myśleli o wygraniu La Liga. To zwycięstwo nie oznacza, że jesteśmy na równi z najsilniejszymi w lidze. Przed nami jeszcze wiele pracy – tonuje jednak euforyczne nastroje kibiców Sampaoli. Ekipa z Andaluzji awansowała ostatecznie na drugą pozycję i za tydzień wybierze się do Gijón, Rojiblancos natomiast podejmą u siebie Málagę.

Sevilla – Atletico Madryt 1:0 (0:0)
1:0 – N’Zonzi 73′

Składy:

Sevilla: Sergio Rico – Gabriel Mercado, Nicolás Pareja, Adil Rami – Mariano, Franco Vázquez (Vicente Iborra 89′), Steven N’Zonzi, Sergio Escudero – Samir Nasri, Luciano Vietto (Joaquín Correa 90′), Vitolo

Atlético: Jan Oblak – Juanfran, Stefan Savić, Diego Godín, Filipe Luís – Ángel Correa (Nicolás Gaitán 46′), Gabi, Koke, Yannick Carrasco (Tiago 56′) – Antoine Griezmann, Kévin Gameiro (Fernando Torres 66′)

 * wszystkie wypowiedzi pochodzą z oficjalnych stron klubowych

** w ramach serii “¡Qué partidazo!” co miesiąc wybieram najciekawszy mecz La Liga Santander, relację wzbogacając o analityczny komentarz