“Problemem Lecha jest minimalizm” – Marek Rzepka

Jako były obrońca z przerażeniem patrzę czasami na to, co wyczyniają defensorzy Lecha w tym sezonie. Ale indywidualne błędy w tylnej formacji to, niestety, nie jedyny obecnie problem „Kolejorza”  – mówi Marek Rzepka, który jako zawodnik poznańskiej drużyny rozegrał ponad ćwierć tysiąca meczów i trzykrotnie zdobył mistrzostwo Polski.

 

 

Spodziewał się pan, że Lech zamiast gonić Legię co kolejkę musi się oglądać z trwogą, czy nie wypadnie z „mistrzowskiej” ósemki?

Liczę, chyba jak wszyscy zresztą, że to tylko chwilowy stan rzeczy. Chociaż te ostatnie mecze niewątpliwie pokazują, że coś niedobrego dzieje się z Lechem. Owszem, początki spotkań są udane, bo „Kolejorz” atakuje, stwarza sobie sytuację, ma przewagę i wychodzi na prowadzenie, ale później to bronienie zaliczki słabo wychodzi i albo spotkanie kończy się remisem, albo przegraną. Nie napawa to optymizmem przed kolejnymi meczami. Będąc z boku, trudno mi dokładnie powiedzieć, co można z tym zrobić, ale jakieś konsekwencje na pewno muszą zostać wyciągnięte. Sytuacja w tabeli robi się naprawdę nieciekawa…

W czym tkwi problem Lecha?

Na pewno w minimalizmie, który wyraźnie zapanował w tej drużynie. Jak już wspomniałem, w początkowej fazie meczów zespół dochodzi do dobrych okazji, ale ich nie wykorzystuje i wreszcie w pewnym momencie zaczyna się zadowalać prowadzeniem 1:0. I ten minimalizm mści się w dalszej części gier. Inna sprawa, że patrząc na taki właśnie przebieg wydarzeń, trudno nie zadać sobie pytania: czy ten zespół jest odpowiednio przygotowany fizycznie? Bo trzeba sobie jasno powiedzieć, że drugie połowy w wykonaniu Lecha wyglądają znacznie gorzej niż pierwsze. Pozostaje czekać na zimę jak na zbawienie. Mam nadzieję, że w przerwie między rundami uda się coś poprawić w tej materii. Bo już nawet w trakcie spotkań pucharowych za kadencji trenera Rumaka widać było, że „Kolejorz” na tle amatorów prezentuje się dość mizernie pod względem przygotowania kondycyjnego w końcówkach.

Trudniejsze niż się wszyscy spodziewali okazuje się też chyba zastąpienie Łukasza Teodorczyka? Tylko pięć ligowych goli najskuteczniejszego strzelca na tym etapie sezonu pokazuje, że w drużynie nie ma wartościowego napastnika.

Rzeczywiście, Łukasz był czołową postacią tego zespołu. Jego początki w Lechu były może trudne, ale później pokazał, że potrafi wykonać dla drużyny dużą robotę. I to taką czarną robotę. Gołym okiem widać, że teraz bardzo go brakuje przy Bułgarskiej.

Maciej Skorża powiedział ostatnio, że „mało jest w zespole zawodników, którzy chcą za wszelką cenę wygrać mecz”. Pan też ma podobne odczucia?

Trudno powiedzieć, czy nie chcą, czy po prostu nie mogą. Bo jak nie mają siły, to niewiele są w stanie zrobić. Przede wszystkim jednak o kiepskich wynikach przesądzają ostatnio katastrofalne błędy indywidualne w defensywie. Obrońcom na tym poziomie nie powinny się one zdarzać. Nie chcę już się nad niektórymi znęcać, ale to, co się dzieje, woła o pomstę do nieba. Błąd za błędem i błędem pogania. A na to, co wyprawia Hubert Wołąkiewicz, momentami brakuje słów – niemal w każdym meczu ma swój udział przy golach dla rywali. Myślałem, że kiedy zostanie przesunięty na bok, jego gra będzie już lepiej wyglądała. Ale niestety pomyliłem się, bo znowu w kluczowym momencie zabrakło mu kilku centymetrów do skutecznej interwencji.

Mimo to, jak wynika z kursów firmy bukmacherskiej Fortuna, Lech jest faworytem w meczu z Górnikiem Zabrze w najbliższej kolejce ekstraklasy. Zgadza się pan z taką opinią?

Nie do końca, bo szanse obu zespołów oceniłbym pół na pół. Zabrzanie wygrali przecież w tym sezonie najwięcej meczów na wyjazdach i w miniony weekend po raz kolejny potwierdzili, tym razem w Krakowie, że dobrze czują się na obcych boiskach. A Lechowi w tym spotkaniu towarzyszyć będzie dodatkowa presja, bo widmo pogrążenia się na dłużej w środku tabeli bardzo poważnie zagląda w oczy po ostatniej serii gier. Jeśli „Kolejorz” chce jeszcze coś zwojować w lidze w tym sezonie, musi wreszcie zacząć wygrywać. Tyle że z obecną postawą będzie to dość trudne…

Jaki zatem przewiduje pan wynik?

Mimo wszystko stawiam na wygraną poznaniaków, lecz doskonale zdaję sobie sprawę, jak trudny będzie to dla nich mecz. W ekipie Górnika jest jakość, jest walka i przekłada się to na wyniki. Szczególnie na wyjazdach. Robert Warzycha fajnie to wszystko poukładał, co pokazuje miejsce w tabeli.

Po spotkaniu z zabrzanami zawodników „Kolejorza” czekają jeszcze w tym roku potyczki z Wisłą i Lechią. Wobec aktualnej formy zespołu trudno o optymizm. Z punktu widzenia kibica Lecha najlepiej byłoby chyba, gdy w najbliższych dniach mocno zaatakowała zima i te ostatnie mecze zostały przesunięte na wiosnę…

Wszyscy w Wielkopolsce z utęsknieniem czekają na zimę, przynajmniej piłkarską, ale zanim ona nadejdzie trzeba jeszcze zdobyć kilka punktów w tym roku. W przeciwnym razie przerwa w rozgrywkach będzie nerwowa i tytuł mistrza Polski oddali się na nieosiągalny dystans. Żadne dzielenie punktów już wtedy nie pomoże. Myślę, że kluczowe będzie spotkanie z Górnikiem. Jeśli Lech sięgnie wreszcie po pełną pulę, morale zespołu wzrośnie i drużyna znowu zacznie wygrywać. „Kolejorz” naprawdę ma potencjał, ale nie może już więcej tracić tak głupich bramek. A sam musi zacząć wykorzystywać więcej stwarzanych sytuacji.

A jak w ogóle ocenia pan Lecha pod wodzą Macieja Skorży? Dostrzega pan nową jakość?

Kiedy przychodził Maciej Skorża, zespół grał fajną piłkę, ale nie zdobywał punktów. Widać było pewne schematy, także dotyczące stałych fragmentów. Wiele elementów było wytrenowanych, nie dominował przypadek. Jeśli chodzi o obecnego trenera Lecha, widzę jego rękę w wielu aspektach funkcjonowania drużyny, ale trudno być na jego miejscu, gdy podopieczni popełniają takie gafy. Oczekuję, że trener Skorża „wyciśnie” jeszcze przed zimą z tej drużyny kilka punktów, a później spokojnie przepracuje okres przygotowawczy i wiosną zobaczymy już odmienione oblicze lechitów. Z zapasem sił na pełne 90 minut.

Obejdzie się zimą w Lechu bez rewolucji kadrowej?

Wielkiej rewolucji się nie spodziewam, choć niewątpliwie jakieś wzmocnienia są potrzebne. Ta drużyna nie jest aż taka słaba, aby nagle trzeba do niej ściągać 7-8 zawodników. Jeśli przyjdzie 2-3 naprawdę dobrych graczy, w zupełności to wystarczy. Oczywiście pod warunkiem, że uda się zatrzymać wszystkich najważniejszych piłkarzy. Jeżeli Lechowi marzą się jeszcze jakieś zaszczyty na koniec sezonu, w klubie nie mogą sobie pozwolić, aby zimą kogoś puścić z Poznania. Młodzież powoli dochodzi do głosu i robi postępy, ale jeszcze jej nieco brakuje, aby całkowicie opierać na niej grę drużyny.

A z jakimi zawodnikami bez żalu pożegnałby się pan w przerwie zimowej?

Szczerze mówiąc, przestał mnie już przekonywać Hubert Wołąkiewicz. Po pięciu błędach jeszcze go broniłem, ale ile można? W każdym meczu niby gra poprawnie, niby jest sprawny i szybki, ale zawsze mu trochę braknie, aby zatrzymać przeciwnika. Jeśli dostanie ofertę z innego klubu, uważam, że należy go puścić. Co najważniejsze, w obronie musi jednak wreszcie zapanować stabilizacja, bo praktycznie w każdym meczu linia defensywna gra w odmiennym ustawieniu. Wiadomo, że tej jesieni zadania nie ułatwiały liczne kontuzje, ale faktem jest, że w zasadzie tylko Tomek Kędziora cały czas grał równo i solidnie. A najgorsze, że te wszystkie proste błędy, o których mówiliśmy, przydarzają się zawodnikom, którzy powinni się liczyć w naszej lidze. Stare piłkarskie porzekadło mówi, że zespół buduje się od tyłu, a w ostatnich miesiącach ten tył Lecha troszeczkę zawalił sprawę…

 

Źródło: FourFourTwo