Pewna epoka dobiegła końca

Mam wątpliwości, czy Brazylijczycy zdołają się otrząsnąć po klęsce z Niemcami do sobotniego meczu o trzecie miejsce. Nigdy wcześniej nie znaleźli się przecież w podobnej sytuacji – mówi Jerzy Kraska, mistrz olimpijski z Monachium.

Jak reagował pan na kolejne bramki Niemców w meczu z Brazylią?
Przebieg wtorkowego meczu był szokiem. Ze zdziwieniem i niedowierzaniem patrzyłem na to, co działo się na stadionie w Belo Horizonte. Co tu dużo mówić, zakończył się pewien etap w dziejach futbolu. Brazylia do tej pory uchodziła przecież za niedościgły wzór pod wieloma względami, a tymczasem okazało się, że ten gigant wcale nie jest taki mocny. Choć prawdę mówiąc, już po meczach kontrolnych przed mistrzostwami, widać było, że to jest ta sama Brazylia co kiedyś. Już nie mówię nawet o „Canarinhos” z moich czasów czy lat 80., ale trudno o porównania wobec brazylijskiej ekipy z początków poprzedniej dekady. Obecny zespół nie był drużyną na miarę mistrzostwa i trzeba to sobie jasno powiedzieć. Owszem, awansowali do półfinału, ale ich gra nie mogła nikogo zachwycić. A wynik 1:7 u siebie na pewno długo pozostanie w pamięci zawodników, trenerów i miejscowych kibiców.
Podopieczni Luiza Felipe Scolariego zdążą się pozbierać do meczu o trzecie miejsce?
Dobre pytanie. Z pewnością będą chcieli, żeby jako gospodarze jeszcze w jakimś stopniu uratować ten turniej. Ale czy im się to uda? Według mnie, po takim meczu nie obejdzie się bez zmian w składzie. Dobrą wiadomością jest bez wątpienia powrót do gry Thiago Silvy, bo z taką obroną Brazylijczycy nie mają czego szukać w starciu o brąz. We wtorek rozsypali się kompletnie. Jak można w kilka minut stracić tyle bramek? I to w zasadzie na własne życzenie, bo większość goli dla Niemców to były prezenty ze strony graczy „Canarinhos”.
Przez długi czas wydawało się, że to może być mundial niespodzianek. Których zespołów z tego tzw. drugiego planu było panu najbardziej szkoda?
Chyba największym zaskoczeniem była postawa Kostaryki, która do tej pory zawsze była traktowana jako drużyna trzecioplanowa. Tak samo duże wrażenie zrobiła na mnie Algieria, która przez cały czas grała naprawdę dobrze w tym turnieju. Zresztą ogólnie są to bardzo wyrównane mistrzostwa i nie było ekip, które nie przeżywałyby trudnych chwil. Dzięki temu zapamiętamy ten turniej jako wyjątkowo ciekawy. Imponować też mogło przygotowanie fizyczne zawodników. Przed turniejem dużo mówiło się o Brazylii w kontekście nieprzyjemnych warunków pogodowych, ale na boisku nie było tego później widać.
Z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna wynika, że największe szanse na tytuł króla strzelców ma James Rodriguez, który pożegnał się już z turniejem. Pana zdaniem również Muller, Messi, van Persie i Robben nie będą już w stanie przegonić Kolumbijczyka?
Jeszcze bym się wstrzymał z koronowaniem kolumbijskiego zawodnika. Te ostatnie mecze mogą się jeszcze różnie ułożyć i wcale nie jest powiedziane, że rzutem na taśmę ktoś z tej grupy pościgowej nie odbierze nagrody Rodriguezowi. Inna sprawa, że po pierwszych meczach wydawało się, że do zdobycia tytułu najlepszego strzelca będzie potrzebna nieco większa liczba goli.
A jeżeli o defensywnych pomocników? Kto prowadzi w pana prywatnym rankingu, obejmującym zawodników grających na pana dawnej pozycji?
Najbardziej podobał mi się Francuz Paul Pogba. Niezwykle sprawny, zwinny, szybki – ma wszystko to, co powinien mieć zawodnik na tej pozycji. Zresztą charakter do walki i nieprzeciętne możliwości pokazywał on już wcześniej, także w barwach Juventusu Turyn.
Komu w ogóle kibicuje pan na tych mistrzostwach?
Na początku nie miałem żadnego specjalnego faworyta. Stopniowo jednak moja sympatia zaczęła się kierować w stronę Holandii. Należy się jej szacunek, bo odnosiła zwycięstwa na tym turnieju w różnych okolicznościach. „Oranje” w Brazylii to bardzo wyrównany zespół z wielką gwiazdą w osobie Arjena Robbena. Dużą rolę odgrywa też trener Luis van Gaal. Nie każdy szkoleniowiec zdecydowałby się przecież na ryzyko związane ze zmianą bramkarza tuż przed serią rzutów karnych. Gdy manewr się nie powiódł, spotkałaby go pewnie krytyka, ale ostatecznie wyszło na jego.
W niedzielę poznamy nowego mistrza świata. Ta efektowna wygrana w półfinale nie zaszkodzi trochę Niemcom w tym najważniejszym meczu?
Rzeczywiście, może być tak, że presja trochę spęta nogi Niemców na Maracanie. Po tak wspaniałym występie oczekiwania wobec nich gwałtownie poszły w górę. Ale Lahm i spółka są w stanie temu sprostać. Niemcy zawsze grają do końca i zawsze „swoje”, niezależnie od rywala. A przy tym potrafią znaleźć i bezwzględnie wykorzystać słabsze punkty przeciwników.

 

Źródło: FourFourTwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x