Trochę znam już naturę niemieckich kibiców, ale dopiero przy okazji niesamowitego meczu z Brazylią po raz pierwszy widziałem ich tańczących na stołach. Aż trudno mi sobie wyobrazić, co będzie się działo za Odrą po sukcesie w niedzielnym finale. A takie rozstrzygnięcie jest bardzo realne – mówi Marcin Adamski, były reprezentant Polski, a obecnie ekspert telewizyjny.

Jak przyjął pan półfinałowe rozstrzygnięcia?
Muszę przyznać, że cały ten mundial bardzo mi się podoba. To zdecydowanie najlepszy turniej ze wszystkich, jakie oglądaliśmy w ostatnich latach, włącznie z mistrzostwami Europy. Najpiękniejsze w tegorocznej imprezie jest to, że jest ona bardzo nieobliczalna. Kiedy wszyscy zaczynają mówić, że pada dużo goli, nagle mecze kończą się remisami 0:0 i 1:1. A później znowu w najmniej spodziewanym momencie, w półfinale, oglądamy mecz z ośmioma bramkami. Naprawdę, tak zaskakujących wyników nie było już dawno, podobnie jak i spotkań na tak wysokim poziomie. Z perspektywy kibica te mistrzostwa są po prostu rewelacyjne.
Mimo klęski w półfinale z Niemcami, faworytem meczu o 3. miejsce, według firmy bukmacherskiej Fortuna, jest drużyna gospodarzy.

Pan też daje większe szanse ekipie „Canarinhos”?
Ciężko wskazać faworyta w tym meczu, a jeszcze trudniej pokusić się o wytypowanie prawidłowego wyniku. To zresztą też jedna z typowych cech tego mundialu – w zabawie ze znajomymi udało mi dotąd przewidzieć dokładnie jedynie kilka rezultatów. Aczkolwiek w sobotni wieczór minimalnie większe szanse daje Holendrom, bo jednak otarli się o finał. Brazylia natomiast z kretesem przegrała z Niemcami.

Luis van Gaal i jego podopieczni uważają, że meczu o trzecie miejsce nie powinno się już rozgrywać. Co pan sądzi o takim pomyśle?
Jestem tego samego zdania. To spotkanie jest już ustalane trochę na siłę, bo obie drużyny są już „wypompowane” przebiegiem całego turnieju, przegrały w półfinale i ciężko będzie im się jeszcze raz zmobilizować do gry na wysokim poziomie. Jak dla mnie, mecz o trzecią lokatę na mundialu jest pozbawiony sensu. Powinno być tak jak na mistrzostwach Europy, gdzie już od ponad 30 lat nie ma „finału pocieszenia”. Patrząc na to, w jakim stanie są teraz zespoły przegrane w półfinałach, uważam, że FIFA powinna wykreślić z regulaminu mecz o trzecie miejsce przed kolejnymi mistrzostwami.

Jakiego przebiegu gry spodziewa się pan w finale? Niemcy pójdą za ciosem i rozpoczną z takim samym impetem jak w półfinale przeciwko Brazylii?
Trzeba podkreślić, że Niemcy cały czas grają „swoje”. Można było na nich narzekać w niektórych spotkaniach, ale po raz kolejny okazało się, że to jest taka turniejowa lokomotywa, która powoli rusza, a później nabiera rozpędu. Lahm i spółka najlepszą formę osiągnęli w najważniejszym momencie i mam nadzieję, że pokażą to również w finale. Po tych wszystkich latach porażek w półfinale i ćwierćfinale Niemcy zasłużyli teraz po prostu na Puchar Świata. Nie oglądają się na przeciwnika, grają konsekwentnie i imponują profesjonalizmem.

Patrząc z drugiej strony, tak grającej Argentynie nie należy się chyba tytuł mistrzowski…
Takie opinie są zawsze względne. Argentyna ma tą przewagę, że gra na własnym kontynencie – może liczyć na większe wsparcie kibiców, a poza tym bardziej sprzyjają jej warunki klimatyczne. Jestem jednak przekonany, że to w finale jej niewiele pomoże. Niemcy są tak przygotowani mentalnie, że stać ich na pokonanie Argentyńczyków. Już w spotkaniu z Brazylią widać było jak wielki spokój towarzyszy im przy wykańczaniu kolejnych akcji. Dla Argentyny, która nie porwała nas specjalnie w żadnym meczu, już samo dojście do finału jest z kolei dużym osiągnięciem.

Wszystko rozstrzygnie się w 90 czy 120 minutach? Czy może po raz kolejny o losach Pucharu Świata zadecydują rzuty karne?
Sądzę, że Niemcy załatwią sprawę w ciągu 90 minut i wygrają jedną bramkę. Kto ją zdobędzie, to już sprawa zupełnie drugorzędna… Tak się składa, że od kilku dni jestem akurat za naszą zachodnią granicą i oglądałem mecz z Brazylią w towarzystwie Niemców w jednym z lokali. Pierwszy raz widziałem ich tańczących na stołach z radości, przy wyniku 7:1 dosłownie zwariowali z radości. Trochę już znam ich zwyczaje i jeszcze nigdy nie widziałem ich zachowujących się w tak euforyczny sposób. Można im było tylko pozazdrościć powodów do świętowania. Aż strach pomyśleć, co będzie się działo w przypadku zwycięstwa w finale i odzyskania tytułu najlepszej drużyny świata…

Po całym miesiącu zmagań ten dodatkowy dzień odpoczynku przed finałem robi dużą różnicę?
Nie będzie on miał kompletnie żadnego znaczenia. Odstępy między półfinałami a finałem są i tak na tyle duże, że z fizjologicznego punktu widzenia jeden dzień nie wpłynie na dyspozycję zawodników. Podnoszenie podobnego argumentu to dla mnie nic innego jak tylko szukanie sobie zawczasu alibi. Ot, taka psychologiczna gierka ze strony trenerów oraz samych piłkarzy.

W finale jest pan za Niemcami. A komu kibicował pan wcześniej na tych mistrzostwach?
Bardzo podobała mi się gra Kolumbijczyków i żałuję, że odpadli w starciu z Brazylijczykami. Już przed rozpoczęciem turnieju, patrząc na składy, obstawiałem Kolumbię jako jednego z półfinalistów. Do czołowej czwórki nie dotarli, ale i tak pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie.

Indywidualnie komu wystawiłby pan największe laurki za ten mundial?

Na pewno wyróżniłbym dwóch zawodników: Toniego Kroosa z Niemiec i Jamesa Rodrigueza z Kolumbii. A jako fan Realu Madryt uczyniłbym to z podwójną radością, bo pierwszy z nich przechodzi do „Królewskich”, a drugi jest na samym szczycie listy życzeń tego klubu i mam nadzieję, że też wkrótce pojawi się na Estadio Santagio Bernabeu. Według mnie, James Rodriguez jest zdecydowanie największą gwiazdą tych mistrzostw i będę bardzo szczęśliwy, jeżeli będę mógł zobaczyć go w koszulce Realu.

Chwali pan Niemców, a to nie wróży niczego dobrego reprezentacji Polski w zbliżających się eliminacjach Euro 2016…
Nie ma nawet o czym mówić, bo na ten moment to musimy obawiać się takich zespołów jak Albania czy Litwa. Nawet nie po co rozmawiać o naszej kadrze w kontekście drużyn, które grały na tych mistrzostwach. Prawda jest taka, że jeśli chodzi o piłkę nożną to obecnie jesteśmy krajem czwartego świata i nawet z Iranem byśmy przegrali wysoko na tym turnieju. Dlatego zostawmy na razie temat eliminacji i cieszmy się jeszcze grą najlepszych na świecie. Na rozważania o nadchodzących kwalifikacjach jeszcze przyjdzie stosowna pora.

 

Źródło: FourFourTwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x