“Najgroźniejszym rywalem Legii jest ona sama” – Jan Karaś

W meczu Legii z Trabzonsporem całkowicie zadowoli mnie remis, bo to będzie oznaczało pierwsze miejsce w grupie. Wielka szkoda, że po raz kolejny zastosowana została odpowiedzialność zbiorowa i tego spotkania nie będą mogli zobaczyć z trybun zwykli kibice – mówi Jan Karaś, były pomocnik stołecznej drużyny, a obecnie trener Legionu Warszawa.

 

 

Przypuszczał pan po losowaniu, że ostatni mecz tej fazy nie będzie już spotkaniem o awans, a „tylko” o  pierwsze miejsce w grupie?

Życzę Legii jak najlepiej. Spędziłem w tym klubie najpiękniejsza lata w karierze i cały czas czuję się legionistą. Kiedy tylko mogę, chodzę na mecze i ciągle jest mi mało tych emocji. Cieszę się, że tak to wszystko się tej jesieni w Lidze Europy ułożyło i mam nadzieję, że wiosną ta przygoda z rozgrywkami pucharowymi potrwa dłużej niż tylko jedną rundę

Według firmy bukmacherskiej Fortuna, Legia jest faworytem meczu z Trabzonsporem. Zasłużenie?

Końcowy wynik w czwartkowym meczu nie jest ważny, liczy się tylko to, aby Legia wyszła z grupy na pierwszym miejscu i uniknęła w losowaniu najsilniejszych rywali. A z obstawianiem wyników spotkań to jest tak naprawdę wielka loteria. Pamiętam taką sytuację z czasów gry w Grecji, kiedy głośno było o tym, jak mąż poprosił żonę, aby zaniosła jego kupon do kolektury. Ona jednak tego nie zrobiła, a zamiast tego sama na chybił trafił wytypowała „jedynki”, „iksy” i „dwójki”. I co się okazało? Że akurat w tej kolejce teoretycznie silniejsze zespoły przegrywały lub remisowały, a ona wzbogaciła się o kilka milionów drachm.

Czy Turcy, którzy muszą wygrać, aby zająć pierwsze miejsce w grupie, zaatakują od samego początku czy dopiero w drugiej połowie ruszą do bardziej zdecydowanych ataków?

Trabzonspor to nie jest zespół z „lasu”. Ma składzie piłkarzy z całego świata i swoje ambicje. Ciężko mi powiedzieć, jaką taktykę przyjmie, ale na pewno dokładnie przeanalizował przebieg pierwszego spotkania w Trabzonie. Sam chętnie bym się przekonał z bliska o strategii tureckiej drużyny, bo wybierałem się na to spotkanie, ale – podobnie jak wiele tysięcy innych kibiców – muszę się obejść smakiem i zadowolić transmisją telewizyjną.

Legia nie będzie mogła liczyć na doping nawet symbolicznej grupy kibiców. Jak przyjął pan to, co wydarzyło się w Lokeren, a także późniejszą decyzję UEFA?

Nawet nie chce mi się o tym rozmawiać. Według mnie każdy powinien odpowiadać osobiście za to, co zrobił. Jeśli przejeżdżam skrzyżowanie na czerwonym świetle, to ja dostaję mandat od policjanta, a nie wszyscy kierowcy jadący akurat tą ulicą. I tak samo powinno być na stadionie. Jeżeli ktoś krzyczy, powinien tego ponieść konsekwencje. Dwieście tysięcy euro? Proszę bardzo, niech weźmie kredyt i odpracowuje do końca życia, skoro uczynił szkodę klubowi i ludziom tacy jak ja, którzy są teraz pozbawieni możliwości oglądania z trybun swojego zespołu. Przyznam, że mam już serdecznie dosyć podobnych sytuacji. Jeśli ktoś rozrabia, musi być karany z całą surowością. Ale tylko on, a nie wszyscy przychodzący na mecze.

Co więcej, brak wsparcia publiczności nie ułatwi raczej zadania piłkarzom Legii…

No oczywiście. Zupełnie inaczej się gra, gdy słyszy się okrzyki tysięcy kibiców.

Ze szczególną uwagą będziemy przyglądać się zachowaniu trenera Berga wobec Orlando Sa i odwrotnie. Był pan zaskoczony zachowaniem Portugalczyka po strzelonym golu w Zabrzu?

Ale o czym my w ogóle rozmawiamy? Jeśli zawodnik fika, to należy mu się mocny kop w cztery litery i niech szuka szczęścia gdzie indziej. Piłkarz jest od grania i trenowania, a nie od strzelania fochów. Jeżeli pozwala sobie na jakieś wymowne gesty, to nie ma dla niego miejsca w szatni. Skoro Sa uważa się za takiego wielkiego piłkarza, niech idzie od razu do Barcelony, tam będzie mógł zweryfikować mniemanie o sobie. Z takimi zawodnikami nie ma co się specjalnie cackać. U mnie w zespole po takiej akcji już by go nie było.

A który piłkarz Legii jesienią poczynił największe postępy?

Odpowiem inaczej: dla mnie zakup Ondreja Dudy to był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Bo to jest zawodnik „wagi ciężkiej” i aż miło patrzeć na to, co wyczynia na boisku. Już po pierwszym meczu z jego udziałem mówiłem do znajomych, że z tego chłopaka będzie kawał piłkarza. I tyle. Legia potrzebuje zawodników z wizją grania, a Duda taką wizję jak najbardziej posiada. Teraz pytanie tylko, czy uda się go zimą zatrzymać w klubie.

Z każdą kolejką zaczyna rosnąć przewaga Legii nad resztą ligową stawki. Ostatni mecz z Górnikiem był takim potwierdzeniem, że legioniści górują nad krajowymi rywala co najmniej o klasę?

Oglądałem spotkanie z zabrzanami i powiem tak: Legia jest mocna i chciałbym ją dalej taką widzieć. Boję się tylko, żeby niektórzy zawodnicy wkrótce nie zaczęli fruwać w przypływie euforii. Bo jeśli tak się stanie, będzie źle. Na razie wszyscy na szczęście walczą i widać ducha drużyny, ekipę z prawdziwego zdarzenia. Największym przeciwnikiem Legii jest obecnie sama Legia. Mam nadzieję, że zawodnicy wytrzymają ciśnienia i nikt nie dojdzie do wniosku, że jest już tak wspaniały, że bez niego ani rusz. Jeżeli uda się uniknąć takiego podejścia i Legia dalej pozostanie drużyną przez duże „D”, będzie nie do zatrzymania dla reszty krajowych rywali. Konkurencji nie pomoże nawet podział punktów po sezonie zasadniczym, który uważam zresztą za bardzo dobre rozwiązanie. Od czasu reformy mamy więcej emocji, bo każdy ma o co walczyć. Nie ma już meczów o nic.

Pan obecnie walczy jako trener w Legionie Warszawa. Jak odnajduje się pan w roli szkoleniowca i wiceprezesa klubu?

Przede wszystkim jestem zaskoczony tym, jak wielu chłopaków chce uprawiać piłkę nożną. W telewizji często słyszymy, gdy ktoś się chwali, że u niego w klubie to trenuje dwieście dzieciaków. A tymczasem u nas – w całkowicie amatorskim klubie – w szczytowym momencie mieliśmy ponad trzysta dzieci i nikt o tym głośno nie mówił. Teraz, łącznie z seniorami, mamy w każdej z grup młodzieżowych około ćwierć tysiąca zawodników. Jest co robić, ale jest się i z czego cieszyć.

 

 

 

 

Źródło: FourFourTwo