Misja odbudowy dawnej potęgi – upadek Standardu Liege

Twitter: @Standard_RSCL

Wielu z nas może kojarzyć Standard Liege z występami w europejskich pucharach lub chociażby w ich eliminacjach. Nic bardziej mylnego. Belgijski zespół regularnie kwalifikował się do rozgrywek Ligi Europy, czy też jej poprzednika, czyli Pucharu UEFA. Na swojej drodze spotykał również polskie kluby (dawniej Legię Warszawa, ponad dekadę temu Wisłę Kraków, a w sezonie 2020/2021 także Lecha Poznań). Jednak na przestrzeni dwóch ostatnich sezonów popularni “Rouches” nie byli już w stanie zakwalifikować się do europejskich rozgrywek. Na domiar złego klub znalazł się w jednym z największych kryzysów w swojej historii. Co więc miało wpływ na to, że Standard zanotował w ostatnim czasie aż tak drastyczny spadek?

 

ZŁOTE CZASY

W sezonach 2007/2008 i 2008/2009 Standard pod wodzą odpowiednio Michela Preud’homme’a i Laszlo Boloniego dwa razy z rzędu wygrywał ligę, dwukrotnie finiszując przed najbardziej utytułowanym klubem w kraju, Anderlechtem. Mistrzostwo z sezonu 2007/2008 miało o tyle duże znaczenie, że było pierwszym od 25 lat. Natomiast sezon 2008/2009 przysporzył wiele emocji. “Rouches” zakończyli go z taką samą ilością punktów co wspomniany Anderlecht. Potrzebne było więc rozegranie dodatkowego dwumeczu o mistrzostwo. Na Lotto Park padł remis 1:1, jednak szalę zwycięstwa na swoją korzyść Standard przechylił w rewanżu, zwyciężając na własnym stadionie 1:0 i tym samym broniąc tytułu mistrzowskiego. W tamtych latach Standard był mieszanką doświadczenia oraz młodzieńczego głodu gry. Tercet napastników tworzyli Serb, Milan Jovanović, reprezentant Demokratycznej Republiki Kongo, Dieumerci Mbokani oraz brazylijski Belg, Igor de Camargo. W linii pomocy z kolei pojawiały się nazwiska znane fanom bardziej współczesnego futbolu, Marouane Fellaini, Steven Defour, Axel Witsel. Klub regularnie występował w europejskich pucharach, czy to w Pucharze UEFA (a później w Lidze Europy), czy to w Lidze Mistrzów. Nic nie wskazywało na to, że za jakiś czas Standard zanotuje aż tak drastyczny spadek.

NIEPOŻĄDANE ZMIANY

W 2009 roku zmarł właściciel klubu, Robert Louis-Dreyfus. Dwa lata później, wdowa po byłym mężu, pani Margarita Louis-Dreyfus postanowiła sprzedać klub. Ta informacja była jak grom z jasnego nieba dla kibiców oraz działaczy “Rouches”. Nowym prezesem został Roland Duchatelet. Latem tamtego roku ze Standardu odeszło kilku kluczowych zawodników. Sprzedaże Axela Witsela, Eliaqiuma Mangali, Stevena Defoura, Mehdiego Carceli-Gonzaleza i Christiana Benteke wygenerowały przychód blisko 30 milionów euro. Na wzmocnienia i uzupełnienia składu wydano zaledwie nieco ponad 5 milionów euro. Przyszło także paru zawodników z wolnego transferu lub na wypożyczenie. Mimo wszystko Standard przez kolejne sezony utrzymywał się w czołówce ligi.

W maju 2013 roku trenerem “Rouches” został Guy Luzon. Spotkało się to z niemiłym odbiorem ze strony fanów zespołu. Mimo że izraelski szkoleniowiec pracował w Liege tylko przez blisko półtora roku, to i tak zdołał w tym czasie zmienić zdanie na swój temat niejednego kibica drużyny. Podczas kampanii 2013/2014 Standard pod jego wodzą otarł się o mistrzostwo kraju. Co więcej, belgijski klub awansował do fazy play-off eliminacji do Ligi Mistrzów, gdzie niestety przegrał w dwumeczu z Zenitem Sankt-Petersburg. Za czasu rządów Duchateleta zespół nigdy nie był tak blisko awansu do tych jakże prestiżowych rozgrywek.

BRUNO VENANZI

Na początku 2015 roku Roland Duchatelet sprzedał klub. Miało to mieć związek z rzekomą korupcją, której dopuściły się inne belgijskie kluby. To miało z kolei wiązać się z przegraniem tytułu mistrzowskiego przez Standard w sezonie 2013/2014 (dwa punkty mniej niż Anderlecht). Duchatelet miał tego dość. Klub przejął Bruno Venanzi, jego ówczesny wiceprezydent. Problem w tym, że Venanzi tak właściwie nie miał pojęcia z czym je się funkcja prezesa. Za jego siedmioletniej kadencji Standard prowadziło aż 11 trenerów. Żaden z nich nie miał czasu, aby zbudować jakiekolwiek fundamenty zespołu. Do tego dochodziły nietrafione transfery. Wszystkie decyzje nowego prezesa klubu zwiastowały powolny upadek Standardu. Jednak w tamtym momencie nikt nie mógł sobie wyobrazić, że za kilka lat “Rouches” będą zmagali się z tak ogromnymi problemami.

SUKCESY W OBLICZU NARASTAJĄCYCH PROBLEMÓW

Wraz z początkiem sezonu 2017/2018 na ławce trenerskiej Standardu zasiadł Ricardo Sa Pinto. Mimo że Portugalczyk pełnił rolę menadżera klubu z Walonii przez zaledwie jeden sezon, to i tak zdołał zdobyć z nim wicemistrzostwo kraju oraz wygrać Puchar Belgii. To z kolei dało “Rouches” możliwość wystartowania w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, rozpoczynając od 3. rundy (tam ostatecznie odpadli już pod wodzą Preud’homme’a z Ajaxem). Przez dwa kolejne sezony drużynę prowadził powracający do klubu Michel Preud’homme. Belg objął również z czasem funkcję dyrektora technicznego.

UPADEK

W 2019 roku Standard poniósł stratę w wysokości 8 milionów euro. W dodatku nie można było zapomnieć o rosnących i często zbyt dużych (jak na klasę lub rolę piłkarzy) kosztach wynagrodzeń. A przecież jeszcze 9 lat temu był najbogatszym klubem w Belgii. Przed sezonem 2020/2021 “Rouches” mieli spore problemy z otrzymaniem licencji. Dzięki pożyczkom oraz wsparciu finansowym w postaci kupna udziałów w spółce Sclessin (której założycielem był Venanzi i której to też własnością stał się stadion) przez m.in. Axela Witsela i Marouane’a Fellainiego (byłych piłkarzy Standardu) udało się przekonać komisję do udzielenia licencji na kolejny sezon. Jednak straty stale się zwiększały. Klub coraz głębiej popadał w zadłużenie. Wyniki finansowe powoli zaczęły przekładać się na wyniki sportowe. W sezonie 2020/2021 Standardowi nie udało się już zakwalifikować do rozgrywek na arenie międzynarodowej. Najbliżej było w finale Pucharu Belgii, kiedy to rywalem “Rouches” był Genk. Niestety klub z Liege przegrał tamto spotkanie 1:2. Jakby tego było mało, straty finansowe za tamten sezon wynosiły już blisko 20 milionów euro.

Rezultaty na boisku nie podobały się sympatykom dumy walońskiego futbolu. Podczas meczu domowego z Charleroi w sezonie 2021/2022, przy wyniku 0:3 dla drużyny gości, fanatycy Standardu nie wytrzymali i zaczęli wrzucać na boisko race. Sędzia kilkukrotnie był zmuszony przerywać zawody. W końcu kibole gospodarzy wbiegli na murawę stadionu, przez co mecz nie mógł zostać dokończony. Belgijski związek piłki nożnej ukarał Standard walkowerem.

Władze klubu podjęły stosowne działania w związku z zaistniałymi incydentami. Zamknięto kilka trybun dla najzagorzalszych fanów. Zakazano też sprzedaży biletów na mecze domowe oraz wyjazdowe dla zorganizowanych grup.

Ubiegły sezon Standard Liege zakończył na 14. miejscu w tabeli ligi belgijskiej. Była to jedna z najgorszych kampanii w historii 10-krotnego mistrza Belgii.

NOWY INWESTOR

Narastające problemy finansowe powodowały, że nad Standarem wisiało coraz większe widmo bankructwa. Bruno Venanzi chciał sprzedać swoje udziały, ale kto pofatygowałby się, aby wyłożyć grube miliony na kupno klubu, którego dług przewyższa jego wartości. W końcu na horyzoncie pojawiła się amerykańska grupa inwestycyjna 777 Partners. To między innymi dzięki jej zapewnieniom o udzieleniu kapitału w wysokości 15 milionów euro Standard otrzymał licencję na grę w kolejnym sezonie Jupiler Pro League. 19 kwietnia 2022 roku grupa 777 Partners oficjalnie została właścicielem klubu znad Mozy, wykładając z kieszeni 55 milionów euro. W tej kwocie mieścił się także zakup spółki Sclessin, której założycielem był Bruno Venanzi i która to też posiadała stadion.

PRZEBUDOWA

Przyjście zagranicznych inwestorów mogło budzić pewne obawy wśród najwierniejszych kibiców “Rouches”. Mimo wszystko trzeba było wierzyć, że nowi właściciele ponownie przywrócą Standardowi dawną chwałę. Zaczęło się od mocnej przebudowy personelu. Zwolniono trenera, Lukę Elsnera oraz jego asystenta. Klub pozostawał też bez dyrektora sportowego czy prezesa. Nowym menadżerem został Ronny Deila. Norweg pracował wcześniej w amerykańskim New York City. W funkcję prezesa wcielił się tymczasowo Pierre Locht, który wcześniej koordynował akademię Standardu. Na stanowisko dyrektora sportowego powołano 45-letniego Fergala Harkina. Irlandczyk pracował wcześniej w Manchesterze City. Te wszystkie działania miały być dopiero zalążkiem odbudowy wielkiej belgijskiej potęgi.

PLANY I OBECNA SYTUACJA

Tydzień po przejęciu Standardu przez nowych właścicieli odbyła się konferencja prasowa z ich udziałem. Liderzy grupy 777 Partners zapowiadali, że chcą wprowadzić klub na wyższy poziom, przywrócić Standardowi dawny blask i … zdobyć tytuł mistrzowski w ciągu najbliższych trzech lat. Są to na pewno odważne stwierdzenia, mając na uwadze wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich latach. Ponadto “Rouches” zdobyli też zaledwie 4 punkty w pierwszych 5 meczach nowego sezonu. Na całe szczęście następne 6 spotkań przyniosło aż 15 punktów, a drużyna Deili wygrała m.in. z aktualnym mistrzem kraju, Club Brugge aż 3:0.

Ważniejsze od letnich transferów okazało się zatrzymanie w klubie dwóch kluczowych piłkarzy, Nicolasa Raskina oraz Selima Amallaha. Szczególnie ten drugi ma niezaprzeczalny wpływ na poczynania ofensywne zespołu. Marokańczyk to obecnie najlepszy strzelec Standardu (z 4 bramkami na koncie). Ponadto można sobie szczerze powiedzieć, że Standard “z” i “bez” Selima Amallaha to w większości meczów tego sezonu zupełnie inne drużyny.

Wątpliwości pojawiły się ponownie w ostatnich dniach. Decyzją trenera Marokańczyk nie znalazł się w kadrze meczowej na niedzielne starcie z Charleroi. Zawodnik wciąż nie doszedł do porozumienia z władzami klubu w sprawie nowego kontraktu (obecny wygasa w czerwcu przyszłego roku). Mówi się, że 25-latek oczekuje rocznej pensji w wysokości ponad miliona euro. Amallah potrzebuje rytmu meczowego, aby móc zaprezentować się z jak najlepszej strony na zbliżającym się wielkimi krokami mundialu w Katarze.

Standard przeszedł w okresie ostatnich kilku lat drastyczny spadek prawie na każdej płaszczyźnie. Uznany belgijski klub z Walonii jednego dnia mierzył się w europejskich rozgrywkach, a drugiego drżał o to, aby przyznano mu licencję na kolejny sezon ligowy. Odbudowa takiej marki jak Standard będzie trwała przez długi czas. Są plany i marzenia, aby przywrócić klub na sam szczyt, ale tak naprawdę najbliższe miesiące czy też nawet lata zweryfikują, czy jest to w ogóle możliwe. Choć mówi się, że marzenia się spełniają.

 

W realizacji materiału mocno pomógł ekspert belgijskiego futbolu – Mariusz Moński.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x