fot.
Udostępnij:

Lech bez umiejętności udokumentowania przewagi

W czwartkowym pojedynku na INEA Stadionie w ramach 34. kolejki ekstraklasy Lech Poznań podejmował Lechię Gdańsk. Mecz zakończył się remisem.

Poznaniaków czekał bardzo ważny mecz, albowiem jeżeli chcieli wywalczyć miejsce gwarantujące start w eliminacjach do europejskich pucharów musieli ten mecz wygrać. Podobnie sprawa tyczyła się gości z Gdańska, ale oni nie byli postawieni pod ścianą, lecz by przybliżyć się do walki o trzecie miejsce podopieczni Piotra Nowaka również potrzebowali trzech punktów.

Na przedmeczowej konferencji trener poznaniaków odniósł się do stylu Lechii w następujących słowach:

"Lechia jest zespołem, który w większości spotkań gra trójką środkowych obrońców, ma dużo zawodników przed linią piłki i dobrze nią grają. Ten styl gry dał im odpowiedni wynik, bo szli w górę tabeli i dopiero Piast ich zastopował. "

Trener Urban wspomniał też o Marcinie Robaku, który jest w cyklu treningowym, ale nie czuje się na siłach, by wystąpić w meczu. Szkoleniowiec Lecha mówi, że namawia go do powrotu, ale nikt nie siedzi w jego kostce i nie będzie przymuszał go do grania. Jeżeli były napastnik Pogoni da wyraźny znak do gry, to Urban znajdzie dla niego miejsce w składzie.

Pierwsza składna akcja gospodarzy miała miejsce ledwo po rozpoczęciu spotkania. Pawłowski zabawił się z zawodnikami Lechii jak z dziećmi i pomknął z piłką od środka boiska i holował ją aż pod szesnastkę. Zagrał do podłączającego się skrzydłem Lovrencicsa, który dośrodkował piłkę po ziemi do wchodzącego Bille Nielsena, lecz defensorzy Lechii byli szybsi i wybili piłkę na rzut rożny.

Lechiści pierwszą dogodną sytuacje mieli z rzutu wolnego z około 30 metrów od bramki. Z wolnego uderzał ex-lechita Sławomir Peszko. Świetnie przymierzył, ale Burić stanął na wysokości zadania i pokazał jak świetnie jest dysponowany wybijając uderzenie spod poprzeczki na rzut rożny.

Poznaniacy wybitnie wykorzystywali w tym meczu skrzydła, a dokładniej odchodzącego najprawdopodobniej do Ferencvarosu Lovrencicsa. Węgier miał sporo miejsca na swojej stronie, ale wrzutki wykonywane przez Madziara nie były na tyle dokładne, by mogły stworzyć zagrożenie dla bramki Milinkovicia-Savicia.

W Poznaniu toczył się bardzo otwarty mecz, na każdą zaczepkę gości z Gdańska poznaniacy odpowiadali bardzo szybko i na odwrót, ale kontry obu drużyn nie były na tyle składne i przemyślane, że kończyły się na wysokości szesnastek obu pól karnych.

Po tej wymianie chybionych ciosów do głosu głośniej doszedł Lech. Poznaniacy co rusz stwarzali sobie dogodne szanse na zdobycie bramki. Najbliżej strzelenia gola byli po wyprowadzeniu koronkowej akcji, gdzie pięcioma podaniami rozklepali ekipę przyjezdnych. Akcje zaprzepaścił w tym przypadku Pawłowski, który chcąc przytomnie wycofać piłkę piętą do podłączającego się do akcji Volkova zrobił to za słabo i gdańszczanie przejęli piłkę.

Kolejna akcja poznaniaków i jeszcze bliżej zdobycia bramki. Volkov dostrzegł Pawłowskiego znajdującego się w polu karnym, Polak popisał się dryblingiem i uderzył na bramkę. Piłka odbiła się jedynie od poprzeczki i wyleciała w pole.

Przy kolejnej akcji świetnie zachował się sędzia Jarosław Przybył, który puścił grę, mimo tego, że przy odbiorze piłki przez Linettego młody zawodnik był faulowany. Lovrencics dostał piłkę i mknął z nią niczym TGV po francuskich torach, ale Madziar zbyt się rozpędził i dograł piłkę do Pawłowskiego, który już znajdował się na spalonym. Gdyby Lovrencics spojrzał w lewą stronę szybciej i zagrałby piłkę o tempo żwawiej na pewno Milinković-Savić miałby spore problemy z obroną strzału skrzydłowego Lecha.

Rzutów rożnych dla Lecha było tego późnego popołudnia bez liku. Głównie po wybiciach piłki głową przez obrońców Lechii po wrzutkach poznaniaków, ale żaden z tych kornerów nie przełożył się na realne zagrożenie bramki gości. Jedynie celnym strzałem popisał się Arajuuri, lecz uderzenie było słabe i piłka poleciała prosto w stojącego na lini Milinkovicia.

Drugą część spotkania od początku opiewała nie w akcje, a w upomnienia. W ciągu dziewięciu minut sędzia Przybył upomniał dwóch Lechitów - Tetteha oraz Volkova - żółtymi kartkami a piłkarze co kontakt lądowali na murawie.

Lechici w 58. minucie dopięli swego i Linetty umieścił piłkę w bramce. Niestety dla poznaniaków sędzia liniowy dopatrzył się w tej akcji pozycji spalonej jedno z piłkarzy Kolejorza. W tej akcji niepotrzebnie wtrącił się Bille Nielsen, który pazernie poszedł na piłkę i zabrał ją jednemu z piłkarzy Lecha. Gdyby Duńczyk zostawił futbolówkę nie byłoby spalonego.

Milinković-Savić w bramce spisywał się bardzo dobrze. Po jednym z kornerów musiał w ekwilibrystyczny sposób wybijać strzał Macieja Gajosa, który groźnie uderzał piłkę głową z pięciu metrów. Gdyby nie refleks bramkarza Lechii, goście z Gdańska musieliby już parokrotnie wyciągać piłkę z bramki i wznawiać grę ze środka boiska.

Trener Jan Urban przed meczem z Lechią mówił, że w Lechu brakuje napastnika z prawdziwego zdarzenia. Wybitnie uwypuklone to zostało właśnie w tym spotkaniu. Tyle ile Lech sobie stworzył okazji do zdobycia bramki nie miał chyba przez całą rundę jesienną.

Rzuty rożne wykonywane przez zespół Kolejorza były o wiele groźniejsze aniżeli te z pierwszej połowy. Dobrą okazje do wyprowadzenia Lecha na prowadzenie, właśnie po jednym z kornerów, miał Vladimir Volkov. "Vova" najwyżej wyszedł w powietrze i strącił piłkę głową w stronę bramki Milinkovicia-Savicia. Piłka minimalnie minęła słupek bramkarza Lechii i wynik meczu nadal był remisowy.

Szukając pozytywów w zespole Lecha, mogliśmy doszukać się tego, czego Jan Urban pragnie mieć w szatni, a mianowicie piłkarza z charakterem. Na niego wyrósł bramkarz Kolejorza Jasmin Burić. Po jednej z akcji gdy sędzia liniowy nie uniósł chorągiewki sygnalizując spalonego, Bośniak wyskoczył jak sprinter z boksów w stronę arbitra liniowego i gdyby nie widmo dostania czerwonej kartki na pewno dobiegłby do bocznego powiedziałby co sądzi o nim i jego decyzji.

W 85. minucie na boisku pojawił się Kamil Jóźwiak. Wprowadzany do pierwszego zespołu Lecha pomocnik prawie zaliczył wejście smoka. Młody zawodnik Lecha otrzymał piłkę ze środka pola i stanął oko w oko z bramkarzem Lechii, lecz kapitalnie dysponowany Milinković obronił strzał wychowanka Kolejorza.

Świetną okazję do objęcia prowadzenia w 87. minucie miała Lechia Gdańsk. Kuświk z trudem minął Buricia i lekko turlnął piłkę w światło bramki, lecz piłka odbiła się od zewnętrznej strony słupka.

Lechia obudziła się dopiero pod koniec spotkania. Wpierw Paixao wszedł w pole karne i domagał się karnego po zagraniu piłki ręką Tetteha, którego notabene nie było. Chwilę po tej akcji Adam Buksa dobrze zagrał piłkę za plecy obrońców, lecz nikt do zagranej futbolówki nie doszedł.

Kolejorz w tym spotkaniu miał przewagę, ale nie potrafił udokumentować tego strzeleniem bramki. Lechia zagroziła bramce Lecha parokrotnie, ale jak już to robiła, to kibice Lecha mogli mieć przyspieszone bicie serca. Remis podopieczych Piotra Nowaka nie bardzo ich urządza, ale nie jest też zamknięciem furtki do zdobycia miejsca gwarantującego udział w eliminacjach do LE. Inaczej sprawa ima się poznańskiego Lecha. Podział punktów w tym spotkaniu może zupełnie zamknąć furtkę do zajęcia trzeciego miejsca, ale to wszystko zależy jeszcze od meczów pozostałych drużyn. Jedno jest pewne. Nie wszystko zależy od Lecha.

LECH POZNAŃ 0:0 LECHIA GDAŃSK

WIDZÓW:  10770

SĘDZIA: Jarosław Przybył

SKŁADY:

LECH POZNAŃ:

Burić - Kędziora, Kamiński, Arajuuri, Volkov - Tetteh, Linetty, Pawłowski(77` Jevtić), Lovrencics, Gajos(85` Jóźwiak)-  Bille Nielsen(66` Kownacki).

LECHIA GDAŃSK:

Milinkovic-Savić - Janicki, Maloca, Wawrzyniak(46` Stolarski)- Peszko, Kovacevic, Mila(61` Buksa), Haraslin(77` Chrzanowski), Krasić - Paixao, Kuświk.

 


Avatar
Data publikacji: 28 kwietnia 2016, 22:00
Zobacz również

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.