Krzysztof Piątek: Zakładnik kwoty transferowej

ESPN

Krzysztof Piątek jest przykładem zawodnika, do którego pasuje stwierdzenie: zakładnik zapłaconej kwoty. Wydawać by się mogło, że przed popularnym „Pioną” maluje się świetlana przyszłość. Po upływie czasu trzeba jednak stwierdzić, że wychowanek Lechii Dzierżoniów nie jest napastnikiem na poziomie Roberta Lewandowskiego, do którego był porównywany.

Napisać, że Krzysztof Piątek znalazł się na zakręcie, to tak naprawdę nic nie napisać. Po nieudanej przygodzie w Milanie, transfer do Herthy Berlin miał być wybawieniem. „Piona” trafił do klubu, który wydawał się mieć plan na rozwój dla siebie, ale i dla samego napastnika. Juergen Klinsmann wychwalał byłego piłkarza Zagłębia czy Cracovii. Fani talentu Piątka oczekiwali, że ten pokaże wszystkim krytykom, jakim jest naprawdę zawodnikiem.

Tylko wspomnienia

Od momentu kapitalnego wejścia do Seria A w barwach Genoi CFC, poprzez transfer–marzenie dla wielu zawodników i świetne wejście do Milanu pozostało tylko brutalne wspomnienie. Z tamtego „Il Pistolero” zostało niewiele. W barwach „Starej Damy”, ale tej z Berlina Krzysztof Piątek nie pokazuje nic, co mogłoby wywoływać jakąkolwiek nutkę pozytywnych myśli. Oczywiście wiele można zrzucić na to, że Krzyśka prowadziło już kilku trenerów. Każdy miał inną wizję i każdy w inny sposób podchodził do pracy z naszym rodakiem. To wszystko jednak staję się mało istotną kwestią, gdy przypomnimy za jakie pieniądze Krzysztof Piątek przechodził najpierw do AC Milan, a następnie do Herthy Berlin.

Doskonale wiemy, że oczekiwania wobec piłkarza rosną wraz z kwotą, za jaką on przychodzi do danego zespołu. Działacze, trenerzy i kibice mają pełne prawo wymagać czegoś więcej od nowego zawodnika, który zasilił szeregi ich klubu za pokaźną sumę. W przypadku „Piony” w czasach gry w Milanie uwielbienie bardzo szybko zmieniło się w niechęć. Wpływ na to mógł mieć transfer Zlatana Ibrahimovicia, który na San Siro jest traktowany na równi z Bogiem. Jednak po prawdzie to sam Piątek sobie nie pomógł. Nie potrafił do końca zjednać sobie fanów w czerwono-czarnej części Mediolanu. Ostatecznie musiał odejść. Padały nazwy różnych klubów. Od Tottenhamu, po Borussie Dortmund. Finalnie wybór padł na Herthę Berlin, co wydawało się przemyślanym ruchem. Niestety, jak na razie wszystko obraca się przeciw niemu.

Do tanga trzeba dwojga

Kolejnym, nowym trenerem w karierze Krzysztofa Piątka jest Bruno Labbadia. Urodzony w Darmstadt szkoleniowiec w przeszłości był co najmniej solidnym napastnikiem na niemieckich boiskach. Według ekspertów twierdzi, że współpraca między naszym napastnikiem, a byłym trenerem Bayeru Leverkusen, HSV Hamburg czy Stuttgartu powinna przynieść oczekiwane skutki. Nie są to słowa rzucane na wiatr, bo sam Labbadia już kilkukrotnie potrafił „wskrzesić” napastników, z którymi pracował. Żeby jednak nie było zbyt sympatycznie, to trzeba pamiętać, że wskazówki trenera są tylko jedną stroną medalu. Drugie tyle, albo i więcej zależy od samego zawodnika.

Nie wiem jak mocno Krzyśka Piątka uwiera fakt, że zawodzi. Bo tak w zasadzie jest. Nie wiem kiedy będzie on potrafił poradzić sobie z ogromnymi oczekiwaniami. Wiem jednak, że skreślanie napastnika reprezentacji Polski jak na razie jest na wyrost. Może nie posiada on umiejętności, które pozwolą na wygranie meczu w pojedynkę. Jest jednak piłkarzem na określonym poziomie. Piłkarzem, za którego wydano duże pieniądze. Oczekiwania nie znikną, tylko będą narastały. Mi osobiście jednak bliżej do stwierdzenia, że Krzysztof Piątek pokaże jeszcze swoją wartość, niż do myślenia, że już nic z niego nie będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x