Hejterzy i tak nie zrozumieją naszej miłości…

Wracam z felietonem, po naprawdę długim czasie. Co mnie nakłoniło do jego napisania? Otóż przeczytałem artykuł o tym, ile Górnik Zabrze dał reprezentacji Polski. Co pod nim znalazłem? Tego Dante nie zawarł opisując piekło w “Boskiej Komedii”. Postanowiłem się pochylić nad losem wspaniałych polskich drużyn, gdy idzie im gorzej.

“To były piękne dni, naprawdę piękne dni…” Miech ten cytat przyświeca temu oto felietonowi. Będzie sentymentalnie, więc proszę o smutną muzykę i chusteczki. Zaczniemy od Polski.

Górnik Zabrze, czternastokrotni mistrzowie Polski, finaliści Pucharu Zdobywców Pucharów, ćwierćfinalista Puchar Mistrzów, poprzednika Ligi Mistrzów. Brzmi fenomenalnie, prawda? Z tym, że… Ostatnie osiągnięcie do finał Pucharu Polski w 2001 roku. To raczej żenujące, żeby uznawać to za sukces. Podium Ekstraklasy oglądano na Roosvelta 21 lat temu, a mistrzostwo 26 lat temu. Choć ekstraklasą na ogół się nie interesuję, to jednak sprawdzam jak gra Górnik, drużyna najbliższa mojemu sercu. Cóż, muszę przyznać, że czuję się jak kibic Liverpoolu. Niby wiem, że moja drużyna ma fantastyczną historię i być może tylko dwa kluby w historii osiągnęły więcej w moim kraju, ale szczytem marzeń obecnej kadry jest siódme miejsce. A obecnie zajmują piętnaste. To przykre, że klub z taką historia musi drżeć o to, czy się utrzyma w ekstraklasie. Subiektywnie mówiąc uważam, że Ojrzyński wyprowadzi te drużynę na prostą. Niemniej regularne sprzeniewierzanie klubowych finansów i przekręty robione przez ludzi związanych z klubem, sprawia, że atmosfera wokół drużyny z Zabrza robi się śmierdząca.

Niewiele lepiej jest w Chorzowie. Ruch co prawda co jakiś czas przejawia aspiracje pucharowe, lecz ich walka jeszcze się nie powiodła. Ruch  z sezonu na sezon gra coraz słabiej i możecie się ze mną zgodzić, lub mnie, popada już nawet nie w przeciętność, ale nijakość. Zapowiada się drugi sezon walki w strefie spadkowej, co dla tak wielkiej drużyny jest hańbą. A pomyśleć, że kiedyś te dwa wielkie śląskie kluby toczyły ze sobą zażarte pojedynki. Jednak i tak mogą mówić o dużym szczęściu. Mało kto pamięta mistrza Polski z 1980 roku – Szombierki Bytom. Ostatni raz swój udział w ekstraklasie, była drużyna Jana Białasa, Jerzego Wilima (nawiasem mówiąc legendy “trójkolorowych”) czy nieco niedocenianego Romana Ogazy zaliczyła w roku 1993. Wówczas zaczął się ich smutny marsz w przepaść, zakończony ostatecznym upadkiem i spadkiem do B-Klasy w 2006 roku, tracąc w ciągu dwóch kolejnych sezonów w sumie… 222 bramki.  Po tym było już tylko lepiej i grając z amatoami zdobyli w B-Klasie 121 goli, wynik ten przebił dopiero sześć lat później Hutnik Warszawa, zdobywając 188. Obecnie Szombierki występują w III lidze.  Jak sytuacja przedstawia się w innych regionach Polski?

Nie istnieje pojęcie zawodowej piłki w Łodzi. ŁKS był mistrzem Polski raptem 16 lat temu, Widzew był ostatnią polska drużyną grającą w Lidze Mistrzów. Co się dzieje z nimi teraz? ŁKS zdegradowany do IV ligi rok wcześniej niż Widzew znajduje się właśnie o ten szczebelek wyżej w ligowej hierarchii. Jednak nie gra tam dobrze, zajmuje szóste miejsce. Tuż za… Polonią Warszawa, mistrzem Polski z sezonu 1999/2000. Jednak choć te trzy kluby były budowany na trzech różnych fundamentach połączyło je jedno – wspaniała historia i koszmarne kłopoty finansowe. Polonia została zdegradowana po ogromnym zamieszaniu wywołanym przez Józefa Wojciechowskiego. Widzew po nieudanej zabawie Sylwestra Cacka. ŁKS został pozbawiony licencji, ponieważ nie wypłacił zaległych pensji byłym piłkarzom. Gdyby nie miłość kibiców, nie zobaczylibyśmy tych wspaniałych marek prawdopodobnie nigdy.  Albo wróciłyby do gry o cokolwiek po wielu latach, jak Zawisza Bydgoszcz.  Wspaniali kibice sprawili, że obecnie w Łodzi istnieją… Dwa Widzewy. Jeden – RTS Widzew to właśnie “klub właściwy” grający w IV lidze. Drugi – TMRF (Towarzystwo Miłośników Rozwoju Fizycznego) Widzew gra w A Klasie. To z pewnością ukłon w stronę wspaniałej drużyny.

Skoro “odwiedziliśmy” Śląsk, Łódzkie, oraz zahaczyliśmy o Warszawę, czas przenieść się do Poznania.

Wiadomo, że Lech w tym sezonie nie gra po mistrzowsku. Ba! Są najgorszymi mistrzami w historii Ekstraklasy! I oni również nie spadną moim zdaniem. Dlaczego? Cóż, dobry trener, dobrzy piłkarze, stadion i kibice muszą w końcu zdać egzamin. Lech potrzebuje wstrząsu, bo inaczej skończy się to jak u rywala zza miedzy. Warta, przed wojną wspaniały klub, ma tendencje do spadania. W ostatnich czterech latach spadła z I do III ligi. Obecnie walczy o awans do drugiej, prowadząc w grupie kujawsko-pomorsko-wielkopolskiej.

Tak więc legendarne imię nie zaginie na mapach piłkarskiej Polski tak szybko jak chcieliby tego fani największych rywali.  Co jednak się dzieje poza granicami Polski?

Kiedy patrzymy na tabelę wszech czasów Premier League, mogą dziwić tak wysokie pozycje drużyn takich jak Sheffield Wednseday (4 mistrzostwa Anglii, 13 medali, obecnie gra w drugiej lidze), Wolverhampton (14 medali, gra w Championship), Leeds (10 medali, Championship) czy Huddersfield (9 medali, gra w Championship). Nie ma tu sensacji. Spójrzmy więc na Niemcy. Alemannia Aachen może wielką drużyną nie była, ale była waleczna i w swoim jedynym sezonie w pucharach potrafili wyjść z grupy. Była prawdziwą kopalnią talentów takich jak Torsten Frings, Jan Schlaudraff, Simon Rolfes, Lewis Holtby, Vedad Ibisević, Łukasz Szukała czy znany z polskich boisk Emil Noll. Obecnie, zaledwie dziesięć lat po fantastycznym zastrzyku gotówki z okazji udziału w pucharach, grają w czwartej lidze niemieckiej i raczej wyżej póki co nie awansują. W Hiszpanii od samego początku waleczni w pucharach byli Baskowie. Jedna z takich drużyn – Arenas Getxo zdobyła Puchar Hiszpanii raz, a kolejne trzy razy grała w finale. Była jednym ze współzałożycieli “La Ligi”, a także uczestnikiem fantastycznego baskijsko – katalońskiego podium w roku 1930. To tu karierę zaczynał legendarny Jose Maria Zarraga, później członek cudownego składu Bernabeu. Obecnie graja w czwartej lidze hiszpańskiej. We Francji też mamy kilka takich przykładów. FC Sete – klub, który zdobył dwa mistrzostwa Francji, oraz dwa Puchary Francji męczy się obecnie w trzeciej lidze. Podobnie sprawa wygląda z RC Strasbourg, bardziej rozpoznawalną marką. Bedąc w Europie, nie można zapomnieć o Włoszech i legendarnej Parmie. Parmie, która upadła już nie na kolana, a na twarz i leży na wznak. Można ją było niedawno wykupić za 1(!) euro. Obecnie legendarni Gialloblu”, którzy siali postrach jeszcze w latach dziewięćdziesiątych i na początku nowego tysiąclecia, grają w Serie D. W maju dzięki pomocy innych klubów dokończyli sezon. Do maja ich rywalami były Inter, Milan, czy Juventus. Dziś grają przeciwko drużynom o tak wspaniałej nazwie jak Fincantieti Monfalcone. To ogromny cios dla kluby, w którym grali tacy piłkarze jak Gianluigi Buffon, Lilliam Thuram, Adrian Mutu, Marco Di Vaio, czy Fabio Cannavaro. Ponadto Dino Baggio, Roberto Sentini, Luca Bucci, czy Massimo Crippa. Cytując jeden z popularnych memów “cios prosto w martwe serce”. Choć ja wierzę, że Parma nie umarła i za kilka(naście) lat znów zawita na salony.

Podsumowując – legendarne kluby pozostaną legendarne, nieważne czy w sercach stu ludzi, czy stu milionów. nadejdzie dzień, kiedy znów wrócą na swoje miejsce, a wtedy ludzie będą pisali peany na ich cześć, zapominając, że wcześniej wyśmiewali się z nich publicznie.

 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x