Gigant o chwiejnych nogach. Luis Enrique głupcem, czy wizjonerem?

Gigant o chwiejnych nogach

fot. AS English

Hiszpańska selekcja lubi widowiskowość. Tym razem nie było inaczej, chociaż skutek ten sam. Mnóstwo dyskusji i krytyki, a przy tym wszystkim niewiele argumentów poza jednym dość istotnym – liczbami. Za adwokata bawić się nie będę, ale spróbujmy poszukać innej perspektywy. Tej, z którą nam nie po drodze.

Gdy Luis Enrique upublicznił listę powołanych na tegoroczne mistrzostwa Europy – jak mogłoby być inaczej – wzbudził mnóstwo kontrowersji. Zarówno wśród nieprzekonanych kibiców, ale i mediów, prześcigających się w krytyce różnej maści. “Dlaczego ten, a nie tamten? Bez tego nie da rady, a tamten zasłużył. Brak zawodników Realu Madryt? Skandal, ale nie ma co się dziwić, bo to przecież były szkoleniowiec Blaugrany”. Podejrzeń i niepochlebnych komentarzy nie było końca, choć powiedzmy sobie szczerze – patrząc na listę, można się było tego spodziewać.

Krytyka wobec selekcjonera wróciła po meczu z Portugalią. Uderzyła do tego stopnia, że w opinii publicznej wiele osób pogodziło się już z faktem, że ich reprezentacja nie odegra znaczącej roli na Euro. Przyszłość Enrique zostaje zagadką, a kolejnymi wypowiedziami nieszczególnie sobie pomaga. Odrzuca Ramosa, bo nie jest w pełnej gotowości, gdy inni zmagają się z problemami mięśniowymi. Mówi o braku miejsca dla Nacho, choć znalazło się dla Diego Llorente, Erica Garcii, czy debiutanta Aymerica Laporte. W końcu wyklucza Aspasa, by powołać Sarabię. Na pytanie dziennikarzy odpowiada – „To może być niespodzianka nawet dla niego. Dwukrotnie chcieliśmy zadzwonić do Pablo, ale był kontuzjowany. Jest w jednym z najlepszych zespołów na świecie. Ma sporą konkurencję i nie gra tak dużo jakby chciał (…)”. Skoro nie gra, a inni grają…

Adama Traore – brytyjski pierwiastek hiszpańskiej kadry narodowej

Gigant o chwiejnych nogach

Pragmatyzm ma być górą, a to dalekie od wizji hiszpańskiego futbolu.  Istnieją jednak ludzie, a zwłaszcza postawy, które nie są zbyt adekwatne do mediów. Śmiało, można uznać, że jedną z nich jest Luis Enrique. Nieobecność Ramosa na tegorocznych mistrzostwach postawiła na nogi całą Hiszpanię. Niemniej jednak nie pierwszy raz. W historii mieliśmy już podobną sytuację. W latach 2004-08 selekcjonerem hiszpańskiej kadry był legendarny Luis Aragones. Na turniej w 2008 roku nie zabrał Raula Gonzaleza Blanco – gwiazdy i kapitana reprezentacji oraz Realu Madryt. Raul z czasem dla Aragonesa stał się postacią niewygodną, która idąc na wojnę, spotkała się z wyraźną kontrą. Najpierw sukcesywnie pomijany przez wiele miesięcy, a ostatecznie poza kadrą na Euro. Znalazło się za to miejsce dla Daniela Guizy, czy Sergio Garcii. Finał tej historii dobrze znamy.

Wydaje się, że tym razem będzie ciężko, aby powtórzyć tamten wyczyn, aczkolwiek zdecydują liczby. Wynik, który zresztą jak zawsze weryfikuje wszelką opinię. To on wpłynie na przyszłość Luisa Enrique. Jeśli sukcesy będą towarzyszyły tej selekcji, to charakter i metody Lucho będą bezpieczne. Uzyskają wsparcie, którego aktualnie po prostu brakuje. Kolejność nie ta, owszem, ale to nic nadzwyczajnego – podążając dewizą, że na zaufanie trzeba sobie zapracować.

A co w innym przypadku? Telenowela dobiegnie końca, a Lucho może nawet stracić pracę. Szukanie alibi na nic się nie zda. Brutalnie, ale taki jest futbol. Nie ma czasu i miejsca na błędy. W przypadku Enrique zaboli podwójnie, albowiem w ciągu tych kilku miesięcy Hiszpan nie budował wyłącznie zespołu na Euro. On budował drużynę, która będzie rosła przynajmniej do mundialu. Plony zbierze ktoś inny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x