Bundesliga: Lewy i spółka kontra reszta świata? Przewidywania przed rozpoczęciem sezonu

fcbayern.com

Zaczyna się wielkie granie. Piłka już śmiga po francuskich boiskach, a w miniony weekend wróciła także na Wyspy. Najwyższy czas na powrót niemieckiej Bundesligi. Przygotujcie napoje oraz przekąski, bo za naszą zachodnią granicą może być ciekawie.

Dość wyrównany start poprzedniego sezonu, a w jego drugiej części one club show. Fantastyczny Hansi Flick, dowodzący równie fantastyczną, piłkarską maszyną w postaci Roberta Lewandowskiego. Błyszczący Jadon Sancho, Timo Werner oraz Kai Havertz. Jedno z najlepszych wejść – jeszcze nastolatka – w europejskie rozgrywki, jakie światu dane było oglądać. Właściwie to dwóch nastolatków – wysokiego, zabójczo skutecznego Norwega oraz piekielnie szybkiego, sympatycznego Kanadyjczyka. Bardzo przyjemny epizod z futbolem na najwyższym poziomie w wykonaniu Rafała Gikiewicza, a skoro już o rodakach mówimy – znów naładowane i strzelające pistolety Krzysztofa Piątka. Wymieniać można jeszcze sporo, lecz są to wydarzenia z zakończonego już sezonu. Nie ma potrzeby nadmiernie zerkać wstecz, ponieważ już w ten piątek rozpoczyna się kolejna kampania niemieckiej Bundesligi. Jej sympatyków czekają kolejne mniej lub bardziej interesujące rozstrzygnięcia, a oto te, których mogą się spodziewać.

Hegemonii ciąg dalszy…                

Mistrzem Niemiec pozostanie Bayern Monachium – to trzeba powiedzieć prosto z marszu. Tego typu predykcja nie powinna nikogo dziwić, bo jest po prostu najbardziej oczywista. Podopieczni Flicka są obecnie najlepszą ekipą na świecie. Potwierdzili to zwyciężając w Lidze Mistrzów – w dodatku w niezwykle przekonującym stylu. Byli niepokonani przez całe rozgrywki, a na swojej drodze zdemolowali kolejno: Chelsea, bardzo, ale to bardzo dotkliwie Barcelonę, zaś Lyon nieco oszczędzili, wbijając mu „zaledwie” trzy gole. Zdobycie Pucharu Europy było dla Bawarczyków trzecim trofeum w sezonie, zatem w nowe rozgrywki wchodzić będą z potrójną koroną na głowie.

Zdominowali Champions League, zdominowali także futbol krajowy. Z resztą, czy to jakaś nowość? No niekoniecznie, bo tytuł mistrzowski dzierżą nieprzerwalnie od ośmiu sezonów. W ich klubowej gablocie spoczywa łącznie trzydzieści trofeów dla najlepszej drużyny piłkarskiej w Niemczech. To liczba absolutnie deklasująca inne kluby. Dla porównania, drugie w rankingu najbardziej utytułowanych ekip Bundesligi – dwie Borussie – mogą pochwalić się pięcioma pucharami. Powiedzieć, że Bayern Monachium jest jej hegemonem, to właściwie jakby nie powiedzieć nic.

Ostatnio Bawarczycy triumfowali z przewagą trzynastu punktów nad rywalem z Dortmundu. Osiągnęli barierę stu goli zdobytych we wszystkich meczach ligowych – to o szesnaście więcej od wyżej wspomnianego kontrkandydata do mistrzostwa. Bezdyskusyjnie dysponują najlepszą ofensywą w kraju, która w dodatku została wzmocniona nogami Leroya Sane. Szczerze mówiąc, atakujący tercet Gnabry-Lewandowski-Sane brzmi po prostu strasznie – oczywiście dla defensorów i golkiperów jego rywali. Jednak największe wrażenie może robić niesamowita seria dwudziestu meczów bez porażki, bowiem machina Flicka w lidze jest niepokonana od 7 grudnia 2019 (1:2 z M’gladbach). W ów rekordzie zawiera się jeszcze jedna imponująca seria, ponieważ Bayern wygrał trzynaście ostatnich pojedynków ligowych. Co więcej, nie były to byle jakie, wymęczone triumfy – w sześciu z nich Lewy i spółka strzelili cztery gole lub więcej. Czyli co, w Bundeslidze raczej nuda, bowiem hegemonii Bawarczyków ciąg dalszy?

…czyli na szczycie bez większych zmian

Chciałbym móc powiedzieć, że możemy spodziewać się niezwykle interesującego sezonu pełnego zawirowań w czubie tabeli. Chciałbym, ale nie mogę z racji fenomenalnego Bayernu, którego potencjał najprawdopodobniej odbierze nieco kolorytu w walce o tytuł mistrzowski. Ale nie bądźmy tacy pesymistyczni. Podkreślenie słowa „nieco” było celowym zabiegiem, mającym na celu dodać trochę wiary w konkurentów podopiecznych Flicka. Szczególnie w Borussię Dortmund, a także RB Lipsk. Te dwa zespoły zostały wywołane do tablicy nie bez powodu – w końcu są uznawane za najgroźniejszych rywali hegemona Bundesligi. Pierwszy z nich regularnie z nim przegrywa, zaś drugi należy do ścisłej czołówki od niedawna, bo od czterech lat. Z kolei od dwóch konsekwentnie plasuje się najniższym stopniu ligowego podium.

Najprawdopodobniej tak też będzie ono wyglądać w tym sezonie. Złoty medal dla Bayernu, a walka o srebro rozegra się między piłkarzami Dortmundu i Lipska. Kto w tym starciu będzie lepszy? Jeśli już bawimy się w przewidywania, moim typem jest ekipa Nagelsmanna. Okej, co prawda straciła Timo Wernera, jednak w Lidze Mistrzów pokazała, że życie bez reprezentanta Niemiec może istnieć. Co więcej, sprowadzono już pewne posiłki do jej formacji ofensywnej. Hee-chan Hwang zdążył całkiem przyzwoicie przywitać się z nowym klubem, bowiem debiut skwitował golem i asystą w Pucharze Niemiec (3:0 przeciwko Norymbergii). RasenBallsport nie był do tej pory szczególnie aktywny na runku transferowym, zatem można spodziewać się, że nie będzie to jedyne wzmocnienie w jego szeregach.

Głównym argumentem, który nieco bardziej skłania mnie ku temu wyborowi jest sama postać Juliana Nagelsmanna. Niemiecki szkoleniowiec – mimo swojego młodego wieku – może imponować zarówno na krajowym podwórku, jak i na arenie międzynarodowej. W 2016 roku utrzymał znajdujące się w diabelnie trudnej sytuacji Hoffenheim, by rok później zagrać z nim w Lidze Mistrzów. W zakończonym już sezonie dość nieoczekiwanie do półfinału tych rozgrywek wprowadził Lipsk. Można powiedzieć, że sukces goni sukces, a warto wspomnieć, że na karku dopiero 33 lata. Kwestią czasu jest, kiedy wygra jakieś poważne trofeum.

 Z kolei zobligowany do sukcesu  jest szkoleniowiec Borussi – Lucien Favre. Szwajcar dostał od władz klubu ultimatum: albo wygrywa mistrzostwo, albo może pakować walizki. Czy tego typu presja wpłynie na niego w pozytywny sposób? Obawiam się, że nie, a nawet wręcz przeciwnie. Raczej na próżno szukać w jego CV wpisu o topowymi klubie ze Starego Kontynentu, który wymagał walki o najwyższe i najbardziej prestiżowe cele. Praca pod presją na pewno pomagać nie będzie, a do tego czynnika można także dodać potencjalną utratę największej gwiazdy. Tajemnicą nie jest, że połowa piłkarskiej Europy chciałaby u siebie Jadona Sancho. Anglik od kilku miesięcy łączony jest z Manchesterem United, a jego odejście może być dość bolesnym ciosem dla BVB, choćby ze względu na wykręcane przez niego liczby.

Stolica wkracza do gry

Zmian w czołówce najprawdopodobniej się nie doczekamy. Giganci sukcesywnie będą robić swoje, a wtórować im będą kluby aspirujące do pokrzyżowania ich planów. Do tego drugiego grona zaliczyć można świetnie prezentujące się rok temu M’gladbach, solidne Leverkusen, czy chociażby.. ambitną Herthę.

Ekipa z Berlina poprzedni sezon zakończyła na dziesiątym miejscu. Mogło być zdecydowanie gorzej, w końcu znalazła się w dość nieprzyjemnej sytuacji po całej aferze z Jurgenem Klinsmannem. Co więcej, w niektórych momentach krążyło nad nią nawet widmo ewentualnej relegacji na bundesligowe zaplecze. Sytuacja nieco się poprawiła, gdy na stanowisko trenera zatrudniony został Bruno Labbadia. Przedstawię może drobną statystykę dla uświadomienia „efektu nowej miotły” – po wznowieniu rozgrywek w styczniu, Hertha wygrała dwa z ośmiu meczów. W międzyczasie została upokorzona na swoim boisku przez Bayern (0:4), a także Köln (0:5). Z kolei po przyznaniu posady nowemu szkoleniowcowi, dwa kolejne spotkania przyniosły stołecznemu klubowi komplet punktów. Piłkarze z Berlina najpierw pokonali Hoffenheim, by następnie odegrać się w derbach Unionowi (4:0). Pomimo kilku porażek w końcówce sezonu i tak udało im się awansować z czternastej na dziesiątą pozycję.

Oczywiście, nasze oczy będą skierowane na poczynania tego klubu ze względu na Krzysztofa Piątka. Polak dla stołecznego klubu strzelił do tej pory cztery gole. Nie jest to imponujący rezultat, jeśli dopowiem, że rozegrał piętnaście ligowych spotkań. Jednak zawsze należy dostrzegać jakieś pozytywne rozwiązania, prawda? A dla popularnego bombera stanowić może ono gra u boku Mateusa Cunhy. 21-letni Brazylijczyk związał się z Herthą – tak samo jak Piątek – w zimowym okienku transferowym. To właśnie on może być jednym z filarów sukcesu Berlina w nadchodzącej kampanii. W jedenastu meczach strzelił pięć goli, a przede wszystkim stanowił spore zagrożenie pod bramką rywali. To co, tercet Cunha-Piątek-Lukebakio na podbój górnej części tabeli Bundesligi? Chyba nie mielibyśmy nic przeciwko!

Jeżeli jesteśmy już w stolicy Niemiec, warto wspomnieć o drugim klubie z tego miasta. Union odnotował nie lada sukces utrzymując się na powierzchni elity, a jego instrumentalną częścią był Rafał Gikiewicz. Co prawda Polak występować już tam nie będzie, jednak nawet bez niego, stołeczny klub będzie miał szanse na powtórzenie tego wyczynu. Zdaje się nawet, że większe niż Augsburg – obecny pracodawca naszego golkipera, który typowany jest do spadku wraz z Arminią Bielefeld.

Naładowane strzelby

Walka o tytuł mistrzowski może nie dostarczyć nam wielkich dawek emocji. Trzeba być tego świadomym od samego początku. Ale nie ma co się martwić, ponieważ ów fakt nieco zrekompensować mogą snajperskie pojedynki, w których główną rolę odgrywać będzie oczywiście Robert Lewandowski. Polak w poprzednim sezonie strzelił zawrotną ilość trzydziestu czterech goli. Wyzwanie rzucił mu jedynie Timo Werner, który zdobył ich o sześć mniej. Los tak chciał, że niemiecki snajper porzucił rodzime rozgrywki na rzecz Premier League, zatem rola kontrkandydata dla „Lewego” nie została jeszcze obsadzona.

Ja jednak widzę pewne całkiem nieźle pasujące nazwisko. Oczywiście mowa o cudownym chłopcu norweskiej piłki – potężnym Erlingu Haalandzie. To był jego rok, bo wychodziło mu niemalże wszystko. Bramki w barwach Salzburga, bramki w Lidze Mistrzów, bramki w Bundeslidze, bramki w reprezentacji, bramki po prostu wszędzie. W ciągu połowy sezonu zdobył ich trzynaście. Jak będzie to wyglądało w przekroju całej kampanii? Ile załaduje i czy może zagrozić naszemu kapitanowi? Odpowiedzi otrzymamy już wkrótce. Jednakże pewne jest, że obaj panowie na boisko wkroczą już w trakcie tego weekendu, a jeszcze co bardziej oczywiste – będą głodni goli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.


x