fot. a-league.com.au
Udostępnij:

A-L: Sydney jest błękitne!

"This is a demolishing derby." - rzekł komentator FoxSports, Andy Harper pod koniec Derbów Sydney. Wschód miasta świętuje, gdyż rekordowe 61 880 widzów obejrzało jak Sydney FC rozbili Western Sydney Wanderers 4:0.

To był mecz zmieniający historię. Dosłownie. Cała futbolowa Australia zastanawiała się, co na boisku pokażą piłkarze obu zespołów, ponieważ od samego początku było wiadomo, że o atmosferę na trybunach nie trzeba się niepokoić. 61 880 widzów, którzy dzisiejszego wieczoru czasu lokalnego pojawili się na ANZ Stadium ustaliło nowy rekord frekwencji na sportowym wydarzeniu kiedykolwiek rozgrywanego na Antypodach. Przechodząc stricte do wydarzeń na murawie, przez długi czas wydawało się, że zawodnicy obu walczących klubów nie mogą poradzić sobie z ciężarem tego starcia.

Pierwsi przebudzili się Sydney FC, którzy byli blisko zdobycia bramki w 16. minucie, kiedy to po kontrze wyprowadzonej przez Filipa Holosko, Rhyan Grant uderzył wprost w ręce Andrew Redmayne'a. Chwilę później podopieczni Grahama Arnolda mieli kolejną okazję, ale główka Milosa Ninkovica minęła lewy słupek bramki Wanderers. W 19. minucie były reprezentant Słowacji, Filip Holosko po raz pierwszy uciekł pilnującemu go Brendanowi Hamillowi, ale na szczęście dla obrońcy strzał napastnika był niecelny.

W 30. minucie na boisku zaiskrzyło. Po wślizgu Robbiego Cornthwaite'a w nogi Bobo doszło do szarpaniny, w której główny udział mieli Scott Neville (WSW) oraz David Carney (SYD). Po tej sytuacji przebudzili się formalni gospodarze derbów. Wanderers mogli objąć prowadzenie tuż przed przerwą, ale dwie dobre okazje zmarnował Kerem Bulut. Szczególnie ta druga jest warta wspomnienia, gdyż wtedy sędziująca na linii pani arbiter podniosła chorągiewkę sygnalizując spalonego, ale sędzia główny Jarred Gillet nakazał grać dalej. Bulut nie wykorzystał jednak gapiostwa defensorów Skyblues i zamiast wyprowadzić Western Sydney na prowadzenie przegrał pojedynek jeden na jeden z Danny'm Vukoviciem.

Już w czasie pierwszej połowy spotkania było widać, że grający na nie swojej pozycji Hamill (nominalnie stoper, dziś lewa obrona) nie daje sobie rady z szarżującym Filipem Holosko. Trener Tony Popović zlekceważył jednak to zagrożenie, które zemściło się tuż po wznowieniu gry.

Najpierw w 51. minucie Carney z lewej strony wrzucił piłkę do Bobo, ten przedłużył ją do Holosko, a Słowak umieścił ją w siatce, pozostawiając daleko w tyle wspomnianego Hamilla. Nie minęło 300 sekund i byliśmy świadkami niemal identycznej sytuacji. Carney wrzuca z lewej strony, z prawej do środka zgrywa Holosko, korzystając z biernej postawy Hamilla, a Bobo strzela na 2:0. Wszystko wydarzyło się na wprost trybuny, na której zorganizowani kibice WSW odpalili race. Przypomnijmy, że nad Red&Black's nadal wisi wstrzymana kara odjęcia trzech punktów za złe zachowanie fanów.

WSW starali się odwrócić losy spotkania, ale dobrych okazji nie wykorzystali Mitch Nichols oraz Kerem Bulut. Pierwszy znalazł się w sytuacji jeden na jeden z Vukovic'em, dzięki rykoszetowi, ale nie potrafił skorzystać z prezentu. Z kolei napastnik nie umiał pokonać bramkarza Sydney główką, po kapitalnej wrzutce dopiero co wprowadzonego Nicholasa Martineza. Marquee Wanderers pokazał się z naprawdę dobrej strony, wprowadzając do gry swojego zespołu wiele świeżości i nieszablonowości. W międzyczasie (71.minuta) na lewym skrzydle pięknym dryblingiem popisał się Jumpei Kusukami, ale oddany na końcu strzał Japończyka był zbyt słaby by pokonać goalkeepera Błękitnych. W 76. minucie Sydney FC byli blisko zdobycia trzeciej bramki, ale po fantastycznym długim podaniu Brandona O'Neilla, Rhyan Grant trafił z woleja w poprzeczkę.

Dziewięć minut później było już pozamiatane:  na 3:0 z rzutu wolnego podwyższył młody O'Neill. Wszystko stało się tuż po tym, jak z boiska za faul na wychodzącym sam na sam Alexie Brosque wyleciał Artiz Borda. W 90. minucie sam faulowany postanowił dobić rywala. Ta akcja w pełni jednak obrazowała to co działo się z WSW na przestrzeni całego spotkania. Na lewej obronie brakowało Brendana Hamilla, pasywność asekurującego Dimasa Delgado wykorzystał rezerwowy Matt Simon, który wszedł w pole karne i dograł do Bobo. Strzał Brazylijczyka odbił co prawda Andrew Redmayne, ale wobec dobitki Brosque'a był już jednak bezradny.

Western Sydney Wanderers ponownie udowodnili, że nie potrafią zagrać dobrze na początku sezonu. W ich czteroletniej historii ani razu nie udało im się wygrać w meczu inaugurującym sezon. Co więcej, ponownie przegrali derby, w których od ponad dwóch i pół roku królują Sydney FC. Dzisiaj znów świętuje wschód miasta wielkiej opery. Sydney is Skyblue!

Western Sydney Wanderers - Sydney FC 0:4 (0:0)

Bramki: Holosko 51', Bobo 56', O'Neill 85', Brosque 89'

Kartki: Dimas (ż.25'), Cornthwaite (ż.31'), Neville (32'), Borda (cz.84') - Carney (ż.31')

WSW: Redmayne - Neville, Borda, Cornthwaite, Hamill - Pinatares (Baccus 59'), Dimas - Kusukami, Nichols, Lustica (Martinez 66') - Bulut

SYD: Vukovic - Grant, Wilkinson, Jurman, Zullo - O'Neill, Brillante - Carney (Brosque 72'), Ninkovic, Holosko (Simon 80') - Bobo (Ryall 90+1')


Avatar
Data publikacji: 8 października 2016, 13:18
Zobacz również
W odpowiedzi na “A-L: Sydney jest błękitne!”

Niezwykła demonstracja siły Sydney FC i słabości Western Sydney.
Może w kolejnym meczu miedzy tymi drużynami role się odwrócą.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.